Rząd szykuje się na czarny scenariusz, czyli brak porozumienia w sprawie nowego kontraktu gazowego z Rosjanami. Wicepremier Waldemar Pawlak twierdzi jednak, że brak umowy - a co za tym idzie - niedobory gazu z eksportu, wcale nie muszą oznaczać katastrofy.
Jeszcze kilka tygodni temu słyszałem od ministra gospodarki, że jeśli nie będzie porozumienia z Gazpromem, możemy mieć potężne kłopoty ze "zbilansowaniem gazu na krajowym rynku". Przetłumaczę. Chodzi o to, że mamy wyliczone roczne zużycie, na które składa się gaz z importu - prawie cały z Rosji, a także surowiec, który wydobywamy w kraju. Z Rosjanami rozmawiamy o 2,5 mld metrów sześciennych gazu, który przesyłała nam wyrugowana z pośrednictwa spółka RosUkrEnergo. Po nowych wyliczeniach owego bilansu okazuje się, że nawet bez tego gazu problemy nam nie grożą. A wszystko przez kryzys, który spowodował obniżenie produkcji między innymi przez najbardziej "gazożerne" zakłady przemysłowe. Tak to światowe załamanie gospodarki sprawia, że w tym roku nie potrzebujemy tyle gazu co zwykle, dlatego - jak przekonuje Pawlak - ewentualne fiasko gazowych rozmów nie spowoduje problemów z dostawami gazu do krajowych odbiorców.