"W Polsce są Ukrainki, które przeżyły tortury, śmierć dzieci, których bliscy trafili do rosyjskiej niewoli" - opowiadała w Popołudniowej rozmowie z RMF FM Natalia Panczenko, współżałożycielka Euromaidanu-Warszawa i jedna z liderek społeczności ukraińskiej w stolicy. Apelowała o empatię dla swych rodaczek i rodaków. Jak ma pracować kobieta, której mąż walczy na froncie, która pochowała dwoje dzieci? – pytała aktywistka.
W Ukrainie ostatnio od kilku lat mówi się, że (8 marca - red.) to jest dzień praw kobiet i bardziej rozmawiamy o tym, o jakie prawa kobiety muszą walczyć np. na Bliskim Wschodzie - powiedziała Natalia Panczenko. Jak dodała, "przypominamy sobie w tym dniu, że kobiety tak samo walczą na froncie jak mężczyźni".
Piotr Salak zaznaczył, że - według Urzędu ds. Cudzoziemców - 90 proc. zarejestrowanych uchodźców to kobiety i dzieci. Jak Ukrainki odnajdują się w Polsce?
Różnie. Nie można powiedzieć, że Ukrainki to jednorodna grupa. To są osoby z różnym doświadczeniem, wykształceniem, z różnymi historiami. Ktoś jest osobą, która musiała uciekać, ratować swoje dzieci. Jest kobieta, której mąż walczy na wojnie, a ona nie doświadczyła przemocy, nie doświadczyła strasznych rzeczy. Ich dom owszem jest pusty, ale jeszcze jest, ona pracuje zdalnie np. w jakiejś korporacji międzynarodowej, ich dzieciaki też sobie radzą. Są osoby po strasznych przeżyciach - mamy osoby, które doznały przemocy, dzieci torturowane na oczach matek albo matki, które były torturowane czy gwałcone na oczach dzieci. I to są trudne przypadki - powiedziała Natalia Panczenko.
Podkreśliła, że są kobiety, które straciły w wojnie całą rodzinę.
Prowadzący Popołudniową rozmowę w RMF FM zapytał również o podejmowanie przez uchodźców pracy poniżej swoich kwalifikacji.
Na szczęście dzisiaj bardzo dużo osób poradziło sobie, ponieważ jest możliwość pracy zdalnej. I pracują albo w projektach międzynarodowych albo nawet w ukraińskich, zdalnie i mogą sobie w taki sposób dalej pracować według kwalifikacji. Ale jest ogromna część ludzi, jak architektki, które mają wysokie kwalifikacje, ale z różnych powodów nie mogą wykonywać swojego zawodu w Polsce - powiedziała.
Jak podkreśliła Natalia Panczenko, "osoba, która ma wykształcenie lekarskie, która ma 20 lat doświadczenia, nie może w Polsce pracować, bo nie ma pozwolenia na wykonywanie pracy".
Piotr Salak zapytał o to, jak kobiety radzą sobie w takich sytuacjach.
Albo wyjeżdżają do państw, gdzie mogą pracować albo - jeżeli jest taka możliwość - to wracają do Ukrainy - odpowiedziała Panczenko.
Czy są różnice w mentalności Polaków i Ukraińców?
Jesteśmy bardzo blisko, jest bardzo dużo rzeczy, które mamy podobne i które nas łączą, ale są rzeczy, które są inne. To, co ich najbardziej denerwuje to to, że nic nie można załatwić przez telefon. W Ukrainie jest program "Państwo w smartfonie", gdzie za pomocą swojego telefonu możesz załatwić wszystko. Każdą sprawę w urzędzie, w banku, można załatwić w telefonie - powiedziała Natalia Panczenko.
Liderka Euromaidanu-Warszawa przekonywała, że społeczność ukraińska w Polsce jest bardzo dobrze zorganizowana. Jej zdaniem dobrze by jednak było, gdyby Ukraińcy mieli swoją reprezentację w Sejmie. Skoro ta społeczność jest tak duża, to ktoś powinien ją reprezentować. Ale do tej pory o tym nie myśleliśmy, pewnie dlatego, że większość z tych osób i tak ma w tej chwili obywatelstwo ukraińskie, nie ma obywatelstwa polskiego, nie ma prawa głosu w Polsce - zaznaczyła Panczenko.
Zwróciła zarazem uwagę, że jeszcze przed wybuchem wojny w Polsce mieszkało 2,5 mln Ukraińców. I te osoby już powoli zaczynają te obywatelstwa dostawać - dodała.
Natalia Panczenko podkreśliła zarazem, iż często Ukraińcy, którzy są w Polsce, spotykają się z niezrozumieniem. Ludzie nie rozumieją np. dlaczego 'ona nie pracuje', dlaczego 'ona nie robi tego', dlaczego 'ona robi tak, a nie tak'. Ludzie nie są w stanie ich zrozumieć dopóki nie dowiedzą się co ta osoba musiała przeżyć - mówiła aktywistka.
Jak dodała, niedawno w swych mediach społecznościowych uruchomiła projekt "Ludzie wojny". Zaczęłam z tymi ludźmi po prostu rozmawiać - z tymi, którzy z bliska doświadczyli wojny - żeby oni trochę się podzielili tym koszmarem, który przeżyli - tłumaczyła Panczenko.
Według niej, nie wszyscy chcą mówić o tym, co ich spotkało. Niektórzy się boją, niektórzy się wstydzą, dla niektórych to jest tak ogromna trauma, że nie mogą o tym rozmawiać - powiedziała liderka Euromaidanu-Warszawa.
Wśród jej rozmówców są jednak tacy, którzy zdecydowali się otworzyć. Mam historię ludzi, którzy przeżyli tortury, przeżyli to, że ich bliscy byli albo nadal są w niewoli rosyjskiej, którzy stracili najbliższych; matki, które pochowały swoje dzieci - opowiadała Panczenko.
Takie kobiety - jak podkreślała - nie są w stanie nawet myśleć o podjęciu pracy. Żeby pracować trzeba mieć siłę. Niektóre osoby po prostu tego nie mają, są wykończone tą wojną. Jeżeli jej mąż jest na froncie, pochowała dwójkę dzieci, a z trzecim przyjechała do Polski, to o jakiej pracy można rozmawiać? - pytała aktywistka.
Przyznała, że słyszy czasem historie, które trudno sobie wyobrazić. Dlatego jedyne, o co chciałabym prosić, to jeżeli ktoś kiedyś zobaczy kobietę, mężczyznę, czy dziecko, którzy się zachowują inaczej niż wam by się wydawało, że ma się zachowywać, po prostu trzeba zrozumieć, że nigdy nie byliśmy w ich sytuacji, nie możemy osądzać - podkreślała Panczenko.