„Jednym z elementów sukcesu Donalda Trumpa jest to, że pokazał się jako człowiek antyestablishmentowy i zdecydowany coś zrobić. Ameryka potrzebowała przywódcy, który wzorem ludzi z westernów potrafi sięgnąć po colta, uderzyć pięścią w stół, powalić przeciwnika" – mówi były ambasador Polski w Waszyngtonie Ryszard Schnepf w Popołudniowej rozmowie w RMF FM. "Życie Trumpa pokazuje, że to człowiek niezwykle ambitny, przechodził różne trudności - z sukcesem, zahartowany” – dodaje gość Marcina Zaborskiego. Były ambasador podkreśla, że Ameryka ma za sobą „8 lat prezydentury Baracka Obamy, który próbował miękkich instrumentów, naprowadzania świata na ścieżkę demokratyczną, w białych rękawiczkach”. „Ameryka doszła do wniosku, że potrzebuje czegoś innego” – zaznacza Schnepf. Pytany o to, czy Donald Trump w Białym Domu to zła wiadomość dla Polski odpowiada: "Nie wiadomo". "Nadal zastanawiamy się, czy dostrzega, jakie są problemy Europy Środkowej, czy widzi nas na mapie" - mówi były ambasador.
Marcin Zaborski, RMF FM: Stało się. Donald Trump 45. prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Ryszard Schenpf: Nie mogło się stać nic innego. Jesteśmy świadkami wielkiej uroczystości, która robi gigantyczne wrażenie. Z bliska jeszcze bardziej, ale nawet przez ocean widać, jak wielkie znaczenie Amerykanie przywiązują do ceremonii, do szczegółów i do tego, że koniec końców po tych wyborach, bardzo kontrowersyjnych, twardych, jest interes Ameryki.
Pan to obserwował m.in. 4 lata temu, ale dzisiaj czytając gazety, czytamy różne rzeczy. Pojawia się dobrze znane "Houston, mamy problem", a jedna z niemieckich gazet na pierwszej stronie pisze "Waszyngton, mamy problem". Mamy problem?
Mamy niewiedzę. Ta niewiedza rodzi oczywiście myślenie o problemach, padały sprzeczne wypowiedzi. W kampanii wyborczej Donald Trump mówił rzeczy, które mogą się bardzo nie podobać. Dobrał też ekipę, która nie jest jednoznaczna, później przesłuchania kandydatów na najwyższe urzędy w państwie, zwłaszcza te, które są ważne dla polityki zagranicznej, a więcej naszych interesów. Z tego powstaje obraz niezwykle zamglony.
Opisując ten obraz dziennikarze polscy używają takich tytułów: "Świat wstrzymuje oddech", "Donald Trump nielubiany prezydent", "Najbardziej odjazdowy prezydent" albo "Największe polityczne reality show".
I silny człowiek. Ja myślę, że jednym z elementów sukcesu Donalda Trumpa jest to, że pokazał się w kampanii jako anty-establishmentowy, ale też jako człowiek zdeterminowany, zdecydowany coś zrobić. Ameryka potrzebowała przywódcy i na takiego czekała, który wzorem ludzi z westernów potrafi sięgnąć po colta, potrafi uderzyć pięścią w stół, powalić przeciwnika.
A on pokazał, że potrafi to zrobić, czy naprawdę potrafi to zrobić?
Jego życie pokazuje, że jest to człowiek niezwykle ambitny, który przechodził różne trudności z sukcesem jednak na końcu, a więc zahartowany, a do tego Ameryka ma za sobą 8 lat rządów prezydenta Baracka Obamy, który próbował innej polityki, miękkich instrumentów, naprowadzania świata na ścieżkę demokratyczną w białych rękawiczkach. Amerykanie doszli do wniosku, że potrzebują czegoś innego.
Przed wyborami mówił pan, że dobrą wiadomością dla Polski byłoby zwycięstwo Hillary Clinton. Czy analogicznie powie pan dzisiaj, że Donald Trump w Białym Domu to jest zła wiadomość dla Polski?
Ja bym powiedział, że nie wiemy, jaka to jest wiadomość. Ciągle zadajemy sobie pytanie kim jest, jakim będzie prezydentem Donald Trump, czy zdaje sobie sprawę z tej ogromnej odpowiedzialności, jaka spoczywa na prezydencie najsilniejszego kraju świata, który ma wpływ globalny. No a dla nas, oczywiście, czy dostrzega, jakie są problemy Europy Środkowej, nie wiem, czy może Polski tylko, ale generalnie naszego regionu. Czy w ogóle widzi nas na mapie.
Mówi pan dzisiaj, że Trump musi udowodnić, że jest przywódcą. Zastanawiam się w jaki sposób mógłby pana do tego przekonać?
Myślę, że przede wszystkim wobec własnego społeczeństwa - wykonując gesty, które troszkę łączyłyby społeczeństwo, które jest niezwykle podzielone w tej chwili. Ten rów trzeba jakoś zasypać, a przynajmniej próbować zasypać. Będzie to bardzo trudne zadanie. Dla mnie osobiście, jako Polaka, ważne będzie, czy dostrzeże w jakim świecie żyjemy. Jakiego rodzaju zagrożenia pojawiają się na naszej mapie i czy potrafi chociaż trochę wczuć się w sytuację tych krajów, które żyją w niepewności.
A jeśli chodzi o Amerykanów, to on właśnie teraz mówi Amerykanom, że oddaje władzę w ręce ludzi. To pewnie chcą usłyszeć ci, którzy na niego głosowali?
Ja spodziewałem się tego i mówiłem to dzisiaj rano, że oczekiwałbym, że Donald Trump zwróci się przede wszystkim do tych, których dostrzegł, a którzy gdzieś tam na tej mapie społeczeństwa amerykańskiego zaginęli, czy zniknęli. I że powie im: "Tak, ja was wciąż widzę i pamiętam o tym, żeby o was zadbać." I to jest mniej więcej odpowiedź jego. Mówi: "Tak, oddaję wam władzę, to wy jesteście solą tej ziemi". I to jest Donald Trump.
Słowa to jedno, tylko co dalej? Trump mówi i powtarza to, co mówił w kampanii: "Sprawimy, że Ameryka będzie znowu wielka, będzie znowu wielkim krajem". Pytanie - jak ten cel osiągnąć?
To jedno hasło, a drugie, niezwykle ważne, to "America first", czyli Ameryka pierwsza. Tylko pytanie... To bardzo zgrabne hasło, co ono oznacza?
Pytanie, na ile świat musi na tym ucierpieć?
Czy oznacza to wyłącznie to, że Ameryka będzie się zamykać w sobie i dbać o własne interesy wewnątrz kraju, a więc stosując protekcjonistyczne gospodarcze zabiegi, czy też Ameryka na pierwszym miejscu oznacza też utrzymanie globalnego przywództwa. Jeżeli miałoby to oznaczać również przywództwo światowe, to powinniśmy patrzeć optymistycznie w przyszłość.
A Trumpowi jest potrzebna silna, zjednoczona Europa, działająca razem, czy raczej on potrzebuje Europy rozbitej, poszczególnych krajów, z którymi będzie współpracował?
Na to pytanie Donald Trump właściwie odpowiedział w swoim wywiadzie. Pokazuje to niestety, że łatwiejszym partnerem dla amerykańskiego prezydenta będą poszczególne kraje...
Mówi pan o tym wywiadzie dla europejskich mediów, gdzie mówił, że będą kolejne kraje wychodziły z Unii Europejskiej?
I gdzie pogratulował Brytyjczykom wyjścia z Unii Europejskiej. To mówi o tym, jak postrzega ten proces, i że Unia Europejska nie jest dla niego wygodnym partnerem. Ale to z kolei, to niektórzy analitycy dostrzegają, może spowodować - i zapewne tak będzie - scalenie się Unii Europejskiej. Ja oczekuję, że Unia Europejska będzie zwierać szeregi, że będzie wywoływać wspólne akcje po to, żeby udowodnić, że jest bardzo ważnym partnerem. Bo przecież każdy indywidualny partner jest słabszy niż we wspólnocie.
Trump został po tym wywiadzie okrzyknięty prezydentem Stanów Zjednoczonych, który gra na rozbicie Europy... Ale zastanawiam się nad tym, czy to nie jest tak, że on po prostu mówi jak jest. A tu w Europie wielu polityków się na niego obraża za to, że mówi prawdę: że Europa jest podzielona, po prostu.
Donald Trump wygrał wybory między innymi dlatego, że nie uznawał konwenansu poprawności politycznej. To wielu osobom się podobało, że nazywał rzezy po imieniu. Unia Europejska nigdy nie była ulubionym dzieckiem Ameryki, chociażby ze względu na inny styl zarządzania. To stare pytanie Henry’ego Kissingera, jaki jest numer telefonu, pod który należałoby zadzwonić. To wszystko, w jaki sposób docierają się decyzje w UE, dla Ameryki jest troszeczkę niejasne i nie budzi w Amerykanach szacunku.
Trump w swoim inauguracyjnym przemówieniu mówi: "Wasz sukces będzie naszym sukcesem". To są słowa, które są słuchane i będą pewnie zapamiętane. Pytanie, czy pamięta pan, co mówił Barack Obama na początku swojej prezydentury, kiedy były wielkie nadzieje, padało wiele słów? Co pan z nich zapamiętał?
To były słowa w gruncie rzeczy podobne. Że trzeba pomóc przede wszystkim tym, którzy są opuszczeni, zapomniani. Trzeba inaczej spojrzeć na świat. Pamiętajmy, że Barack Obama objął władzę po George’u W. Bushu, a więc po szeregu kryzysów międzynarodowych. Chciał (Barack Obama - przyp. red.) pokazać, że można tymi kryzysami zarządzać inaczej. I to nie do końca się udało.