"Musimy zobaczyć, co będzie na koniec października" - tak Marek Posobkiewicz - lekarz i były Główny Inspektor Sanitarny odpowiedział w Porannej rozmowie w RMF FM na pytanie, czy 1 listopada cmentarze powinny być zamknięte. "Jeżeli będzie napór na szpital wzrastał i duża liczba chorych wymagających intensywnej terapii to wtedy apelowałbym o to, żeby te osoby, które mogą, powstrzymały się od spotkania z ludźmi i wyjazdu bądź wyjścia na cmentarz" - dodał.
Porównajmy maseczki do pasów bezpieczeństwa w samochodzie. Wydaje się, że nie w każdej sytuacji pasy są potrzebne. Moglibyśmy na krótkich odcinkach, tylko po mieście ich używać, ale nigdy nie wiemy, kiedy spotka nas taka sytuacja, kiedy będziemy musieli gwałtowanie zahamować albo będzie kolizja z innym pojazdem. Właśnie wtedy te pasy nas chronią. Podobnie jest z maseczką, która chroni osobę, która ma ją założoną i wszystkich wokół. Nie możemy być pewni, kiedy ten wirus stanie na naszej drodze - tłumaczył w Porannej rozmowie w RMF FM Marek Posobkiewicz - były Główny Inspektor Sanitarny. Oceniam, że ludzi po kontakcie z wirusem może być w Polsce 2-3 miliony - zauważył.
Oczywiście w tym przypadku bzdurą byłoby podejrzewać pana posła Przemysława Czarnka o to, że był źródłem (koronawirusa - przyp. red.)" - tak Marek Posobkiewicz mówił o głośnej sprawie posła PiS, który odwiedził w szpitalu babcię mimo zakazu odwiedzin. Według byłego Głównego Inspektora Sanitarnego, "jeżeli (...) było tam 90 proc. zakażonych spośród pacjentów i duża część spośród personelu, to on musiałby tam jako zakażony pojawić się już kilka tygodni wcześniej, co wiadomo, że jest niemożliwe". Gdyby była jedna osoba, z którą on się kontaktował kilka dni temu i ona w tej chwili byłaby zakażona, to można byłoby podejrzewać, że on ją zakaził - tłumaczył.
Robert Mazurek pytał o sytuację w szpitalu MSWiA w Warszawie, w którym dyżuruje gość RMF FM. Szpital jest też na granicy możliwości przerobowych - ocenił. Tych pacjentów, którzy trafiają do szpitala, jeżeli trafią jeszcze bez postawionej diagnozy obecności wirusa SARS-CoV-2, takiego pacjenta można położyć tylko na pojedynczej sali - tłumaczył powody takiej sytuacji. Okres jesieni jest czasem, kiedy osób z dusznością, z kaszlem, innymi infekcjami jest zawsze znacznie więcej. Najtrudniejsza jest ta szybka diagnostyka - dodał Posobkiewicz.
Robert Mazurek, RMF FM: Marek Posobkiewicz, lekarz, który za dwie godziny rozpocznie dyżur na oddziale COVID-owym szpitala MSWiA w Warszawie, były główny inspektor sanitarny. Cieszę się, że pan nie śpi i nie odpoczywa przed wyczerpującym, jak sądzę, dyżurem. Jak wygląda taki dyżur?
Marek Posobkiewicz: To są dyżury trochę cięższe niż normalne dyżury w szpitalu, ze względu na obostrzenia, na które tak narzekają wszyscy ludzie na zewnątrz, ale to najbardziej jest uciążliwe dla personelu, dla pielęgniarek, ratowników i lekarzy w szpitalu, ale nie tylko w tych COVID-owych. W tej chwili wszystkich pacjentów musimy traktować jako potencjalnie zakażonych, a praca w tych fartuchach, kombinezonach, maseczkach przez wiele godzin jest naprawdę uciążliwa.
Panie doktorze, pan będzie rzeczywiście przez cały ten czas wyglądał jak kosmonauta? To chyba niemożliwe, prawda?
W tej chwili w tych strefach, w których są tylko pacjenci COVID-owi, pielęgniarki, które odbywają tam w ramach dyżuru swoją część opieki nad pacjentami, w ciągły sposób są w tych strojach zabezpieczających. Pozostały personel, który wchodzi do pacjentów, za każdym razem musi się ubrać, a potem przede wszystkim już po zbadaniu, po rozmowie z pacjentami, w bezpieczny sposób się rozebrać, bo to jest kluczowe dla bezpieczeństwa, dla zmniejszenia transmisji wirusa.
Właśnie, bo lekarze we Włoszech też przecież mieli kombinezony, też przecież mieli sprzęt, a jednocześnie no niektórzy ulegali zakażeniu testy. To są dramatyczne rzeczy, o których słyszeliśmy wiosną. Panie doktorze, ale właściwie powinien zacząć od innego pytania. Leczy pan epidemię, której nie ma. Wczoraj rozmawiałem z posłem Arturem Dziamborem z Konfederacji, który mnie przekonywał, że owszem jest choroba, ona czasem może być przykra, ale epidemii żadnej on nie widzi.
Jeżeli pan poseł zajrzy do słownika i zobaczy definicję słowa "epidemia" bądź definicję słowa "pandemia", to zrozumie, że się myli. Mam nadzieję, że zrozumie. Epidemia, to jest taka sytuacja, kiedy w danym okresie występuje więcej chorób niż w poprzednim okresie analogicznym, poprzedniego roku. Mamy do czynienia w tej chwili z chorobą, której nie było w ogóle, a mamy już kilkadziesiąt milionów zakażeń na świecie. Jeżeli ktoś tego nie rozumie, to jest chyba w jakiejś innej rzeczywistości.
Pan mówi, że jest jak ktoś już trafi na pański oddział, to przestaje być Covidosceptykiem. Rozumiem, że reszta, która pozostaje w tym przekonaniu, że właściwie to jest, wie pan, oszustwo, chcą nas wszystkich zaczipować... Pan się nie boi zaczipowania?
Podobnie myślał 42-letni Hiszpan, który brał udział w protestach anty-covidowych mówiąc, że to jest tzw. koronaściema - jak mówi się w Polsce. Jak wylądował sam w szpitalu w ciężkim stanie - młody człowiek - zdążył powiedzieć do pielęgniarki, która weszła do niego przed śmiercią na oddziale, że on myślał, że to trochę inaczej wygląda.
To są dramatyczne historie z Hiszpanii. W Polsce są równie ciężkie. Prof. Zembala parę dni temu opowiadał o nas w studiu o człowieku pięćdziesięcioletnim, któremu musiał przeszczepiać płuca - jego zespół oczywiście - bo to rzeczywiście straszne rzeczy. Ale ja mam do pana inne pytanie. Myśmy wczoraj usłyszeli od premiera, że od jutra będzie obowiązywała w całej Polsce żółta strefa. To oznacza, że będziemy musieli nosić maseczki na terenie całej Polski oprócz parków i własnych mieszkań. I jest podstawowe pytanie, bo spróbujmy odpowiedzieć na to raz na zawsze. Czy maseczki chronią przed koronawirusem?
Porównajmy maseczki do pasów bezpieczeństwa w samochodzie. Wydaje się, że nie w każdej sytuacji te pasy są potrzebne. Moglibyśmy na krótkich odcinkach bądź tylko po mieście ich nie włączyć, ale nigdy nie wiemy, kiedy spotka nas taka sytuacja, kiedy będziemy musieli gwałtownie zahamować albo kiedy będzie kolizja z innym pojazdem. Właśnie wtedy te pasy nas chronią. Podobnie jest z maseczką, która chroni i osobę, która ma ją założoną, i wszystkich wokół. Nie możemy być pewni, kiedy ten wirus stanie naszej drodze.
Pytam o to maseczki po raz kolejny, dlatego że ja przypominam sobie moją rozmowę z lutego z ówczesnym ministrem Łukaszem Szumowskim, który raczej lekceważąco mówił o tych maseczkach. Dodam też, że właściwie wtedy taki był ton wśród lekarzy, profesorów, że maseczki i tak nas przed niczym nie uratują. A teraz słyszymy: noście maseczki, wszyscy w maseczkach, tylko maseczki. Jak to jest?
Ale mieliśmy wtedy do czynienia też z inną rzeczywistością. Wtedy oczekiwaliśmy na przyjście wirusa. Nie wiadomo było, jak dużo tych zakażonych u nas w kraju będzie. Pierwszy zdiagnozowany pacjent pojawił się dopiero w marcu. Prawdopodobieństwo spotkania tego wirusa w przestrzeni publicznej było znikome, było to niemal niemożliwe wtedy. W chwili obecnej, kiedy mamy zdiagnozowanych ponad 100 tysięcy przypadków zakażeń, a tak naprawdę oceniam, że ludzi po kontakcie z wirusem może być już w Polsce 2-3 miliony, to tych osób z czynnym zakażeniem, w danym momencie chodzących, bezobjawowych, po ulicach bądź lekko objawowych, może być naprawdę tysiące. Nigdy nie możemy być pewni, gdzie taki człowiek zakażony, w którym momencie stanie naszej drodze. My mówimy dużo o maseczkach, ale ja chciałbym też, żebyśmy zawsze podkreślali, że bardzo ważna jest higiena dłoni. Tak naprawdę nie musi nawet tego chorego spotkać na naszej drodze, ani zakażonego bezobjawowo.
Myjemy ręce, nosimy maseczki, zachowujemy dystans społeczny. Nic nie zmieniło, a jednak co się zmieniło. Zmieniło się to, że o ile wiosną jakoś wszyscy się starali pilnować, to wakacje, wesela i to takie ogólne rozluźnienie, spowodowało, że mamy to, co mamy. I ja do pana podstawowe pytanie: pan dobrze to przewidział, bo pan jeszcze w sierpniu mówił, że jesienią przypadków zakażenia koronawirusem może być nawet kilka tysięcy dziennie. Mamy rzeczywiście kilka tysięcy dziennie już na początku października. Pan mówił, że nie będzie niczym nadzwyczajnym.
Mnie to w ogóle nie dziwi. Dla mnie to był normalny rozwój sytuacji epidemiologicznej u nas w kraju. Wręcz zdziwiłbym się - oczywiście cieszyłbym się, gdyby tych przypadków było w tej chwili mniej - ale normalne było, że w okresie jesiennym, kiedy jest okres sprzyjający rozwojowi chorób układu oddechowego, a tego układu w pierwszej kolejności dotyka koronawirus, gdyby tych zakażeń było mniej, byłbym zdziwiony.
1 listopada wszyscy Polacy, prawie wszyscy, gromadzą się na grobach swoich bliskich. Rzeczywiście wtedy na cmentarzach jest tłoczno, rzeczywiście jeździmy po całej Polsce spotkać się z rodziną. Czy tego dnia cmentarze powinny być zamknięte? Pytam o to, dlatego że dr Paweł Grzesiowski właśnie to postuluje.
Ten okres, który został do 1 listopada... Zostało tylko kilka tygodni, ale z drugiej strony, jeżeli chodzi o dynamikę zmian epidemiologicznych w regionie związanych z SARS-CoV-2, jest to bardzo długi czas. Musimy zobaczyć, co będzie na koniec października. Jeżeli liczba aktywnych zakażeń, a szczególnie, jeżeli będzie napór na szpital wzrastał i duża ilość chorych wymagających intensywnej terapii, wtedy również apelowałbym o to, żeby te osoby, które mogą, się powstrzymały od spotkania z innymi ludźmi i wyjazdu bądź wyjścia na cmentarz.