"Jestem zwolenniczką, by nosić maseczki tam, gdzie gromadzimy się w większej grupie osób. I tam one zostają" – mówi dr hab. Iwona Paradowska-Stankiewicz, krajowy konsultant w dziedzinie epidemiologii. Gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM pytana o mocne luzowanie restrykcji wprowadzonych w związku z epidemią koronawirusa, odpowiada: "Jesteśmy w zupełnie innej sytuacji. To są już trzy miesiące od pojawienia się pierwszego przypadku 3 marca". Nasz gość przyznaje, że utrzymanie reżimu sanitarnego na weselu po kilku godzinach biesiadowania "może być trudne". I dodaje, że dopuszczalna liczba weselników do 150 osób nie była z nią konsultowana.
"Tak, krzyczę i nie zgadzam się z tym, i buntuję się przeciw temu. I, po prostu, nie podoba mi się, że jest oficjalny przekaz do wszystkich nas, do wszystkich obywateli, natomiast w miejscach, gdzie ten przekaz wychodzi, zdarza się i to niestety nierzadko to tak nie wygląda" - odpowiedziała prof. Iwona Paradowska-Stankiewicz na pytanie, czy krzyczy do telewizora, gdy widzi polityków, którzy nie stosują się do nakazów, które sami wprowadzają.
Marcin Zaborski zapytał też o to, jak w lecie, podczas urlopu zminimalizować ryzyko zarażenia się koronawirusem, spędzając czas np. na plaży, na której będzie sporo ludzi. "Takim może dobrym rozwiązaniem było i nadal jest stosowanie parawanów" - odpowiedziała Paradowska-Stankiewicz.
W internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM padło też pytanie o szczepienia przeciwko grypie. Czy w tym roku powinny być obowiązkowe? "Ja bym tutaj może nie używała tego słowa "obowiązkowe". Bo obowiązkowe, to myślimy wtedy, że one są przymusowe. W kalendarzu szczepień te szczepienia, które mamy obowiązkowe dotyczą dzieci, młodzieży do dziewiętnastego roku życia. I wprowadzenie jako obowiązkowych takich szczepień dla maluchów na pewno byłoby korzystne" - odpowiedziała krajowa konsultant w dziedzinie epidemiologii.
Prof. Iwona Paradowska-Stankiewicz dodała też, że "są pewne zawody, gdzie zalecałabym dosyć mocno, żeby jednak te szczepienia były. Np. to są osoby pracujące we wszystkich zawodach właśnie medycznych. To są te osoby, która mają kontakt na co dzień z ludźmi".
PONIŻEJ PEŁEN ZAPIS ROZMOWY:
Naszym gościem jest Iwona Paradowska-Stankiewicz, profesor w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego i krajowy konsultant w dziedzinie epidemiologii. Dzień dobry.
Iwona Paradowska-Stankiewicz: Dzień dobry. Witam pana, witam państwa.
To pani doradziła rządowi, żebyśmy przestali nosić maseczki na świeżym powietrzu?
To nie takie proste. To nie takie proste. Te decyzje zapadają po licznych konsultacjach, po obserwacji sytuacji epidemiologicznej w kraju.
Rozumiem, ale to pani w tych konsultacjach mówiła: "przestańmy z tymi maseczkami na spacerach"? Czy jednak broniła pani maseczek i mówiła, że jeszcze nie czas?
Powiem tak - jestem zwolenniczką tego, by maseczki nosić i korzystać z nich na pewno tam, gdzie gromadzimy się w większej grupie osób. A więc mówiąc o np. instytucjach chociażby, czy miejscach, do których się udajemy, i gdzie wiemy, że na pewno będziemy się spotykać z większą liczbą osób. Więc tam te maseczki powinny być. No i one zostają. Natomiast to, żeby je zdejmować w momencie, kiedy przemieszczamy się na spacer, czy chodzimy po ulicy, to jest zupełnie inna sprawa.
No tak, ale nie tylko ja pewnie się zastanawiam, co się takiego stało w międzyczasie, bo przecież jeszcze niedawno pan minister Łukasz Szumowski mówił, że będziemy chodzić w tych miasteczkach do czasu wynalezienia szczepionki. Szczepionki nie ma dzisiaj.
Nie ma szczepionki niestety. Te perspektywy są na razie takie bardzo mgliste i ten czas oczekiwania na pojawienie się szczepionki jest jeszcze dosyć długi. I jeśli mówimy o już takiej dostępności dla wszystkich zainteresowanych obywateli, to ten czas to jest jeszcze na pewno co najmniej rok.
No to spróbujmy zrozumieć to luzowanie obostrzeń, pani profesor. Piszą do nas słuchacze, którzy pytają, czy to mocne luzowanie restrykcji jest dzisiaj racjonalne, skoro wprowadzaliśmy je wtedy, kiedy mieliśmy 250 przypadków dziennie, jeśli chodzi o zachorowania, a teraz mamy ich 350, 400, 450?
W tej chwili jesteśmy jednak zupełnie innej sytuacji. Proszę zwrócić uwagę, że to są w tej chwili 3 miesiące od czasu, kiedy czwartego marca pojawił się pierwszy przypadek zakażenia Sars-CoV-2. I od momentu, kiedy zaczęliśmy codziennie obserwować te zakażenia, to w jaki sposób ten wirus jest transmitowany, czyli jakby zakażenia wtórne do tych pierwszych, które zostały zdiagnozowane, czyli wiedzieliśmy, że wirus ten przenosi się bardzo łatwo, transmitowany jest właśnie za pośrednictwem kropelek podczas oddechu, a zwłaszcza mówienia.
Ale czy ta wiedza, pani profesor, to wszystko czym pani mówi sprawia, że naprawdę dzisiaj jest już moment na to, żebyśmy luzowali obostrzenia, które wprowadziliśmy? Bo czytam np. dzisiaj doniesienia z Azji. Seul znów zamyka parki, zamyka galerie i muzea. No bo znów rośnie liczba zakażeń. Wyobraża pani sobie, że za chwilę my też będziemy musieli zrobić krok w tył i zamykać zakłady fryzjerskie, kina, teatry, galerie handlowe?
Myślę, że to jest tak, że w obecnej sytuacji, ponieważ jeśli popatrzymy z perspektywy właśnie tego transu od początku epidemii w naszym kraju, to na pewno ten pierwszy okres był tym okresem, kiedy wzrastała dosyć szybko liczba osób, które były zakażone i które chorowały.
A teraz utrzymuje się ta liczba od wielu kolejnych dni. Obserwujemy to dzień po dniu. Patrzymy jak ta liczba wygląda.
Momencik. Pozwolę sobie tutaj jeszcze się wtrącić i dokończyć, czyli ten pierwszy okres to był gwałtowny wzrost. Potem pojawiły się obostrzenia czy restrykcje, głównie polegające na tym, żebyśmy właśnie zachowywali dystans. Później włączone były jeszcze do tego maseczki, mycie rąk, dezynfekcja jako te kluczowe trzy punkty. To spowodowało, że uzyskaliśmy ten efekt spłaszczenia krzywej, czyli osiągnęliśmy taki efekt, że codziennie oczywiście rejestrujemy nowe przypadki, niestety również zgony, ale nie jest to gwałtowna i tak duża liczba jak w innych krajach, o których wiemy, że sytuacja była znacznie gorsza.
Pani profesor, proszę pozwolić, jeszcze jedna ważna sprawa, zanim przeniesiemy się do naszej części internetowej rozmowy - czy wyobraża pan sobie utrzymanie reżimu sanitarnego na weselu, na którym bawi się 150 osób, szczególnie po kilku godzinach biesiadowania, kiedy niełatwo utrzymać nie tylko reżim sanitarny?
Tak, to może być trudne. Tutaj się z tym zgadzam, zresztą dzisiaj rozmawiałem na ten temat również z innymi mediami.
To może być trudne. Nie widziałem dawno cioci Jadzi, z wujkiem Waldkiem muszę omówić kilka ważnych spraw politycznych w międzyczasie. Rozumie pani limit 150 osób na weselu? Dlaczego 150?
Myślę, że to jest też kwestia tego, że w sytuacji, kiedy zbliża się taka nadzwyczajna uroczystość, to na pewno ta liczba zaproszonych osób może być większa niż te 30 jak było. 38 chyba, czy około 40.
Jasne, ale skąd się bierze 150? To są względy medyczne czy polityczny słuch społeczny zdecydował o tym, że postawiliśmy na liczbę 150?
Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć.
Nikt z panią tego nie konsultował?
Zakładam, że...
Pani profesor, konsultowano z panią tę liczbę?
Liczby osób nie, ale myślę, że żeby pomieściło się 150 osób to też musi być odpowiednia sala prawda?
Jeśli będzie większa, to może mogło być i 200, dlaczego nie? A może i 250, jeśli będzie bardzo duże sala?
Na to poczekamy, ale jeżeli taka duża sala i będzie 150 osób to bardzo dobrze właśnie, bo wtedy jednak łatwiej jest tych gości posadzić. Może łatwiej jest, zwłaszcza osoby starsze, nasze babcie, naszych dziadków, może krewnych, którzy mogą siedzieć w tym dystansie dwumetrowym. A jeśli nie mogą siedzieć w tym dystansie dwumetrowym, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy mieli na uwadze te starsze osoby. I żeby te osoby po prostu miały te maseczki.