"Nie wydaje się, że w sytuacji kiedy Ekrem Imamoglu, największy kontrkandydat w potencjalnych wyborach prezydenckich, wiedząc, że będą mu wszyscy patrzyli na ręce, dopuściłby się jakiejkolwiek korupcji" – powiedziała na antenie Radia RMF24 dr Karolina Olszowska z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Gość Andrzeja Kohuta w ten sposób skomentowała aresztowanie burmistrza Stambułu, które wywołało falę protestów.
Od 19 marca 2025 roku w Turcji trwają protesty w związku aresztowaniem burmistrza Stambułu, Ekrema Imamoglu. Jest on jednym z przedstawicieli opozycji i jednocześnie głównym konkurentem obecnego prezydenta Turcji, Recepa Tayyipa Erdogana w następnych wyborach na to stanowisko.
Dr Karolina Olszowska wyjaśniła, jakie zarzuty postawiono burmistrzowi Stambułu. Przede wszystkim zarzucają mu korupcję. Zarzucają mu też terroryzm czy jego wspieranie (...), to w dalszym ciągu tylko podejrzenie. Teraz jest w więzieniu, czekając oczywiście na rozprawę właśnie pod tym zarzutem korupcji - mówiła ekspertka.
Nie są to jednak pierwsze zarzuty, jakie postawiono Imamoglu. Według specjalistki burmistrz miał już postępowania dotyczące obrazy Najwyższej Komisji Wyborczej czy głowy państwa.
Tureckie sądy powołują się na to, że rzekome dowody przeciwko Imamoglu mają swoje anonimowe źródło wewnątrz jego własnej partii.
Wydaje się, że w tym momencie jest to po prostu próba utrącenia najgroźniejszego kontrkandydata. (...) Nie wydaje się, że w tej sytuacji, kiedy opozycja, w tym Ekrem Imamoglu, największy kontrkandydat w potencjalnych wyborach prezydenckich, wiedząc, że będą mu wszyscy patrzyli na ręce, dopuściłby się jakiejkolwiek korupcji - skomentowała dr Olszowska.
Drugi zarzut również wydaje się w tej sytuacji być nieprzypadkowy. Zarzut o terroryzm w Turcji pojawia się bardzo często w kontekście uciszania niewygodnych polityków czy dziennikarzy. (...) To jest taki zarzut jak przez całą zimną wojnę o komunizm, który sprawiał, że można było rozprawić się z niewygodnymi osobami - wyjaśniła ekspertka.
Jej zdaniem, jednym z powodów aresztu burmistrza, są jego szanse w pokonaniu Erdogana w następnych wyborach prezydenckich. (Erdogan - przyp. red.) to polityk, który faktycznie potrafił dojść do władzy, starał się przy tej władzy utrzymać (...). Po prostu miał tak duże poparcie społeczne. Ono zmalało ze względu na problemy ekonomiczne, z czasem też jednak postarzał się i ta jego charyzma jest już trochę mniejsza. To jest wytrawny polityk, więc to zagrożenie ze strony Imamoglu było coraz bardziej widoczne - mówiła specjalistka.
Ekrem Imamoglu ma na swoim koncie już kilka wygranych wyborów, w których startował przeciwko kandydatom partii rządzącej. Dr Olszowska wskazała jego przewagę w wymiarze charyzmy. On potrafił na wiecach porywać tłumy i to Turcy bardzo lubią - zauważyła ekspertka.
Wydaje się, że tutaj faktycznie to zagrożenie (dla Erdogana - przy. red.) było na tyle duże. Szczególnie że to była kolejna kadencja, jej duża kontrowersyjność to jest inna sprawa, ale widać po tym polityku, że on się po prostu starzeje, bo rządzi Turcją ponad 20 lat. (...) Tutaj też to jest pewnego rodzaju zagrożenie, że Turcy nie będą aż tak bardzo go wspierać - skomentowała specjalistka.
Skala obecnych protestów jest bardzo trudna do zmierzenia, gdyż przekazy medialne w tym zakresie są ograniczane.
Media rządowe nie transmitują protestów. Są to wszystkie media, które są związane z partią rządzącą, czyli mówimy o jakiś 90 proc.; albo się autocenzurują, bo boją się kary. Z drugiej strony mamy media opozycyjne, które już teraz zostały dotknięte karami. Niektóre z nich straciły możliwość transmitowania przez najbliższe dni i grożono im zawieszeniem licencji. Oczywiście pokazują to ze strony opozycyjnej, więc bardzo trudno jest w tym wszystkim znaleźć ten środek i tak naprawdę odpowiedzieć sobie na pytanie, jak duże są te protesty - wyjaśniła dr Olszowska.
Zdaniem specjalistki władza robi wszystko, aby utrudnić przebieg samych protestów. Na przykład zamykają przystanki metra i autobusowe. Nie można wysiąść w tych miejscach, gdzie mają gromadzić się protestujący, tak żeby dużym wysiłkiem było dojście do tego miejsca, gdzie te protesty mają być - powiedziała ekspertka.
Oprócz protestów odbyły się również prawybory w Partii Republikańskiej, które wpłynęły mocno na sytuację. Ustawiono drugą urnę, która miała być urną solidarności. Tam właśnie ci ludzie, którzy popierają Imamoglu, ale bardziej pokazują, że sprzeciwiają się tej Turcji, która jest teraz (...) mogli dać głos. Przeliczono te głosy i to było 15 milionów (głosów - przyp. red.) Turków. To też nam mówi trochę o tej skali, która jest faktycznie największa od lat - mówiła specjalistka.
Problem jest taki, że opozycja w Turcji jest podzielona. Te protesty będą miały sens na dłuższą metę, jeżeli opozycja w miarę zawrze szyki. W tym momencie to jest traktowane jako protesty nie tyle o uwolnienie Imamoglu, tylko o to, żeby Turcy w dalszym ciągu przy urnach wyborczych mogli decydować o tym, jak zmieni się władza - skomentowała ekspertka.
Jej zdaniem dotychczasowe wybory były nie tyle fałszowane, co nieuczciwe. Turcy po prostu chcą mieć to prawo głosu. Chcą mieć poczucie, że jeśli pójdą do wyborów, to ich głos będzie coś znaczył - tłumaczyła dr Olszowska.
Dużą rolę w protestach odgrywa również internet, gdyż nie jest tak ograniczony karami, jak tradycyjne media. W mediach społecznościowych można było zobaczyć na transmisji, która była na koncie Imamoglu, że w którymś momencie było prawie 4 miliony obserwujących. Transmisja została zawieszona dlatego, że internet akurat w tym miejscu, gdzie były protesty, przestał działać - mówiła ekspertka.
Pojawiają się tam też zdjęcia protestujących w bardziej radykalny sposób, jak np. w stroju derwisza w masce gazowej. Jest też ikoniczne zdjęcie, gdzie policjant kopie protestującego, który ma na sobie turecką flagę. To jest w ogóle coś, czego Turcy przeżyć nie mogą - powiedziała specjalistka.
Z drugiej strony pojawia się również nagłaśnianie przypadków agresji protestujących przez wyborców obecnego prezydenta. Mamy bardzo różny przekaz i też próbę rozbicia tej jedności, pokazania, że te protesty wcale nie są demonstracjami pokojowymi na pewnym poziomie - zauważyła dr Karolina Olszowska.
Opracowanie: Natasza Pankratjew