„Warto organizować wielkie imprezy sportowe, żeby potem przyjechało do nas kilka milionów turystów” - mówi o projekcie organizacji w Polsce zimowych igrzysk olimpijskich, minister sportu Andrzej Biernat w Kontrwywiadzie RMF FM. „Igrzyska są impulsem do rozbudowy infrastruktury. Po igrzyskach zostaną też obiekty sportowe. Będą na przykład obiekty dla sportowców, którzy chcieliby jeździć na bobslejach i saneczkach. Ktoś, kto lubi saneczki czy bobsleje będzie miał możliwość uprawiania tego sportu” - twierdzi. Referendum w sprawie organizacji igrzysk? Minister jest dobrej myśli. „Nie chce mi się wierzyć, żeby mieszkańcy Krakowa i Małopolski w referendum powiedzieli igrzyskom 'nie'. To dla nich nobilitacja” - podkreśla.
Konrad Piasecki: Drogie, mało atrakcyjne, przynoszące straty. Po co nam zimowe igrzyska w Krakowie?
Andrzej Biernat, minister sportu: Ile razy można na ten temat mówić. Igrzyska zawsze są elementem promocyjnym, a przede wszystkim impulsem do rozbudowy infrastruktury.
Ale po co nam tor saneczkarski w Krakowie?
Nie mówię o infrastrukturze sportowej. To jest najmniejszy element kosztowy organizacji igrzysk olimpijskich.
Ale trzeba to budować. Potem to niszczeje, rozbiera się.
A proszę mi powiedzieć, gdzie w Polsce można pojeździć na bobslejach, czy na saneczkach?
Przeżyje Polska bez bobslejów.
Ale są sportowcy, którzy chcieliby pojeździć.
Ja wiem, że jest pięciu sportowców, którzy by chcieli na bobslejach pojeździć. I z tego powodu państwo musi budować im tor?
Mamy kilkadziesiąt sportów na świecie, które niekoniecznie są masowe, ale mają grupę ludzi i co? Nie chce pan, żeby ktoś, kto lubi saneczki, czy bobsleje miał możliwości uprawiania?
Jak sobie wybuduje, to proszę bardzo. Ale nie za moje pieniądze.
To znowu staramy się alienować tych, którzy mają niszowe zainteresowania.
Samo aplikowanie o te igrzyska kosztuje 48 milionów złotych. Kupa pieniędzy.
Niekoniecznie. W pierwszej fazie to by kosztowało kilkanaście milionów.
W pierwszej fazie kilkanaście, ale jak nas dopuszczą to 48.
Ale to dopiero jak nas dopuszczą.
Warto wydawać 48 milionów na to, żeby promować Kraków jako centrum sportów zimowych?
Ja w ogóle uważam, że warto organizować wielkie imprezy sportowe, a igrzyska olimpijskie są to największe imprezy.
Ale po co?
Po to, żeby za rok, za dwa po igrzyskach do Polski przyjechał 3 miliony turystów więcej i zostawiło kilka miliardów euro.
A ilu turystów więcej przyjechało po Euro 2012?
Półtora miliona.
7 procent.
Półtora miliona razy 1000 euro to półtora miliarda euro. Nie zależy panu na takich pieniądzach?
A wydatki jakie?
Na procesie 10-letnim okaże się, że pieniądze zwróciły się bardzo szybko.
Myśli pan, że w miejscu, gdzie ostatnio były igrzyska, są większe tłumy?
Ja nie wiem, czy są większe. Ci, którzy zajmują się tego typu badaniami to na pewno wiedzą. Dla Polski efekt promocyjny będzie duży.
Pan jest narciarzem. Gdzie były ostatnie igrzyska zimowe?
Po Turynie było... O jejku....zaskakuje mnie pan pytaniem, ale zaraz panu odpowiem.
Zastanawiam się, czy narciarz nie jest zainteresowany, żeby pojechać w miejsce, gdzie były ostatnie igrzyska zimowe.
W Vancouver. Bardzo odległe miejsce. Zaskakuje mnie pan pytaniami, ale przypomniałem sobie. Przedtem Turyn, przed Turynem Lake Placid.
To co, pomyślał pan, żeby do Turynu albo Lake Placid pojechać na narty?
Chętnie jeżdżę, ponieważ w okolicach Turynu są świetne trasy narciarskie, bo to już Alpy.
Czyli będzie pan jeździł w miejscach, gdzie są igrzyska zimowe?
Na pewno. Z ciekawości byłem dwa razy w Cortinie - starej, historycznej miejscowości, gdzie były igrzyska. Czy w Predazzo, gdzie Stoch i Małysz zdobywali złote medale mistrzostw świata.
Czy o igrzyskach w Krakowie zdecydują mieszkańcy tego miasta? Na ile będzie istotny ich głos?
Jeśli doprowadzą do referendum, to prawdopodobnie tak. Ale nie chce mi się wierzyć, żeby mieszkańcy Krakowa i Małopolski byli przeciwni igrzyskom.
Ale czy jeśli powiedzą 'nie', to nie będzie igrzysk w Krakowie?
Ja myślę, że większość Małopolski i Krakowa nie powie 'nie'.
Dlaczego nie? Skąd ta pewność?
Dlatego, że dla nich to też jest nobilitacja. Dziś Kraków już jest najlepszym miastem turystycznym w Polsce. Po igrzyskach olimpijskich będzie mekką dla tej grupy, która też zajmuje się sportem.
Kraków?
Kraków? Podhale i Małopolska.
I tam będą przyjeżdżali na bobsleje z całego świata?
Bobsleje to takie prześmiewcze, ale to jeden z elementów infrastruktury sportowej.
Kraków nie ma gór. Zakopianka jest zatłoczona. Zakopane jest zatłoczone maksymalnie. Po co nam taka promocja?
Przecież budujemy jeszcze od grudnia fragment do Rabki...
A Zakopane i tak pęka w szwach. Więcej turystów w Zakopanem, to większy problem.
Jest też pomysł rozcieńczenia ruchu przy wjeździe do Zakopanego. Także to nie jest problem. Zakopiańczycy będą szczęśliwi, że zbudujemy taką infrastrukturę.
Jakoś pan mało przekonujący w sprawie tych igrzysk, panie ministrze...
Wie pan co, patrzę na ten tor bobslejowy, który może rzeczywiście...
Przepraszam, to pan powiedział o torze bobslejowym, nie ja...
Znaczy, mówię, że jednym z elementów... Ale tak naprawdę wszystko, co powstanie na igrzyska, będzie funkcjonowało przez lata, dla mieszkańców Małopolski.
Już ich widzę, jak na tych bobslejach i saneczkach będą jeździli...
Ale na pewno w hali lodowej... Niech pan zobaczy, co się dzieje na ślizgawce na Narodowym.
Zapasy tak, pięciobój mniej. Czy pan utrzyma ten system finansowania sportu, który ministra Mucha wprowadziła?
Ale to nie jest tak. Przynależność do którejkolwiek grupy, nazywanej złotą, srebrną, brązową, nie świadczy o finansowaniu. Jest przygotowany algorytm, który finansowanie uzależnia od wyniku sportowego, ilości szkolących się dzieci, młodzieży itd...
Ale to hasło minister Muchy: koniec z komunizmem w sporcie. Podpisuje się pan pod nim?
Nie wiem, o co chodziło z tym komunizmem.
No nie, to była pańska koleżanka, partyjna i klubowa, pańska poprzedniczka, więc rozumiem, ze wiem pan, o co jej chodziło?
Nie pytałem jej o komunizm w sporcie. W każdym razie algorytm, który został przygotowany, już nie ma tego charakteru równościowego dla wszystkich związków, tylko rzeczywiście jest oparty o sukces.
A pan naprawdę uważa, że budżetowe finansowanie sportu wyczynowego to jest dobra ścieżka?
Dopóki związki się nie usamodzielnią, a na razie to tylko jeden, dwa, może trzy związki taką samodzielność bytową mają - to trzeba również wspomagać sport wyczynowy.
A co by było, gdybyśmy przestali finansować sport wyczynowy? Polska by na tym bardzo ucierpiała?
Zawsze, nie wiem, czy pamięta pan, jak był pan dzieckiem...
Pamiętam jak byłem dzieckiem. To było 40 lat temu...
... to miał pan jakiegoś sportowego idola. Nie wiem, kto to był, ale pewnie pan doskonale potrafi sobie przypomnieć.
Pele. Nie sądzę, żeby Brazylia finansowała sport wyczynowy.
Powiem panu, bardziej komunistycznie niż za naszych czasów komunistycznych...
Pele był finansowany za rząd Brazylii?
Na pewno był finansowany. Przynajmniej pośrednio.
Tak jak dzisiaj Messi przez rząd Argentyny - bardzo jest finansowany. A Messi jest dzisiaj idolem wszystkich dzieci.
Messiego zakupiono jak miał 15 lat, ale pewnie był wychowany w jakiejś publicznej szkółce piłkarskiej w Argentynie, ale kupiła go La Masia i wychowała go na zawodnika. Także nie Argentyńczycy, tylko Hiszpanie.
Patrzę jakie sporty są dzisiaj w Polsce najpopularniejsze: bieganie, rower. Ani sukcesów w bieganiu ani w jeździe rowerem, ale radzimy sobie... wyczynowo. Znaczy niewyczynowo.
Wróćmy do idola. Każdy ma swojego idola i dzieciak, wybierając jakikolwiek sport do uprawiania... Żeby zachęcić dzieciaka, trzeba mu wskazać cel. Celem jest zawsze jakość sportowa: Lewandowski, Błaszczykowski, Pele, Eusebio świętej pamięci.
I tak będziemy ich pokazywać, a tymczasem czytam raporty: polskie dzieci coraz grubsze i mniej ruchliwe. Jakoś mało je pan zachęca.
To też uproszczenie, bo jeżeli chodzi o szkołę podstawową, takiego problemu tak do końca nie ma. Problemy, takie prawdziwe, zaczynają się w gimnazjum i liceum, ale to mamy...
Czym pan odpędzi dzieci od komputerów?
Mam nadzieję, że taką ofertą masowego sportu i idolami, których będzie coraz więcej.
A może właśnie bardziej sport masowy niż ten wyczynowy i pięcioboiści czy wioślarze, którzy jakoś specjalnie nikogo nie zachęcają do uprawiania pięcioboju czy wioślarstwa?
Bardzo by się pan zdziwił, gdyby pan zobaczył, ile dzieci uprawia wstępnie pięciobój nowoczesny. Zaczyna się od pływania i biegania, czyli od dwuboju...
I strzelają tam?
...od bardzo masowego sportu, który można uprawiać całe życie. I do takiego modelu dążymy - żeby zaczynać od sportu, który można uprawiać całe życie, a później selekcjonować ich do poszczególnych sportów.
Czy pan jest entuzjastą obowiązkowego alkomatu w każdym samochodzie?
Ja mam alkomat w samochodzie. Nie muszę być entuzjastą, bo już go sobie kupiłem.
Ale ma pan, bo miał pan kiedyś z tym problemy?
Nie, kupiłem go dlatego, że wydaje mi się, że czasami po dłuższej kolacji warto zobaczyć, czy warto jechać.
To prawda, że kiedyś zdarzyło się panu prowadzić po pijanemu samochód?
Na pewno nie na drodze publicznej.
A na jakiej?
Mówię, że nie miałem kolizji na drodze publicznej.
Rozumiem. Ale zdarzyła się taka sytuacja. "Wprost" opisuje, że była impreza, pan wstał, wsiadł do samochodu, uderzył w jakąś pryzmę kostki brukowej.
Nie, nie. Plotek nawet nie chce mi się już komentować, dlatego nawet nie reagowałem na zaczepki "Wprost".
No to niech pan teraz zareaguje. Było tak czy nie?
Nie było.
A jak było?
Nie było tak...
Skoro mówi pan, że nie na drodze publicznej prowadził po alkoholu, to rozumiem...
Nie prowadziłem po alkoholu przede wszystkim - to jest pierwszy...
No to jaka była sytuacja z tym piciem i wsiadaniem do samochodu?
Nie było picia i wsiadania do samochodu. Miałem kolizję - każdy z nas miał kiedyś w życiu kolizję samochodową.
Oczywiście. Ale bez alkoholu?
Bez alkoholu.
To dlaczego pan mówi, że "po publicznej drodze po alkoholu nie prowadzę"? W ogóle pan nie prowadzi, rozumiem.
Ten incydent opisywany, że niby gdzieś tam miałem jakiś wypadek, niby po alkoholu, nie dotyczył w ogóle drogi publicznej.
Ale był po alkoholu?
Nie, no ile razy mam panu powtarzać?
Skoro nie było żadnego problemu alkoholowego...
To co miałem zrobić? Bić się z "Wprost"?
Trzeba było powiedzieć, że pan nie prowadzi po alkoholu - nigdy, nigdzie.
Ale przecież to powiedziałem!
Nie. Że po drodze publicznej nie.
Nawiązał pan do incydentu opisanego we "Wprost".
Nie, zapytałem tylko, czy pan po alkoholu prowadził. Pan powiedział, że nigdy na drodze publicznej.
No to nie - jeżeli pan bardzo tego oczekuje.