"Konflikt polityków z kibicami doszedł do ściany, mamy do czynienia ze spiralą niechęci. Trzeba ofiarować kibicom nieco zaufania i sprawdzić, czy je wykorzystają. Należy też konsekwentnie eliminować ze stadionów tych, którzy łamią prawo. Ale reszcie - pozwolić wyrażać swoją kulturę w swój własny sposób" - mówi socjolog sportu Radosław Kossakowski z Uniwersytetu Gdańskiego. Zaznacza, że awantury na stadionach to przypadki incydentalne, ale nośne medialne, a także, że nie są wyłącznie polską specjalnością: "Należy pozbyć się mitu, że w Europie kibice grzecznie siedzą na krzesełkach i zajadają się popcornem".

Polska Agencja Prasowa: W niedzielę podczas meczu Legii z Jagiellonią doszło do bijatyki na stadionie. Czy kara, jaką na Legię oraz jej kibiców nałożyła Komisja Ligi, jest adekwatna do tego, co wydarzyło się na stadionie?

Radosław Kossakowski: Straty są sportowe, finansowe i kibicowskie. Kara jest dotkliwa dla wszystkich, którzy uczestniczyli w tym meczu.

Kto w niedzielę zawinił?

Legia zwolniła dyrektora ds. bezpieczeństwa, więc zapewne wiele można zarzucić służbom porządkowym. Kibice nie powinni "biegać" po sektorach i wyłamywać bramek. Dlatego wszyscy ci, którzy dopuszczali się aktów wandalizmu i przemocy, są głównymi winowajcami. Złamali reguły i prawo.

Odpowiedzialność zbiorowa, czyli zamknięcie stadionu, jest słusznym rozwiązaniem? Cierpią na tym nie tylko bandyci, ale też kibice, którzy w niedzielę oglądali mecz.

Moim zdaniem, lepiej byłoby krok po kroku eliminować osoby łamiące prawo ze stadionów. Klub nałożył kilkadziesiąt zakazów stadionowych. To najwłaściwsza procedura - karać winnych, odseparować ich od stadionu, a reszcie dać się cieszyć wizytą na meczu.

Jaka może być przyszłość polskiej sceny kibicowskiej, biorąc pod uwagę bójkę pomiędzy kibicami Legii i Jagiellonii? Takie awantury nie poprawiają wizerunku kibiców.

Najprawdopodobniej nie będzie miała większego wpływu. W świecie kibiców "hardkorowych" ta sytuacja - choć zabrzmi to być może niedorzecznie - jest normalna. Kibice Jagiellonii chcieli odzyskać swoje flagi i obronić swoje imię przed dalszym upokorzeniem po tym, jak legioniści zdobyli ich oprawy. Taka reakcja jest czymś normalnym w kulturze kibicowania. To kwestia zasad i swoistego honoru. Oczywiście incydent nie poprawi wizerunku kibiców i to jest duża strata dla nich.

Należy się więc bać kibiców i wizyty na stadionie?

Zabrzmi to paradoksalnie w kontekście niedzielnych wydarzeń, ale polskie stadiony są bardzo bezpieczne. Potwierdzają to raporty PZPN czy spółki Ekstraklasa. Takie sytuacje jak niedzielna zdarzają się incydentalnie. Ale na pewno medialnie są nośne. Przestrzegałbym jednak przed wzniecaniem paniki.

Od kilku lat kibice pracowali nad swoim wizerunkiem. Zamieszki, do których doszło w niedzielę, spowodowały, że stracili oni zaufanie, które do tej pory udało im się zdobyć?

Jak już wspomniałem, ta sytuacja wstrzyma proces ocieplania wizerunku sceny kibicowskiej w Polsce. Utrudni to kibicom przekonywanie czynników instytucjonalnych do przeforsowywania korzystnych dla nich rozwiązań: miejsc stojących, legalnego odpalania pirotechniki czy zniesienia kart kibica. A o propozycjach takich zmian słyszymy choćby ze strony Ekstraklasy. Z drugiej strony, być może kibice zrozumieją, że mają więcej do stracenia i będą unikać takich sytuacji.

Jak należy traktować zamykanie trybun i stadionów? To nie rozwiązuje problemów z kibicami.

Kibice powinni widzieć we władzach piłkarskich stronę, której można ufać, ale wobec której trzeba się do czegoś zobowiązać. To dotyczy także władz piłkarskich, które wydają się być naprawdę pozytywnie nastawione do kibiców, którzy nie łamią prawa. Na pewno jednak nie będą tolerować takich incydentów jak niedzielny. Kibice muszą to zrozumieć. Trzeba pamiętać też, że nie mamy w Polsce aż tak wysokiego poziomu piłki, żeby nie martwić się o frekwencję. Kluby wtedy nie zarabiają i koło się zamyka.

Od ponad dwóch lat w praktyce stosuje się zakazy stadionowe. Można odnieść wrażenie, że ta kara nie odstrasza kibiców od chociażby odpalania zabronionych w Polsce środków pirotechnicznych.

Pirotechnika jest częścią kultury kibicowania. Zakazy nic tutaj nie pomogą. Moim zdaniem rozwiązaniem jest legalizacja pirotechniki i restrykcyjne pilnowanie warunków jej odpalania. W Norwegii to działa.

Obserwuje pan to, co dzieje się w Europie. Czy tam również dochodzi do bójek i awantur?

W Anglii odpalono w zeszłym roku więcej rac niż w Polsce. Incydenty z użyciem przemocy zdarzają się od Skandynawii aż po Bałkany. Podczas meczu Schalke - Borussia Dortmund race fruwały na boisko. Przykłady można mnożyć. Powinniśmy pozbyć się mitologii, że w Europie grzecznie się siedzi na krzesełkach i zajada popcorn. Kultura futbolu wywołuje u ludzi silne emocje, które czasami objawiają się w sposób dość radykalny. To ponadnarodowa charakterystyka.

Czy możemy w Polsce zastosować jakieś rozwiązania, które pomogły zagranicą?

W Niemczech wiele lat temu wprowadzono fan-projekty, by promować pozytywną stronę kibicowania, ale zajęło to kilkanaście lat. Osiągnięto duży sukces. Bundesliga ma najwyższą frekwencję w Europie, a wszyscy kibice dostają to, czego chcą. Ultrasi sektory z miejscami stojącymi, biznesmeni porządne vipowskie zaplecze, a pozostali kibice miejsca z tanimi biletami. Przykład niemiecki jest znamienny jeszcze z tego powodu, że pokazuje, iż na efekty prac trzeba poczekać. Innej drogi nie ma, jeżeli chcemy, by Polacy bardziej identyfikowali się z lokalnym klubem.

W którą stronę zmierza konflikt z kibicami? Trwa już blisko trzy lata i kibice, a także politycy są konsekwentni w swoich działaniach.

On doszedł do ściany. W Polsce mamy bardzo restrykcyjne przepisy w postaci ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. Za odpalenie pirotechniki można nawet dostać karę w wysokości równej tej, którą dostaje się za nieumyślne spowodowanie śmierci. Mamy do czynienia ze spiralą niechęci. Trzeba ofiarować kibicom nieco zaufania i sprawdzić, czy je wykorzystają. Należy też konsekwentnie eliminować ze stadionów tych, którzy łamią prawo. Krok po kroku, konsekwentnie. Ale reszcie - pozwolić wyrażać swoją kulturę w swój własny sposób.

Czy może dojść do sytuacji, że któraś ze stron straci swoją wytrwałość i odpuści, czy powinny one wspólnie znaleźć rozwiązanie? Jest to możliwe?

Kluczowa będzie rola graczy "środka" - PZPN i Ekstraklasy. Kibice, a z drugiej strony władze państwowe i policja, na razie twardo bronią swoich pozycji. Władze piłkarskie mogą stać się platformą zmian, mogą je zaproponować. Pytanie tylko, czy kibice i politycy zechcą się do tej gry dołączyć.


Rozmawiał Mateusz Szymandera.