Patrzę na ekran laptopa (zaplanowałem, że będę pisał o W. i jednocześnie pisał, co się dzieje wokół mnie i we mnie, gdy to piszę) i widzę aktualny czas. Jak się na ogół myśli, czas nie stoi w miejscu, czas sunie do przodu, czas się posuwa i posuwamy się w wieku także my sami. Zawsze? Teraz też? Jest 04.04. 01.05.2023. O, już jest 04.05 01.05.2023! Jedno "jest" już było, kolejne dopiero będzie. A to "jest", które będzie, mogło już kiedyś "być"? Tzn. to samo "jest": totalna kalka tamtego. Jeśli coś takiego by zaistniało, wbrew powszechnemu odczuciu, że wszystko płynie, że czas sunie do przodu, czas się posuwa i posuwamy się w wieku my sami, musielibyśmy i my stać się totalną kalką nas samych. Przeniosłoby nas z tamtego czasu, który znów tu jest, taki sam, bez zmian. Zapętliłem się. Tak to wygląda.

Omówiłem pokrótce - własnymi słowami, na swoim przykładzie - problem, o którym pisał wcześniej choćby Stephen Hawking w "Jeszcze krótszej historii czasu". "Do po­cząt­ków dwu­dzie­ste­go wieku wie­rzy­li­śmy w ab­so­lut­ny czas, czyli uwa­ża­li­śmy, że każ­de­mu zda­rze­niu można jed­no­znacz­nie przy­pi­sać licz­bę zwaną cza­sem, i są­dzi­li­śmy, że wszyst­kie dobre ze­ga­ry wska­żą jed­na­ko­wy od­ci­nek czasu mię­dzy dwoma zda­rze­nia­mi. Lecz od­kry­cie, że dla każ­de­go ob­ser­wa­to­ra pręd­kość świa­tła jest taka sama nie­za­leż­nie od tego, czy i jak dany ob­ser­wa­tor się po­ru­sza, do­pro­wa­dzi­ło do po­wsta­nia teo­rii względ­no­ści, a wraz z nią do po­rzu­ce­nia idei jed­no­znacz­ne­go, ab­so­lut­ne­go czasu. Czas zda­rzeń nie może być jed­no­znacz­nie okre­ślo­ny. Każdy ob­ser­wa­tor po­sia­da wła­sną miarę czasu, mie­rzo­ną jego wła­snym ze­ga­rem, a ze­ga­ry róż­nych ob­ser­wa­to­rów nie muszą się zga­dzać mię­dzy sobą. W ten spo­sób czas stał się kon­cep­cją bar­dziej oso­bi­stą, za­leż­ną od ob­ser­wa­to­ra, który mie­rzy jego upływ. Lecz nadal był trak­to­wa­ny, jakby sta­no­wił pro­stą linię ko­le­jo­wą, wzdłuż któ­rej można się po­ru­szać tylko w jed­nym kie­run­ku. Czy linia czasu może mieć pętle i roz­ga­łę­zie­nia, dzię­ki któ­rym po­ciąg pę­dził­by wciąż do przo­du, lecz mimo to wró­cił­by do sta­cji, z któ­rej wy­ru­szył? In­ny­mi słowy, czy moż­li­wa jest po­dróż w przy­szłość lub w prze­szłość?". Powtórzyłem problem cudzymi  słowami. To samo pytanie, które postawiłem na wstępie swojego tekstu, pojawiło się w naukowej wersji. Wkleiłem cytat z książki, taki rytuał kopisty.   

Mam już niewiele czasu, bo muszę ten wpis umieścić w blogu do godziny siódmej. W Faktach RMF FM pojawi się wówczas moja krótka wypowiedź na temat nocy Walpurgi. (Teraz piszę o tym w czasie przyszłym, za dwie godziny z niewielkim okładem, będzie to już czas teraźniejszy, a kiedy wygłoszę swoją kwestię na antenie radia, sprawa będzie już miniona, stanie się przeszłością). Powtórzę tutaj tę swoją relację. Prezenter (Tomasz Staniszewski) wprowadza w temat. Za nami noc z trzydziestego kwietnia na pierwszy maja - zwana Nocą Walpurgi. Co to za tradycja - wyjaśni nasz dziennikarz Bogdan Zalewski. Dzień dobry, Bogdanie. Kim była Walpurga? To tak zwane "podprowadzenie". Tak to określamy w naszym dziennikarskim żargonie. Po takim wstępie, następuje odpowiedź. Tym razem to moja odpowiedź. Skopiuję ją tutaj ...... . ......      

Oto jest ten tekst. To święta Kościoła katolickiego z VIII wieku. W Anglii i Niemczech uważana za pierwszą pisarkę. Sama zapisała się w historii jako sprawczyni licznych cudów. Mówiono o niej, że uzdrawiała umierających, a nawet potrafiła modlitwą uciszyć sztorm. Przeniesienie jej relikwii do Eichstätt odbyło się właśnie 1 maja, stąd jest wiązana z tym dniem. Ale co do samej nocy: jest tradycja wcześniejsza, pogańska. Piszę o niej w blogu na rmf24.pl w nawiązaniu także do dzieł literackich. Aha! Święta Walpurga zmarła w 777 roku. 777 - łatwo zapamiętać. Obiecałem w Faktach, że  szerzej omówię sprawę w blogu. Nie mogę zawieść. Staram się być słowny.    

Czarodziejstwo nocy Walpurgi odstręcza mnie na obecnym etapie mojego życia, więc czuję w sobie opór przed pisaniem. Z obawą wertuję też książkę Melanie Marquis pt. "Beltane. Rytuały, przepisy i zaklęcia na święto kwiatów". Szukam jak zwykle wiedzy w książkach, nie chcę posiłkować się wyłącznie Wikipedią.  Nie chcę pójść po linii najmniejszego oporu, mimo że czasu na ukończenie tego tekstu mam bardzo niewiele. Jest 5:38. Na dodatek, jak to bardzo często w pisaniu czynię, nałożyłem sobie pisarskie przymusy. Wszystko zapisuję w trzynastkowych algorytmach. Już tytuł ma 13 liter. Kopiuję go tutaj:  "Pomoc po nocy z W." Co to za pomoc? Po co? A noc z W.? Kim jest W.? I na czym ta noc z W. upłynęła?

Piszę właśnie o tym teraz, jest 5.52. Tak spędzam noc Walpurgi: z 30 kwietnia na 1 maja 2023 r. Właściwie to jest już poranek. Wstaję na chwilę z narożnika, na którym siedzę z laptopem, pisząc ten tekst. Nogi mi już ścierpły. Podchodzę do okna, pociągam sznurek żółtych rolet typu "noc/dzień". Jednym gestem zmieniam czas nocny na dzienny. Za szybami jest już jasno. Niebo pogodne nad czworobokiem z wysokich postmodernistycznych bloków w kolorze różu i błękitu. To jest już jasne. Odsuwam od siebie pisanie o nocy Walpurgi w znaczeniu ezoterycznym. Odkładam na potem okultystyczne sensy. Odwlekam ten moment w nieskończoność: ad Kalendas Graecas, na świętego Dygdy, co go nie ma nigdy.       

Opracowanie tego tematu musi jednak zawierać takie niechciane treści, spychane przeze mnie w podświadomość. Jest 06:07. Wracam do książki pt. "Beltane". "Współcześni wiccanie oraz inni wyznawcy nurtów neopogańskich (nowoczesne pogaństwo) obchodzą osiem sabatów, czyli świąt. Owe osiem dni świątecznych zebranych razem tworzy Koło Czasu albo cykl sabatowy, a każdy z sabatów związany jest z ważnym punktem zwrotnym w czasie rocznej podróży, podczas której natura wkracza w kolejne pory roku". Wkleiłem cytat z e-booka. Przytoczyłem tu zdania, które wcześniej, podczas lektury w tramwaju, zaznaczyłem na ekranie smartfona i wprowadziłem do sztucznej pamięci. (Czy jest pojęcie zwane SP czyli Sztuczna Pamięć, po angielsku AM - Artificial Memory? Jest szósta siedemnaście. Już jest szósta osiemnaście. Jest już szósta dziewiętnaście. It’s 06.19 AM. AM - anglosaskie określenie pory dnia - pochodzi od łacińskich wyrazów "ante meridiem" czyli "przed południem", ale AM - tak się składa- to także JESTEM po angielsku.     

Niechętnie sięgam znowu po tłumaczenie anglojęzycznej książki pt. "Beltane: Rituals, Recipes & Lore for May Day". Czytam notkę o autorce na Amazonie: "Melanie Marquis (Denver, Colorado) is the creator of the Modern Spellcaster's Tarot (illustrated by Scott Murphy) and the author of several books including A Witch's World of Magick, The Witch's Bag of Tricks, and Witchy Mama (co-authored with Emily A. Francis). She's also a local coordinator for the Pagan Pride Project". Amerykanka na fotografii jest ładną młodą kobietą. Wyobrażam sobie, że to ona jest tą W. W jak Walpurga? W jak Witch? Witch czyli Wiedźma, taka która ma Wiedzę. W odróżeniu od niewiasty, która Wiedzy nie ma. Co to jest za Wiedza? To Gnoza, tajemna mądrość dla Wybranych, bo Wiedzą Wyłącznie Wybranki.

Oczywiście nie zdążyłem skończyć na czas ....

Ciąg dalszy nastąpi

Yyyyy .... na razie się zastanawiam ...

Zamierzam poruszyć odwołania do literatury. Mam już stosik książek wyciągniętych z domowej bliblioteki: Johann Wolfgang von Goethe, Thomas Mann, Wieniedikt Jerofiejew itd.

Wiedzy sporo, czasu mało, ale czas powraca. I ja będę tu wracał. I rytualnie dopisywał. Aż ...... . ......