Polska szachistka Monika Soćko na pierwszej rundzie zakończyła swój występ na mistrzostwach świata. W barażu przegrała z Rosjanką Anastazją Sawiną. Wszystkie zawodniczki, które przyjechały na turniej do Iranu muszą nosić przez cały czas hidżab - tradycyjną chustę. Niektóre zawodniczki zrezygnowały z przyjazdu do Teheranu. Bojkot był sprzeciwem przeciwko irańskiej polityce wobec kobiet. "Ja potraktowałam to jako moją pracę. Nie chciałam rezygnować z takiej imprezy. Mistrzostwa świata to prestiż" - mówi w rozmowie z RMF FM Monika Soćko.
Patryk Serwański, RMF FM: Czy dotarły do pani informacje o tym, jak wielkie emocje wzbudził pani występ na Mistrzostwach Świata w Iranie i fakt, że musiała pani nosić hidżab?
Monika Soćko: Mieszkamy w pięknym hotelu, ale mamy bardzo słaby internet. Na dobrą sprawę ani razu nie wyszłam z hotelu sama. Zdecydowałam się na przyjazd do Iranu, chociaż 6 zawodniczek z 64 zrezygnowało ze startu. Kilka z nich miało poważny powód - to Amerykanki o żydowskich korzeniach, więc taki wyjazd w ich przypadku nie wchodził w grę. Ja podeszłam do sprawy tak, że ten wyjazd to moja praca. Oczywiście solidaryzuję się z kobietami w Iranie. To przykre, że są tak traktowane, jednak oprócz tego, że miałam na głowie chustę nie dotknęły mnie inne ograniczenia czy nakazy. Nie chciałam rezygnować z mistrzostw świata, które są rozgrywane raz na dwa lata. To prestiż. Ciężko się dostać na ten turniej. Sam awans jest sukcesem. Nie łatwo w takiej sytuacji powiedzieć: "rezygnuję".
Spotkała się pani z jakimiś przejawami dyskryminacji, braku szacunku?
Celnicy, którzy nas kontrolowali na lotnisku na pewno byli dość nieprzyjemni. Podobnie w hotelu w recepcji. Ton w obu przypadkach był bardzo niechętny, mało kulturalny. To mnie jednak specjalnie nie dotknęło. Nic bardzo negatywnego na miejscu mnie nie spotkało. Każda z nas przed przyjazdem do Iranu obawiała się. Widziałyśmy, że musimy przygotować odpowiedni strój. Zastanawiałyśmy się, czy będziemy bezpieczne, czy w hotelu będziemy miały zapewnioną odpowiednią prywatność. Obawiałyśmy się ewentualnego napadu, czy jakiegoś zachowania wobec nas na ulicy. Żadnego groźnego incydentu jednak nie było.
Jak potraktowała pani cały ten wyjazd? Wahała się pani? Brała pod uwagę kwestie polityczne?
Potraktowałam to jak pracę. Dla irańskich szachistek te mistrzostwa to szansa. Mogły na nich wystartować, dla nich to niesamowita sprawa. Szachy w Iranie ewoluują i wszystko idzie w dobrym kierunku. Poza tym przez dwa lata federacja nie potrafiła znaleźć organizatora tych mistrzostw. Jeżeli wszystkie byśmy zrezygnowały z przyjazdu do Iranu, to nie byłoby mistrzostw, bo nikt inny nie chciał ich zorganizować. Wszystko potraktowałam profesjonalnie. Przed przyjazdem do Teheranu musiałam kupić chustę, tunikę. Chustę trzeba było przyciąć tak by nie spadała, bo nie jest to dobrze widziane. To nie jest burka, czyli coś co zakrywa całą twarz. Można wziąć dowolną chustę w dowolnym kolorze. Z innymi zawodniczkami żartowałyśmy, że dajemy radę. Niektóre z nas myślały, że będzie to coś bardziej uciążliwego. Kobiety, które przyjeżdżają z Iranu do Europy nie rezygnują ze swoich chust. Nie przystosowują się do naszych reguł. Można z tym polemizować, ale nie chcę się mieszać w politykę. Najważniejsze, że nie chciałam tracić możliwości gry na mistrzostwach świata. To dla mnie bardzo ważna impreza.