"To fatalna sytuacja dla wizerunku ligi" - przyznał właściciel i prezes Legii Warszawa Dariusz Mioduski po wydarzeniach, jakie miały miejsce podczas meczu w Poznaniu. Spotkanie zostało przerwane przy stanie 2:0 dla gości, którzy zostali mistrzem Polski.
W 77. minucie spotkania Lecha z Legią z trybuny zajmowanej przez najbardziej zagorzałych fanów "Kolejorza" na murawę poleciały race. Sędzia Daniel Stefański przerwał zawody, a piłkarze w pośpiechu opuścili murawę. Kibice Lecha po chwili zaczęli napierać na ogrodzenie i po chwili kilkudziesięciu z nich pojawiło się na boisku. Do akcji wkroczyło ok. 200 policjantów, którzy przegonili chuliganów z powrotem na sektor i opanowali sytuację.
Atmosfera była jednak nadal napięta i wojewoda wielkopolski Zbigniew Hoffmann zadecydował o przerwaniu meczu. Jeszcze w niedzielę wieczorem Komisja Ligi Ekstraklasy ogłosiła walkower dla Legii, która tym samym została mistrzem Polski.
Właściciel warszawskiego klubu przyznał, że te zamieszki to "fatalna sytuacja dla wizerunku ligi i całej piłki".
Zamiast mówić o tym, że jest fajny mecz na szczycie, to prawdopodobnie wszystkie telewizje będą pokazywały te wydarzenia. To nie służy nikomu. Poziom polskiej piłki moim zdaniem nie jest taki zły, jak wszyscy mówią. Wielu trenerów do nas przyjeżdżających mówi, że ciężko wygrać naszą ligę. My natomiast zamiast podnosić poziom produktu i poprawiać jego wizerunek go deprecjonujemy. A to przekłada się na trybuny. W ten sposób nigdy nie podniesiemy poziomu piłki klubowej w Polsce - powiedział Mioduski.