Szeroka, dwupasmowa droga, a wzdłuż niej z jednej strony supermarkety, a z drugiej - gigantyczne blokowisko. Tak wyglądają Żory zza szyby samochodu tych, którzy są tam tylko przejazdem, podróżując w stronę Beskidów. Ale wystarczy zjechać kilkaset metrów w bok, w stronę centrum, żeby zobaczyć zupełne inne miasto - zadbany rynek otoczony piętrowymi kamienicami, wąskie uliczki i zabytki rodem ze średniowiecza.

To nie przypadek, bo właśnie średniowiecza sięgają korzenie Żor. Pierwsza wzmianka o tej miejscowości pochodzi z połowy XIII wieku. Natomiast za datę założenia Żor przyjmuje się rok 1272. Wtedy to Władysław, książę Opola i Raciborza, w zamian za kilka majątków dostał od jednego ze swych rycerzy wieś Żory i zapowiedział, że założy tam miasto.

Nazwa Żory wiąże się z tak zwaną gospodarką żarową. Chodzi o wypalanie drzew w gęstych lasach, które tu wówczas było po to, żeby część terenu zamienić potem na pola uprawne. A ogień to żar, stąd nazwa Żary, a potem Żory - mówi Tomasz Górecki z muzeum miejskiego w Żorach.

Przez ponad pół wieku Żory praktycznie się nie zmieniały. Były niewielkim miastem otoczonym murami, poza którymi na wielkiej przestrzeni ciągnęły się gęste lasy.

Do dziś najstarszym budynkiem w mieście jest średniowieczny kościół pod wezwaniem św. Filipa i Jakuba. Tuż obok niego biegnie fragment murów obronnych miasta. Przy kościele stoją trzy ogromne dzwony. Odlano je w latach 50. ubiegłego wieku, bo w czasie II wojny światowej ówczesne dzwony zrabowali Niemcy. To była powszechna zbiórka wszystkiego, co metalowe. Mieszkańcy zebrali kilka wagonów złomu: garnków, rur, narzędzi, a nawet fragmentów bomb i pocisków, których w okolicy było mnóstwo. Odlane w Dąbrowie Górniczej dzwony przetrwały 50 lat. Kiedy zaczęły pękać i nie brzmiały już, jak trzeba, zamówiono nowe dzwony, które od sześciu lat są już na kościelnej wieży.

Przez kilkaset lat - od XVI do XIX wieku - Żory niszczyła plaga pożarów. Największy miał miejsce 11 maja 1702 roku. Spłonęła wtedy większa część miasta, zginęło także wielu mieszkańców, w tym ówczesny burmistrz. Po tym dramacie mieszkańcy postanowili co roku, 11 maja, wychodzić w błagalnej procesji na ulice miasta. Zwyczaj ten trwa do dziś. Obchodzone jest wtedy Święto Ogniowe, jedyna taka uroczystość w Europie.

Do początku lat 70. ubiegłego wieku Żory były małym, zaledwie około 6-tysięcznym miasteczkiem. Sytuacja zmieniła się, kiedy zaczął się rozwijać Rybnicki Okręg Węglowy. W Żorach zaczęły powstawać gigantyczne blokowiska, w których mieszkali głównie górnicy pracujący w okolicznych kopalniach. Z tego powodu liczba mieszkańców Żor w ciągu kilkunastu lat zwiększyła się ponad 10 razy. Teraz w mieście mieszka ponad 60 tysięcy ludzi. Co ciekawe, w samych Żorach kopalnia była tylko jedna. I była to też pierwsza kopalnia, którą zamknięto w ramach restrukturyzacji górnictwa w połowie lat 90.

W maju tego roku o Żorach było głośno w całym kraju. To pierwsze miasto w Polsce, w którym mieszkańcy nie kasują biletów w miejskich autobusach, bo komunikacja jest za darmo. Na samochodach pojawiły się hasła: "Nie kombinuj. Jedź za darmo". Mieszkańcy chwalą pomysł, choć niektórzy przyznają, że czasem w autobusie odruchowo próbują jeszcze szukać biletów.


Zaproś nas do swojego miasta!