"Fala inflacyjna zaskoczyła świat i większość banków centralnych. Zaskoczyła świat, bo nie spodziewaliśmy się, że popyt na towary będzie większy niż podaż, a stało się to dlatego, że gospodarki odbiły się trochę szybciej, niż przewidywaliśmy" - powiedziała w Popołudniowej rozmowie w RMF FM główna ekonomistka Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, Beata Javorcik.
Jednym z czynników, który napędza inflację, jest to, że podaż, produkcja nie jest w stanie dotrzymać kroku popytowi. Czyli np. nie mamy tyle półprzewodników, ile byśmy chcieli, by wyprodukować ilość samochodów, na którą mamy zapotrzebowanie. Ale to tylko jeden z czynników - dodała rozmówczyni Marka Tejchmana.
Walka z inflacją oznacza ochłodzenie gospodarki. Czyli podnosimy stopy procentowe po to, żeby inwestycje stały się droższe. Tych inwestycji jest mniej, wtedy jest mniejsze zapotrzebowanie na pracowników, firmy mogą zatrudnić ludzi, płacąc im mniej. Jest większe bezrobocie, koszty w przedsiębiorstwach są niższe, czyli nie ma potrzeby podwyższania cen. Można wręcz te ceny obniżyć. Czyli duszenie inflacji wymaga zwiększenia bezrobocia - mówiła prof. Javorcik w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM.
Zdaniem głównej ekonomistki Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju zahamowaniu wzrostu inflacji może służyć czwarta fala pandemii Covid-19. Tak może się wydarzyć. Dziesięcioprocentowy spadek mobilności przekłada się na dwuprocentowy spadek we wzroście gospodarczym. Ograniczenia ochładzają bardzo gospodarkę - mówiła prof. Javorcik.
W programie padło też pytanie o galopujące ceny nieruchomości. Czy grozi nam pęknięcie bańki na rynku mieszkań? Jeżeli w porę zatrzymamy inflację, to bańka nie wybuchnie. Problem będzie w momencie, gdy inflacja wymknie się spod kontroli i trzeba będzie zareagować bardzo wysokim podniesieniem stóp procentowych, co bardzo podwyższy koszty obsługi kredytów - mówiła ekonomistka.
Marek Tejchman: Dzień dobry, witam serdecznie, naszym gościem jest profesor ekonomii na Uniwersytecie Oksfordzkim i główna ekonomistka Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju w jednej osobie, profesor Beata Javorcik, dzień dobry, pani profesor. W faktach usłyszeliśmy przed sekundą protestujących przeciwko podwyżkom, to w jakimś sensie wpisuje się pierwsze pytanie, które mam do pani. Dlaczego inflacja jest groźna? Ona jak rozumiem, jest groźna dla ludzi, bo oznacza podwyżki, ale przede wszystkim inflacja jest groźna dla gospodarki. Czym grozi i czy nas zaskoczyła ta inflacyjna fala?
Beata Javorcik: Niska inflacja, utrzymująca się na stałym poziomie, nie jest zjawiskiem groźnym, czyli, jeżeli mielibyśmy zawsze inflację na poziomie 2,5 procent, czyli celu inflacyjnego NBP, byłoby to zjawiskiem pozytywnym, bo taka niska inflacja uelastycznia rynki pracy. Jeżeli nie ma inflacji, a firma chciałaby obniżyć swoje koszty, to bardzo trudno jest obniżyć wynagrodzenie, a przy niskiej inflacji można pracownikowi podnieść pensję o mniej niż stopa inflacji i to już pozwala na obniżenie realnych płac.
Ale my mamy teraz inflację na poziomie dochodzącym do, pan prezes NBP mówił, to będzie siedem przecinek ileś, dlaczego inflacja na takich poziomach jest groźna?
Inflacja jest groźna, kiedy wymknie się spod kontroli i problem polega na tym, że inflacja napędza inflację, bardzo łatwo jest wpaść w spiralę kosztowo-cenową.
A czy inflacja na świecie się wymyka spod kontroli? Czy ta fala inflacyjna zaskoczyła świat?
Fala inflacyjna zaskoczyła świat i większość banków centralnych. Zaskoczyła świat dlatego, że nie spodziewaliśmy się, że popyt na towary będzie dużo większy niż podaż, a stało się to dlatego, że gospodarki odbiły się trochę szybciej, niż przewidywaliśmy.
Czyli winny fali inflacyjnej jest, szybszy niż się spodziewano, proces wychodzenia gospodarek z tego pandemicznego doświadczenia ?
Jednym z czynników, który napędza inflacje, jest to, że podaż, produkcja, nie jest w stanie dotrzymać kroku popytowi. Czyli np. nie mamy tyle półprzewodników, ile byśmy chcieli, by wyprodukować ilość samochodów, na którą mamy zapotrzebowanie. Ale to tylko jeden z czynników.
Profesor Beata Javorcik jest naszym gościem, główna ekonomistka Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. Powiedziała pani o tych przestojach w produkcji, wiele osób to widzi, na samochód trzeba czekać do wiosny, fabryki nawozów ograniczają produkcję, rolnicy obawiają się tego, co będzie dalej, ale te wszystkie czynniki mają zniknąć. To znaczy, że to jest przejściowa fala? Inflacja na wiosnę odejdzie?
Gdyby to było wszystko związane wyłącznie z wąskimi gardłami w łańcuchach dostaw tak, ale tutaj, w Polsce, nakłada nam się jeszcze bardzo rozgrzany rynek pracy, czyli bezrobocie na poziomie 3,4 procent i zarobki, które w drugim kwartale tego roku poszły w górę, o ponad 9 procent. Przy tak rozgrzanym rynku pracy bardzo łatwo o to, by wpaść właśnie w tę spiralę inflacyjną.
A co to znaczy spirala inflacyjna i jak ona będzie negatywnie wpływała na gospodarkę? Bo wie pani, no spirala podwyżek pensji, to nie brzmi dla naszych słuchaczy jakoś tak zatrważająco.
Zależy, dla których słuchaczy. Problemem inflacji jest również to, że uderza bardziej w uboższych.
Jak to? Mogą żądać podwyżek pensji.
Bardzo często dzieje się tak, że podstawowe produkty drożeją szybciej niż produkty luksusowe. A podstawowe produkty stanowią większą część koszyka zakupów w uboższych gospodarstwach domowych, czyli ta inflacja bardziej uderza w biedniejszych.
To każdy człowiek ma swoją własną inflację, można powiedzieć?
W pewnym sensie tak. Inflacja bardzo często wiąże się ze wzrostem nierówności. Mówi się o nierówności inflacji.
Czyli inflacja biedniejszych może być wyższa od inflacji bogatszych?
Tak, dlatego, że biedniejsi kupują inne rzeczy, niż bogatsi. I artykuły, które drożeją szybciej, stanowią większą część zakupów, których dokonują.
No ale pensje mają rosnąć, ale ja rozumiem, że problemem jest też to, że biedniejsi to są bardzo często ludzie, którzy mają nie pensje, a emerytury i zasiłki, a te zazwyczaj za inflacją nie nadążają?
Dokładnie tak. Czyli jeżeli nie ma pełnej indeksacji, albo ta indeksacja działa z opóźnieniem, uderza to w ludzi na zasiłkach. Ale tu może tam przykład cen energii. W Niemczech zapłacenie świadczeń podstawowych to mniej więcej około 7 proc. Budżetu domowego, w przeciętnej rodzinie. W Polsce to 15 proc. a u najuboższych to około 28 proc.
28 proc. budżetu najbiedniejszych polskich rodzin to są te podstawowe rachunki za utrzymanie domu i elektryczność?
Tak. I tutaj mówimy o najbiedniejszych 10 proc., jeżeli chodzi o dochody.
Pani profesor, to co można zrobić, żeby z inflacją walczyć? I czy wierzy pani w to, że na wiosnę również w Polsce ta fala inflacyjna zacznie opadać? Część ekonomistów ma wątpliwości.
Z inflacją walczy się podniesieniem stóp procentowych po to, by ochłodzić gospodarkę i w ten sposób zatrzymać tę spiralę. I tutaj bardzo ważna jest wiarygodność i reputacja banku centralnego. Chodzi o to, żeby społeczeństwo było przekonane, że bank centralny będzie z inflacją walczył, bo dużym problemem jest to, jeżeli oczekiwania społeczeństwa odhaczą się od celu inflacyjnego.
A czy w Polsce to się wydarzyło i w Europie Środkowej?
Już się wydarzyło. Na przyszły rok eksperci oczekują inflacji na poziomie 5,8 proc. W lipcu oczekiwania były na poziomie 3 proc. A przypomnijmy, że cel inflacyjny to 2,5 proc., plus-minus 1 proc. I w naszym regionie to odhaczenie się może nastąpić, czy nastąpiło dużo szybciej niż w innych krajach, dlatego że wszyscy, którzy mają powyżej 50 lat, pamiętają hiperinflację z lat dziewięćdziesiątych. W związku z tym ludzie bardziej są wrażliwi na inflację, bardziej boją się tej inflacji. Dla porównania Amerykanie nie przeżyli w swoim życiu hiperinflacji, więc nie bardzo wiedzą, z czym to się wiąże.