Na elewacjach bloków giną przykrywane nowymi warstwami farby. Na ławkach - nie widać ich spod śniegu. Jedynie na przystankach, między tagami grafficiarzy, można jeszcze znaleźć miłosne wyznania.
Któż nie pamięta pracowicie wydrapywanych na klatkach schodowych serc, często z literami WNM, jak "Wielka Nieskończona Miłość"? Teraz takie publiczne wyznania uczuć trudno już wypatrzyć, ale kilkugodzinny spacer po średniej wielkości mieście pozwala stwierdzić - młodzi ludzie wciąż chcą dzielić się swoją miłością z całym światem.
Wyznania najłatwiej spotkać na przystankach - sprawiają wrażenie dość pospiesznie napisanych w oczekiwaniu na autobus. Najczęściej są "skrótowo-matematyczne" - czyli inicjał plus inicjał równa się serduszko, ewentualnie serce i imię ukochanej/ukochanego.
Nieco dłuższe wyznania - ale znacznie rzadziej - można znaleźć na murach. Pojawiają się też nowe techniki - dalej w użyciu bywa flamaster, ale znalazłem i napisy wykonane przy pomocy farby. Niekiedy wymagało to dość długiego przyglądania się ścianie, pokrytej większymi graffiti. Takie napisy najłatwiej znaleźć na budynkach starszych albo takich, które dawno nie były odmalowywane. Na kilkudziesięcioletniej kamienicy zobaczyłem ten, który wydał mi się chyba najbardziej wzruszający - I LOVE, bez żadnego imienia. Ślady na ścianie wskazywały, że imię również tam było, ale czas zatarł tę część napisu. Została sama MIŁOŚĆ. Jakby na potwierdzenie, że miłość jest wieczna.