"Czekamy na odpowiedź Rosji na wydalenie z Polski 45 członków rosyjskiej ambasady" - mówił w Porannej rozmowie w RMF FM wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz. Jak podkreślił, zarówno rosyjski ambasador w Polsce, jak i rzeczniczka MSZ Rosji już to zapowiedzieli. "Czekamy na notę, na konkretną informację. W zależności od tego, jaka liczba polskich dyplomatów zostanie wydalona, my rezerwujemy sobie oczywiście także i możliwość odpowiedzi zgodnie z zasadami panującymi w dyplomacji" - dodał.
"Myślę, że strona rosyjska ma świadomość czym zajmują się jej tzw. dyplomaci w szeregu państw. Miała też świadomość dyskusji, jaka toczyła się na forum państw unijnych, bo my to robiliśmy w koordynacji z państwami europejskimi. Na pewno nie było to dla pana ambasadora zaskoczeniem" - podkreślił.
Gość Roberta Mazurka zauważył także, że 45 osób to 2/3 obsady ambasady rosyjskiej w Warszawie.
"Trzeba mieć świadomość, że te osoby zintensyfikowały swoją działalność w ostatnich dniach i tygodniach. Z całą pewnością realizowali swoje zadania wcześniej, natomiast nie zagrażały one na tyle bezpieczeństwu Polski. Natomiast w ostatnim czasie - zwłaszcza po wybuchu wojny - ich działalność stała się na tyle niebezpieczna, że ABW zawnioskowało do nas o wydalenie tych osób" - zaznaczył.
Pytany, czy to był jedyny powód ich wydalenia, odpowiedział: "Z jednej strony rzeczywiście powzięliśmy informacje, polskie służby, dotyczące ich działalności, niezgodnej z Konwencją Wiedeńską, po drugie - w kontekście całej sytuacji wokół Ukrainy - nie sposób przechodzić wokół obecności rosyjskiej ambasady, rosyjskich dyplomatów w Polsce do porządku dziennego, a po trzecie - i to powiedziałem panu ambasadorowi wczoraj - stan stosunków polsko-rosyjskich absolutnie nie uzasadnia tak rozbudowanej liczebności dyplomatów rosyjskich".
"Ja nie wiem, czym oni mieliby tu się zajmować w najbliższym czasie, bo ja nie przewiduję - dopóki Rosja nie wycofa się z Ukrainy - jakichś rozbudowanych relacji czy to politycznych, czy gospodarczych, czy kulturalnych z Rosją. Dopóki będzie postępować agresywnie, nie widzę potrzeby, aby tak rozbudowany komponent dyplomatyczny był tutaj obecny w Warszawie" - mówił Marcin Przydacz.
Gość Porannej rozmowy w RMF FM dodał, że nie jest wykluczone, że polska strona każe opuścić nasz kraj także rosyjskiemu ambasadorowi w Warszawie Siergiejowi Andriejewowi.
"W pierwszym etapie koncentrowaliśmy się na krokach konkretnych - sankcje, pomoc Ukrainie, zachęcanie naszych zachodnich partnerów do wsparcia Ukrainy. Odwoływanie czy wyrzucanie ambasadorów ma też taki walor symboliczny. Ja nie powiem, że nie jest istotny - natomiast można zachować sobie ten komfort na przyszłość. Na tym etapie takiej decyzji nie ma. Nie jest wykluczone, że w przyszłości zapadnie" - przyznał.
Pomysł misji pokojowej NATO w Ukrainie będzie dyskutowany na szczycie NATO (który rozpoczyna się dziś - przyp. red.). Zobaczymy jak do niego ustosunkują się inni sojusznicy" - powiedział w Porannej rozmowie w RMF FM Marcin Przydacz, wiceminister spraw zagranicznych.
Jak dodał, głos Stanów Zjednoczonych, które poinformowały, że nie wyślą swoich wojsk w misji pokojowej NATO, jest ważny, natomiast ta dyskusja będzie jeszcze prowadzona. "W naszym przekonaniu nie tylko ze względów moralnych, ale i ze względów politycznych, ten pomysł wart jest rozważania. Ja osobiście naprawdę budząc się każdego dnia, nie mogę patrzeć na to, jak kolejne miasta są bombardowane, kolejni cywile mordowani przez wojska rosyjskie. Pytanie, jak długo jeszcze, jako Zachód, będziemy musieli czekać, aż powiemy sobie: 'dosyć, tego już dłużej nie można w żaden sposób akceptować’" - powiedział gość Roberta Mazurka.
Przypomniał, że Ukraina to nasz sąsiad. "To jest dzisiaj państwo, które walczy o wartości europejskie. To jest dzisiaj państwo, które nie dyskutuje przy kieliszku wina gdzieś w Strasburgu, czy w Brukseli o wartościach europejskich. To jest naród, który na barykadach i w bunkrach walczy o wartości europejskie, o wolność, o demokrację, o rządy prawa i myślę, że my, jako wspólnota europejska, nie zrobiliśmy jeszcze wystarczająco dużo" - podkreślił Przydacz.
Czego możemy się spodziewać na szczycie NATO? "Nie spodziewałbym się konkretnych, twardych decyzji. Na to przyjdzie jeszcze czas także i na niższych poziomach, ale kierunkowo (może być - przyp. red.) decyzja dotycząca dalszego wsparcia Ukrainy, nie tylko humanitarnego, ale także wszelkiego innego - politycznego, dyplomatycznego. Myślę, że także będzie dyskusja o sankcjach. Co prawda NATO nie ma tu instrumentów, ale wielu sojuszników jest też przecież osobno w ramach grupy G7 czy UE" - zaznaczył gość RMF FM.
"Wykluczenie Rosji z G20 to osoby proces. Nie wyobrażam sobie, żeby w tym roku na szczycie grupy G20, po czerwonym dywanie maszerował Władimir Putin przyjmowany z fanfarami przez najważniejszych polityków światowych" - mówił w internetowej części Porannej Rozmowy w RMF FM Marcin Przydacz.
Jego zdaniem, wykluczenie Rosji powinno nastąpić jak najszybciej. "Nie wiem, czy prezydent Francji, prezydent USA, czy kanclerz Niemiec rzeczywiście chcieliby wziąć udział w takim wydarzeniu. My zwracamy na to uwagę, że może to być bardzo źle odebrane przez opinię publiczną" - mówił wiceminister.
Zdaniem Przydacza, miejsce Rosji w G20 mogłaby zająć Polska. "Polska od lat zabiega, a od kilku lat bardzo intensywnie, o to, aby dołączyć do grupy G20. Jesteśmy gospodarką dużą, o politycznym znaczeniu istotnym. A zwłaszcza w dzisiejszej sytuacji nasza rola jeszcze wzrasta. Mamy prawo domagać się bycia w części chociaż w tych dyskusjach G20. Będziemy ten proces kontynuować, będziemy przekonywać naszych partnerów, żebyśmy mogli brać udział w tych rozmowach. W tym roku przewodnictwo ma Indonezja. Między innymi z Indonezją będziemy o tym rozmawiać" - mówił Przydacz.
Robert Mazurek pytał też swojego gościa o inicjatywę zmiany konstytucji tak, by możliwa była konfiskata majątki oligarchów rosyjskich na terenie Polski. "Jest przeprowadzona kwerenda przedsiębiorstw, w których udziały mają obywatele Rosji, przede wszystkim tacy, którzy mają jakieś kontakty polityczne z Kremlem. Mają tę wiedzę odpowiednie służby - Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Taka lista powstała i w części została wysłana także już do Komisji Europejskiej, aby objąć te osoby odpowiednimi sankcjami z poziomu europejskiego. Przypomnę, że sankcje mogą być wprowadzane na poziomie europejskim, unijnym. I te nazwiska tam już się znajdują" - mówił wiceminister.
Robert Mazurek: Dzień dobry, kłaniam się nisko państwu. Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz jest ze mną. Kłaniam się.
Marcin Przydacz: Dzień dobry panie redaktorze, dzień dobry państwu.
Wczoraj miał pan niewątpliwą "przyjemność" rozmowy z ambasadorem Rosji w Polsce Siergiejem Andriejewem. To pan go poinformował o tym, że wyrzucacie 45 dyplomatów rosyjskich?
Nie nazwałbym tego przyjemnością, panie redaktorze, raczej przykrym obowiązkiem.
To był sarkazm.
Tak, rzeczywiście to ja wczoraj przyjmowałem ambasadora Andriejewa. Jako wiceminister odpowiedzialny za politykę wschodnią, należy to do moich obowiązków. Poinformowałem go o konieczności jak najszybszego opuszczenia przez 45 pracowników ambasady Federacji Rosyjskiej w Warszawie terytorium Polski. Do poniedziałku, do końca dnia - 5 dni dostali dyplomaci na to.
A jak się odbywa taka rozmowa? Kawa, herbata, koniak?
To była krótka rozmowa, nie było potrzeby ani kawy, ani herbaty, ani tym bardziej koniaku. Krótka, żołnierska rozmowa, informacja, przekazanie noty dyplomatycznej ze wskazaniem konkretnych nazwisk osób, które zagrażały bezpieczeństwu państwa polskiego.
Panie ministrze, czy Rosjanie się już tego nie spodziewali? Pytam, dlatego, że dzień przed nad ambasadą w Warszawie były jakieś takie wielkie dymy i wszyscy mówili: "Rosjanie coś palą" i to chyba nie były liście.
Myślę, że strona rosyjska ma świadomość czym zajmują się jej tzw. dyplomaci w szeregu państw. Miała też świadomość dyskusji, jaka toczyła się na forum państw unijnych, bo my to robiliśmy w koordynacji z państwami europejskimi. Na pewno nie było to dla pana ambasadora zaskoczeniem. Być może się przygotowywali.
Pozostaje tylko pytanie - 45 dyplomatów zajmowało się szpiegostwem, to w takim razie, czy ABW o tym wiedziało wcześniej? Bo 45 osób to jest potężna szajka szpiegowska. No i pytanie - gdzie są ci Polacy, którzy im donosili?
To jest rzeczywiście dość znacząca liczba - 2/3 obsady ambasady rosyjskiej w Warszawie zostało wydalonych tą decyzją. Natomiast trzeba mieć świadomość, że te osoby zintensyfikowały swoją działalność w ostatnich dniach i tygodniach. Z całą pewnością realizowali swoje zadania wcześniej, natomiast nie zagrażały one na tyle bezpieczeństwu państwa polskiego. Natomiast w ostatnim czasie - zwłaszcza po wybuchu wojny - ich działalność stała się na tyle niebezpieczna, że ABW zawnioskowało do nas o wydalenie tych osób.
Panie ministrze, ja powątpiewam szczerze mówiąc w prawdziwość pańskiej deklaracji, że chodzi o szpiegostwo. Nie lepiej powiedzieć wprost - chodzi o politykę, i tak nie chcemy tutaj dyplomatów rosyjskich. Chcemy obniżyć rangę naszych relacji, niech tu są tylko ci niezbędni do załatwiania formalności.
Jedno nie wyklucza drugiego panie redaktorze. Z jednej strony rzeczywiście powzięliśmy informacje, polskie służby, dotyczące ich działalności, niezgodnej z Konwencją Wiedeńską, po drugie - w kontekście całej sytuacji wokół Ukrainy - nie sposób przechodzić wokół obecności rosyjskiej ambasady, rosyjskich dyplomatów w Polsce do porządku dziennego, a po trzecie - i to powiedziałem panu ambasadorowi wczoraj - stan stosunków polsko-rosyjskich absolutnie nie uzasadnia tak rozbudowanej liczebności dyplomatów rosyjskich. Ja nie wiem czym oni mieliby tutaj się zajmować w najbliższym czasie, bo ja nie przewiduję - dopóki Rosja nie wycofa się z Ukrainy - jakichś rozbudowanych relacji czy to politycznych, czy gospodarczych, czy kulturalnych z Rosją. Dopóki będzie postępować agresywnie, nie widzę potrzeby, aby tak rozbudowany komponent dyplomatyczny był tutaj obecny w Warszawie.
Czy w takim razie polscy dyplomaci w Moskwie też się pakują, bo spodziewają się akcji odwetowej, czyli odesłania ich do Warszawy?
Zarówno pan ambasador, jak i rzeczniczka MSZ Rosji już to zapowiedzieli. Czekamy oczywiście na notę, na konkretną informację. W zależności od tego, jaka liczba polskich dyplomatów zostanie wydalona, my rezerwujemy sobie oczywiście także i możliwość odpowiedzi zgodnie z zasadami panującymi w dyplomacji.
Czy Polska myśli, żeby odwołać, nakazać wyjazd ambasadorowi Andriejewowi?
Nie jest to wykluczone panie redaktorze w przyszłości. W pierwszym etapie koncentrowaliśmy się na krokach konkretnych: sankcje, pomoc Ukrainie, zachęcanie naszych zachodnich partnerów do wsparcia Ukrainy. Odwoływanie, czy wyrzucanie ambasadorów ma też taki walor symboliczny, który nie powiem, że nie jest istotny. Natomiast można sobie zachować ten komfort na przyszłość. Na tym etapie takiej decyzji nie ma, nie jest wykluczone, że w przyszłości zapadnie.
Wczoraj do Brukseli przyleciał prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden. Rozpoczyna się tam dzisiaj szczyt NATO. Czy pomysł misji pokojowej NATO w Ukrainie już upadł po tym, jak Stany Zjednoczone ogłosiły, że one nie wyślą swoich wojsk?
Panie redaktorze, ten pomysł będzie dyskutowany na szczycie NATO. Zobaczymy jak do niego ustosunkują się inni sojusznicy. Głos Stanów Zjednoczonych wybrzmiał rzeczywiście.
Jest najważniejszy.
Jest oczywiście ważny, wybrzmiał, natomiast ta dyskusja będzie jeszcze prowadzona. W naszym przekonaniu, nie tylko ze względów moralnych, ale także i ze względów politycznych ten pomysł wart jest rozważenia. Ja osobiście naprawdę, budząc się każdego dnia, nie mogę patrzeć na to, jak kolejne miasta są bombardowane, kolejni cywile mordowani przez wojska rosyjskie. Pytanie, jak długo jeszcze jako Zachód będziemy musieli czekać aż powiemy sobie "dosyć, tego już dłużej nie można w żaden sposób akceptować".
Wczorajszy gość, dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Adam Eberhardt mówił, sugerował wprost, że Rosja może prowadzić tę wojnę bardzo długo i doprowadzić do tego, żeby z Ukrainy została Syria, jakkolwiek strasznie by to nie brzmiało.
Tylko różnica jest taka, przynajmniej dla nas, z naszej perspektywy, że to jest sąsiednie państwo de facto w środku Europy. Państwo, które walczy o wartości europejskie. To jest dzisiaj państwo, które nie dyskutuje tylko przy kieliszku wina gdzieś w Strasburgu, czy w Brukseli o wartościach europejskich. To jest naród, który na barykadach i w bunkrach walczy o wartości europejskie, o wolność, o demokrację, o rządy prawa. Myślę, że my jako wspólnota europejska nie zrobiliśmy jeszcze wystarczająco dużo.
Tak konkretnie, czego się możemy spodziewać po szczycie w Brukseli, po szczycie NATO?
To jest nadzwyczajny szczyt NATO, który będzie poświęcony przede wszystkim oczywiście sytuacji na Ukrainie. Nie spodziewałbym się jakichś takich konkretnych, twardych decyzji. Na to przyjdzie jeszcze czas, także i na niższych poziomach, ale kierunkowo decyzja dotycząca dalszego wsparcia Ukrainy, nie tylko humanitarnego, ale jak wiadomo także i wszelkiego innego...
Wojskowego.
Dyplomatycznego... Myślę, że także...
Nie powie pan militarnego?
Panie redaktorze, dyskusja o tego typu konkretach myślę, że nie powinna odbywać się w studiach radiowo-telewizyjnych, ale w zaciszu gabinetów. Ona tak właśnie jest prowadzona. Myślę, że także będzie dyskusja o sankcjach, co prawda na to nie ma tutaj instrumentów, ale wielu sojuszników jest też przecież osobno w ramach grupy G7 czy Unii Europejskiej.
Skoro już jesteśmy przy Brukseli to oczywiście musi paść pytanie o to, czy Unia Europejska odblokuje nam pieniądze na Krajowy Plan Odbudowy?
Panie redaktorze, póki co taka decyzja nie zapadła. My o nią zabiegamy. Nie ma absolutnie żadnych prawnych podstaw, proszę wskazać jeden artykuł traktatu, który by pozwalał Unii Europejskiej na to, aby to zrobić (zablokować te środki - przyp. red.). Jest pewnego rodzaju światełko w tunelu. Mam nadzieję, że ta sytuacja wokół Ukrainy również przekona instytucje europejskie, że ten Krajowy Plan Odbudowy powinien zostać odblokowany. Jeśli część opozycji przestanie przeszkadzać, to na pewno będzie nam łatwiej. Są tacy, którzy nawet próbują się niejako podczepić. Donald Tusk już szósty raz ogłasza, że właśnie załatwił Polsce KPO. Za każdym razem okazuje się, że jednak nie udało mu się. Mam nadzieję, że rząd...
Próbuje pomóc czy to jest zagrywka PR-arowa pana zdaniem?
Myślę, że to głównie zagrywka PR-owska. Myślę, że gdzieś ma jakiś tam delikatne przesłuchy dotyczące potencjalnego sukcesu polskiej dyplomacji i próbuje się po to, podczepić. Później okazuje się, że jego koledzy przez Strasburg czy przez Brukselę jednak blokują to. No i z sukcesu wychodzą nici. Trudno.