Tym, co jest w archiwach Służb Bezpieczeństwa, niech się zajmą ludzie obiektywni, bezstronni, czyli najlepiej historycy IPN-u czy z UJ. Nie chcę, aby w takich zespołach zasiadali czynni politycy – mówi gość RMF Krzysztof Kozłowski.
Konrad Piasecki: Panie ministrze, czy Kraków czeka wojna teczkowa?
Krzysztof Kozłowski: Mam nadzieję, że nie. Mam nadzieję, że różne, niezbyt mądre pomysły, spalą na panewce i rozsądek weźmie górę.
Konrad Piasecki: A może to nie jest dobre rozwiązanie, żeby rozsądek brał górę? Może dziś potrzeba nam wiedzy o tym, co tak naprawdę jest w archiwach Służb Bezpieczeństwa?
Krzysztof Kozłowski: Tak, i powinni to robić politycy w czasie kampanii wyborczej? To jest ideał! Jeżeli w zespole badawczym profesora Gąsowskiego jest Zbigniew Fijak, szef Platformy Obywatelskiej w Krakowie, to ja się pytam, czy ten zespół ma charakter naukowo-badawczy czy polityczny.
Konrad Piasecki: Ale Zbigniew Fijak jest jednocześnie człowiekiem pokrzywdzonym przez Służby Bezpieczeństwa. Miał dostęp do swoich akt i może powiedzieć, że ktoś go inwigilował, prześladował.
Krzysztof Kozłowski: Ma 9 czy 10 nazwisk, które chce ujawnić. Ale przecież nie o to chodzi. Chodzi o 50 nazwisk, które według słów Fijaka, miały wstrząsnąć Krakowem i pokazać uwikłanie elit krakowskich we współpracę ze służbami specjalnymi.
Konrad Piasecki: A elity krakowskie były uwikłane we współpracę ze służbą bezpieczeństwa?
Krzysztof Kozłowski: Nie mniej niż gdzie indziej, i niż inne grupy społeczne.
Konrad Piasecki: Ale może czas głośno mówić o tym, czy były, czy nie były? I kto był uwikłany, a kto nie był?
Krzysztof Kozłowski: Tylko ja proszę, aby to robili ludzie fachowi obiektywni, bezstronni, czyli najlepiej historycy IPN-u czy historycy z UJ. Nie chcę, aby w takich zespołach zasiadali czynni politycy. Mnie przez 15 lat się wypomina, że w 1990 roku Adam Michnik wszedł do archiwum MSW jako polityk. I to jest rzecz, której mi nigdy nie wybaczono. Otóż dzisiaj ci sami ludzie uważają, że Zbigniew Fijak badający materiały dt. nie jego osoby jako pokrzywdzonego, tylko działań w Uniwersytecie Jagiellońskim np., że to jest wszystko w porządku, jeżeli on to robi.
Konrad Piasecki: A pan jako były szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych zna nazwiska ludzi, którzy byli tajnymi współpracownikami w środowisku krakowskim?
Krzysztof Kozłowski: Są dwie kategorie ludzi. Są tacy, którym się ręce trzęsą i dostają wypieków na widok teczki i materiałów Służb Bezpieczeństwa, i są tacy, których to nie rusza. I ja należę do tych drugich.
Konrad Piasecki: Pan do swojej teczki nie zajrzał?
Krzysztof Kozłowski: Nie przyszło mi do głowy, aby szukać materiałów o „Tygodniku”, o swoich kolegach czy swoich własnych.
Konrad Piasecki: Nie chciał pan wiedzieć, kto na pana donosił?
Krzysztof Kozłowski: Niech pan sobie wyobrazi, że mnie nie interesowało, kto donosił, czy donosił. I co mi z tego.
Konrad Piasecki: Ale innych to może interesować.
Krzysztof Kozłowski: Oczywiście. Jeżeli mówi się, że straciłeś szansę życiową, karierę ci złamano, bo komunizm, bo PRL, to to wszystko są ogólniki, które do człowieka nie trafiają. A jak zdobędę przekonanie, że to Kowalski podstawił mi nogę, to wszystko staje się jasne.
Konrad Piasecki: Ale jeśli dziś Kowalski jest osobą publiczną, to mamy prawo to wiedzieć.
Krzysztof Kozłowski: To proszę bardzo. Tylko czy mamy wiedzieć fakty możliwie potwierdzone i zweryfikowane, czy sami sobie mamy tworzyć historię na własny użytek. Jeżeli słyszę od Fijaka – powołuję się na niego, bo on jest najbardziej czynny w Krakowie – że ja mam obiekcje, bo się boję, że „Tygodnik” się boi, lęka, to poprosiliśmy IPN, żeby opracował również sprawę „Tygodnika”. Będziemy się cieszyć, jak takie opracowanie powstanie, pod warunkiem, że nie będą tego opracowywali politycy, tylko zespół możliwie rzetelnych i wiarygodnych historyków.
Konrad Piasecki: Ale pan panie senatorze się nie boi?
Krzysztof Kozłowski: A czego mam się bać.
Konrad Piasecki: A jeśli środowisko „Tygodnika Powszechnego” było intensywniej filtrowane przez tajnych współpracowników?
Krzysztof Kozłowski: Bałbym się, jeśliby nie było prób.
Konrad Piasecki: A jeśli to były próby udane.
Krzysztof Kozłowski: I co?
Konrad Piasecki: A jeśli się okaże, że ludzie „Tygodnika” byli tajnymi współpracownikami?
Krzysztof Kozłowski: A co znaczy ludzie „Tygodnika”? „Tygodnik” zatrudnia kilkudziesięciu ludzi, a przez te kilkadziesiąt lat PRL-u przewinęło się stu kilkudziesięciu co najmniej, prawda.
Konrad Piasecki: Nie ma pan w sobie strachu, że okaże się, że byli tajnymi współpracownikami niektórzy z nich.
Krzysztof Kozłowski: Ale ja to raczej wiem. Ja sądzę, że moja lista jest dokładniejsza niż IPN-owska.
Konrad Piasecki: No to proszę ją ujawnić.
Krzysztof Kozłowski: A komu to jest potrzebne do szczęścia?
Konrad Piasecki: Polsce, światu, historii.
Krzysztof Kozłowski: Niech pan nie używa tego rodzaju górnolotnych... ciekawość dziennikarska panem powoduje. Ostatecznie, jeśli ci ludzie pracowali dla SB, jeżeli szkodzili to swoim kolegom z „Tygodnika Powszechnego”, a nie panu czy innym postronnym osobom. To raczej my jesteśmy w tym zainteresowani a nie kto inny.
Konrad Piasecki: Tak na pańskie wyczucie, jak się ta historia krakowska skończy.
Krzysztof Kozłowski: Nie wiem, jak zwykle w Polsce na niczym. Ochlapiemy się wzajemnie błotem i potem będzie tak jak było.
Konrad Piasecki: Dziękuję za rozmowę.