Udział Zyty Gilowskiej w debacie wyborczej będzie przekroczeniem granic, prezydent jako strażnik konstytucji, będzie zmuszony zasięgnąć w tej sprawie opinii prawników - powiedział w Kontrwywiadzie RMF FM Sławomir Nowak.
Konrad Piasecki: PiS obwieszcza: Doganiamy Platformę, dzielą nas już tylko 2 punkty. Nam robi się ciekawie, a panu zimno z przerażenia?
Sławomir Nowak: Zimno na szczęście jeszcze nie, bo to końcówka lata. Tak więc jest jeszcze całkiem przyjemnie.
Ale to przerażenie wzmaga chłód na zewnątrz?
Myślę, że to prawda. Uważam, że podobnie jak w 2010 roku, o czym wtedy też publicznie mówiłem, te wyniki będą się spłaszczały. Wynik Platformy będzie się zbliżał do wyniku PiSu, albo inaczej - wynik PiSu będzie równał się z wynikiem PO.
Ale, jak rozumiem, mówi pan o tym z radością, bo to większe emocje, a większe emocje to większa frekwencja, a większa frekwencja to przecież dla Platformy...
Chłodno do tego podchodzę i patrzę na to z oddali, ponieważ nie uczestniczę na co dzień w kampanii wyborczej.
Politolog z oddali? Ale pan chyba kandyduje. Jedynka w Gdańsku, Sławomir Nowak - to nie pan?
Ja zrobię wszystko, żeby u mnie na Pomorzu PiS nie dogonił Platformy. To mogę panu dziś napisać.
Ale denerwuje was trochę taki spokojny PiS, prawda?
Nie, to nie jest kwestia tego. PiS wcale nie jest spokojny.
Jest spokojny. To jest trochę powtórka z kampanii prezydenckiej. PiS nie wdaje się w spory, nie chce przychodzić na debaty, nie jest smoleński, a takiego PiSu wy łakniecie.
To nie nowość. Jarosław Kaczyński znowu się przepoczwarza. On udaje znowu kogoś innego, ale to jest już coraz mniej skuteczne.
Kogo więc udaje tym razem?
Znowu udaje spokojnego polityka, który się nie wdaje w pyskówki. Tak czy inaczej, ta kampania PiSu w tych wyborach jest dużo słabsza niż w poprzedniej i to mnie zaskakuje. Tam jest dużo mniej emocji. Ona jest źle zaplanowana i źle realizowana, a już w ogóle debata o debatach jest żenująca. Zachowanie Jarosława Kaczyńskiego w tej sprawie jest po prostu śmieszne i niepoważne.
Ale z drugiej strony, pan jako eks-sztabowiec doskonale wie, że o debatach poważna rozmowa zaczyna się na 2 tygodnie przed wyborami. Rzucanie takiej rękawicy, jak robi to Donald Tusk jest wyraźną próbą rozpędzenia emocji i rozpędzenia machiny wyborczej. Pokazania, że jest walka.
Nie mam zamiaru tłumaczyć się za PiS, że dał się w tej batalii zaskoczyć. Immanentną cechą demokracji i każdej kampanii wyborczej są debaty. PiS powinien był być do tego przygotowany. Okazuje się, że po pierwsze Jarosław Kaczyński i jego sztab nie jest przygotowany, to widać na pierwszy rzut oka, ucieka. U mnie na podwórku mówiło się na takich ludzi "cykory", czyli ci, którzy po prostu "cykorzą". Tutaj uciekają przed debatą.
Premier o solówkach, pan o cykorach - to strasznie podwórkowy język.
Jestem prostym chłopakiem z gdańskiego Przymorza, więc może to dla tego - przepraszam. Druga sprawa natomiast jest taka, że Jarosław Kaczyński po prostu żyje w traumie po przegranych debatach z Tuskiem w 2007 i z Komorowskim w 2010 roku.
Prosty chłopaku z gdańskiego Przymorza - czy prezydent odwoła Zytę Gilowską z Rady Polityki Pieniężnej?
Wielce szanowny panie redaktorze. To jest oczywiście sprawa bardzo poważna i możemy sobie tutaj urządzać takie personalne wycieczki. Jeżeli natomiast poważny przedstawiciel państwa polskiego, jakim powinien być człowiek w Radzie Polityki Pieniężnej, zaczyna zajmować się bieżącą polityką. Ja nie odmawiam nikomu prawa do poglądów...
Czyli na razie zajmowanie się tą bieżącą polityką to spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim i zgoda na wystąpienie w debacie po stronie Prawa i Sprawiedliwości.
Uważam, że spotkanie Zyty Gilowskiej z Jarosławem Kaczyńskim w takich okolicznościach z kamerami czy bez kamer, to jest jej prywatna sprawa - niech robi co chce,. Wcale nie uważam, że to jest jakieś złamanie reguł funkcjonowania państwa polskiego. Jeżeli natomiast ktoś oficjalnie występuje jako przedstawiciel partii politycznej, np. w debacie politycznej - to już jest przekroczeniem granic.
Gdyby Zyta Gilowska wystąpiła w tej debacie, to byłby powód do odwołania jej z Rady?
Ja nie wiem, nie czytałem jeszcze analiz prawnych na ten temat i bez wątpienia jeżeli zaistnieje taki fakt, to trzeba się będzie do niego odnieść na gruncie prawa.
Czyli prezydent zamówi wtedy ekspertyzy.
Bez wątpienia będzie musiał zasięgnąć opinii prawników i podjąć jakąkolwiek decyzję w tej sprawie. Wydaje mi się, że z jednej strony to może być gra ze strony PiS-u, żeby prezydenta postawić po takiej stronie i już dzisiaj powiedzieć: o zobaczcie, prezydent angażuje się w kampanię, bo wyrzucił Zytę Gilowską z Rady Polityki Pieniężnej. Cała perfidia tej gry może polegać na tym, że to jest postawienia prezydenta bez wyboru de facto. Jako strażnik Konstytucji będzie musiał jakąś decyzję w tej sprawie podjąć. Ja jeszcze nie wiem jaką. Będzie to pewnie od strony prawnej analizował. Musimy brać pod uwagę, że to jest gra PiS-u.
Dzisiaj pan mówi jako prezydencki minister, że prezydent rozważa odwołanie Zyty Gilowskiej z Rady.
Na pewno będzie musiał wziąć to pod uwagę. Jeżeli są tego rodzaju sygnały prawne, że to może być złamanie stosownego artykułu o Narodowym Banku Polskim, to prezydent może nie mieć wyjścia.
A patrząc cynicznie i taktycznie. Warto w ten spór iść, warto wokół Zyty Gilowskiej rozgrzewać emocje kampanii wyborczej?
Zadaje mi pan takie pytanie, zakładając - jak rozumiem - że jestem cynikiem i perfidnym człowiekiem. Trudno mi się do tego odnieść.
Zadaję pytanie jako chłodnemu politologowi, który analizuje sytuację.
Więc ja chłodno staram się analizować w ten sposób, że jeżeli zaistnieje tego rodzaju sytuacja prawna, to prezydent będzie musiał ją przeanalizować i podjąć decyzję i uważam, że na tym polega ta perfidna gra PiS-u. Być może chęć uczynienia z Zyty Gilowskiej jakiegoś męczennika PiS-owskiej sprawy znowu. Ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie i bardzo bym prosił panią profesor Zytę Gilowską - no różnie jest w polityce, między politykami i partiami politycznymi - ale proszę jeszcze po dawnej znajomości, żeby wzięła pod uwagę również to, żeby nie narażać na szwank autorytetu Państwa Polskiego.
Dostrzegł pan w Donaldzie Tusku cechy tyrana?
A dlaczego?
Ostatnio co książka, to opisuje Donalda Tuska jako okrutnika, który zbliża do siebie ludzi, by potem ich zniszczyć. Jako człowieka, którego ponoszą napady wściekłości. Uwodzi ludzi, a potem zabija.
Wie pan, mnie śmieszą tego rodzaju historie, trochę na wzór oper mydlanych.
Ale nie ma czegoś takiego w Tusku?
To jest próba budowania takiej narracji, która ma też przede wszystkim sprawiać, żeby te książki , które są pisane z przyczyn czysto komercyjnych, się sprzedawały.
Dziwne, że obie przedstawiają te same tezy. Mogłyby malować Tuska zupełnie innymi barwami.
A co mają powiedzieć. Chciałby pan przeczytać książkę, jak fantastycznym liderem jest Donald Tusk, jak jest współczujący, jak się zajmuje sprawami ludzkimi, że jeździ na powodzie? Taki jest rzeczywiście, jest dobrym, twardym liderem, ale chętnie się czytają tego rodzaju historie i mnie to nie dziwi.
A jako twardemu liderowi zdarza mu się upokarzać współpracowników?
Nie, nie. Wydaje mi się, że znamy się bardzo długo i nasze relacje są dosyć bliskie i ciepłe i ja muszę powiedzieć nie zaznałem tego. A bywa przecież różnie i różnie rozmawiamy.
Czyli nie zaznał pan upokorzeń ze strony Donalda Tuska?
Nie, nie. Nigdy bym o nim i o sobie w tych kategoriach nie powiedział więc uważam, że jest to wyimaginowana sytuacja, powodowana tylko tym, żeby te książki się sprzedawały.