"Nie pijemy (alkoholu - red.) przed wejściem do wody. Tak samo, jak nie jemy, przynajmniej godzinę przed wejściem do wody. Druga kwestia - kąpiemy się w miejscu strzeżonym. W miejscach, w których nie ma ratowników, nikt nie pomoże. Trzecia - nigdy samotnie" - radzi w Porannej rozmowie w RMF FM Paweł Różański, ratownik WOPR wszystkim, którzy w lecie zamierzają spędzać czas nad wodą.
Różański mówił też, że można nie zorientować się, że ktoś tonie, bo taka osoba nie krzyczy i nie woła o pomoc. Tonący chce złapać powietrze, oddychać. Osoba tonąca tonie niemo - mówił ekspert. Radził też, co powinniśmy zrobić, gdy zorientujemy się, że ktoś tonie. Wezwać pomoc osoby, która potrafi to zrobić lub podać coś, żeby mógł złapać, utrzymać się na powierzchni wody - mówił Różański. Przestrzegał jednak przed próbą podawania tonącemu ręki. Jeżeli podamy rękę, może to grozić wciągnięciem pod wodę i utoną dwie osoby. Znane są takie przypadki - przekonywał.
Różański mówił też o najczęstszych powodach wakacyjnych wypadków. Kluczowe błędy pojawiają się z braku doświadczenia, zbytniej brawury, często pewności siebie: "jestem nieśmiertelny, nic się nie wydarzy, umiem pływać" - przestrzegał ratownik.
Według policyjnych statystyk rocznie około połowa przypadków utonięcia dotyczy osób po 50. roku życia. Ratownik WOPR tłumaczył przyczynę tego zjawiska. Osoby starsze bardzo często giną w wodzie dlatego, że w sferze świadomości i doświadczenia wciąż mają poczucie, że potrafią pływać. Ale zmieniła się fizjologia, wydolność mięśniowa się zmieniła. Ci ludzie mają mniejszą odporność. Wszystko zaczyna spadać, ale świadomość zostaje taka, że "przecież ja to umiem" - mówi.
Paweł Różański wyjaśnił też, jaka aktywność fizyczna jest bezpieczna dla seniorów. Biorąc pod uwagę wiek, forma rekreacyjna - pływanie, rower? Rewelacja! Bieganie? Tak, tylko w małej ilości. Chodzi o to, żeby nie doszło do zapaści, problemów krążeniowo-oddechowych. Są tacy, którzy pomyślą: "ja nie dam rady maratonu?" i padają w trakcie - przestrzegał ratownik WOPR.
Robert Mazurek, RMF FM: Dzień dobry państwu. Ostatni dzień przed wakacjami to zawsze taki czas, kiedy nie rozmawiamy o polityce, choćby się waliło i paliło. Ale dzisiaj absolutnie nie będzie śmiesznie. Proszę państwa, gdybyśmy mieli potężną katastrofę, w której zginęło naraz 500 osób, to byśmy pewnie o tej katastrofie mówili tygodniami i miesiącami. Co roku na polskich rzekach, jeziorach i nad morzem tonie właśnie około 400-500 osób. Dzisiaj ze mną w studiu jest dr Paweł Różański z AWF-u, ratownik wodny, medyczny, górski i wszelaki, który opowie nam, jak się nie zabić.
Paweł Różański: Dzień dobry, panie redaktorze. Witam słuchaczy radia RMF FM.
Pan ma doktorat z tego, jak się nie zabić. Rozumiem, że fakt, że ma pan doktorat i jeszcze żyje, świadczy o tym, że jest pan właściwą osobą.
Nie do końca, bo faktycznie udało mi się w życiu kilka razy otrzeć się o śmierć. Ale też dzięki takim wypadkom człowiek nabiera wiedzy i doświadczenia, co robić żeby faktycznie poradzić sobie z różnymi sytuacjami ekstremalnymi.
Biorąc pod uwagę, że większość ludzi skacze do wody z pomostu, a pan z helikoptera, to rzeczywiście jest o czym mówić. Ale teraz serio. Panie doktorze, czy po piwie można wejść do wody, czy nie można?
Generalnie nie powinno się po alkoholu robić niczego, dlatego że grozi to utratą zdrowia lub życia. Przychodzi mi do głowy takie hasło, które przeczytałem wiele lat temu na koszulce pewnego plażowicza: "po jednym piwie jest fajnie, po drugim piwie cały świat jest kolorowy, a po trzecim jestem nieśmiertelny".
I ludzie wierzą, że są nieśmiertelni?
Niestety tak. Alkohol, jak powszechnie wiadomo, wyzwala różne instynkty, zachowania, agresję.
No dobrze, ale wie pan, jak to jest. Jedno piwko, drugie piwko. Nad jeziorkiem jest gorąco, to co za problem?
Woda 25 razy szybciej zabiera temperaturę ciała. A tego, co się stanie w organizmie, nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Nie wiemy, kiedy złapie nas czkawka, kiedy nam będzie zimno, kiedy złapie skurcz. A alkohol te reakcje przyspiesza. Po alkoholu można wywrócić się na drodze, można zedrzeć kolano, ale po alkoholu można też zachłysnąć się wodą, albo dostać skurczu. I to może być ostatni incydent w tym życiu.
No dobrze. A taka sytuacja, że dobrze pływam, ale nie chcę przy brzegu, z tymi wszystkimi ludzi, tam jest hałas, są dzieci, inne takie. Więc chciałbym sobie wypłynąć na środek jeziora. Dobrze pływam, to co, nie mogę?
Bardzo często tak robią ludzie, którzy myślą, że bardzo dobrze pływają i płyną na środek jeziora. My, jako ratownicy, widząc takiego człowieka, wiemy, że nie ma on żadnego doświadczenia z procesem tonięcia.
Procesem tonięcia?
Tak, procesem tonięcia. Ponieważ tonięcie trwa etapami. To nie jest tak, że od razu się tonie. Ludzie dopływają, na przykład, do środka jeziora, a potem jeszcze trzeba wrócić. A oni już są zmęczeni i ratownicy muszą interweniować. Ludzie, którzy kiedykolwiek doświadczyli tego typu zdarzenia, pływają wzdłuż brzegu, nie wypływają na środek jeziora czy morza.
To teraz kilka cennych rad: jak się nie zabić? Bo chciałbym jednak, żeby nasi słuchacze mogli znowu posłuchać mojego wspaniałego głosu we wrześniu. Poproszę o trzy rady.
Na pewno unikamy alkoholu.
Czyli po pierwsze: nie pijemy?
Nie pijemy przed wejściem do wody , tak samo jak nie jemy przed wejściem do wody przez przynajmniej godzinę. Ale po alkoholu definitywnie nie wchodzimy do wody. Druga kwestia, kąpiemy się w miejscu strzeżonym. Bardzo często wypadki pojawiają się w miejscach, gdzie nie ma ratowników i nikt nie pomoże.
Na pewno większość z nich jest właśnie tam. No ale litości - na pewno jak pan był młodym człowiekiem, jeździł pan w miejsca gdzie nie było ratownika. No i co, nie kąpać się?
Panie redaktorze, faktycznie popełniałem te błędy. Dzisiaj biję się w pierś, bo wiem jakie głupoty wtedy robiłem. Mi się udało, ale niektórym się nie uda.
I trzecia rada.
Nigdy samotnie. Zawsze w miejscu strzeżony, nigdy samotnie. I oczywiście pod kontrolą, ze sprzętem ratowniczym.
Jakim sprzętem? Przepraszam bardzo, ja nie mam żadnego sprzętu, poza taką małą bojką. To wystarczy?
Powiem tak, moja żona zawsze się śmieje, kiedy idziemy razem na plażę, i pierwsze co robię, to się rozglądam. To już jakiś taki instynkt zawodowy. Patrzę, gdzie jest jakieś dmuchane koło, jakiś krokodyl, którego mógłbym w razie czego podać tonącemu, ponieważ nie wolno nigdy wchodzić z takim człowiekiem w bezpośrednią interakcję.
Pływanie z taką bojką to nie jest obciach?
W 2002 roku brałem udział w słynnym Białym Szkwale na jeziorach mazurskich i powiem tak, ludzie, którzy to przeżyli, nawet ci, którzy pływali bardzo dobrze, od tamtej pory zawsze pływali w kapoku. A ci, którzy nie doświadczyli czegoś takiego, mają mnóstwo wymówek, na przykład chcą się opalać. To są m.in. wypadki osób potrafiących pływać, które przeżywają wstrząs termiczny.
A po czym poznać, że ktoś tonie? Widzimy, że ktoś tam pływa, ale może pływa na "rozpaczliwca"? Czy tonący krzyczy?
Nie, bo tonący chce złapać powietrze, chce oddychać. Mówi się, że taka osoba spławikuje. Człowiek przerażony, przestraszony, faktycznie mówi prosi o pomoc i tak dalej, ale to jest etap wstępny. Osoba tonącą tonie niemo.
Jak widzimy tonącego, to jak mu pomóc?
Wezwać pomoc, osoby, które potrafią to zrobić. Podać coś, żeby mógł złapać i utrzymać się nad poziomem wody.
Ale nie rękę?
Jeżeli podamy rękę, to jest niesamowity uścisk. To grozi wyciągnięciem pod wodę i jest bardzo niebezpieczne.
Dobrze. Czyli jak widzę tonącego, a sam nie umiem pływać, to krzyczę, tak głośno jak umiem, żeby ktoś pomógł. A jeśli umiem pływać, to mogę podpłynąć i coś podać?
Tak, coś, co utrzymuje się na wodzie. Ale nie polecam, dlatego że osoby, które nigdy nie brały udziału w akcji ratunkowej są szczególnie narażone na wypadek.
Pan ratował ludzi również w różnych innych miejscach, nie tylko nad wodą. Co roku w samych Tatrach ginie kilkanaście osób, nie w lawinie. Ale latem ludzie giną bo...? No właśnie, bo co? Bo wyszli po piwku? Bo deszcz ich złapał? Dlaczego ludzie giną w górach? Czego nie należy robić, jak się uratować?
Dlaczego giną? Bo idą nieprzygotowani, nie mają odpowiedniego sprzętu, nie mają kondycji, nie mówią gdzie idą, nie mają łączności. I wtedy nawet jeśli wydarzy się prosta rzecz, ktoś idąc sam szlakiem skręci nogę, a nie ma pomocy, nie ma zasięgu, nie ma telefonu, to ma problem.
No tak, bo niektórzy nie umieją sobie poradzić ze zwykłym skróceniem nogi. Ogromna większość wręcz. Myślę, że ja bym tak siedział do dziś.