Komendant główny policji apeluje do szefów PZPN i Ekstraklasy, by do końca sezonu mecze rozgrywane były bez udziału kibiców gości. Podkreśla, że od początku sezonu pogorszył się stan bezpieczeństwa, zwłaszcza jeśli chodzi o przejazdy grupowe kibiców. Pomysł krytykują przedstawiciele klubów. "Jest tak surrealistyczny, że trudno go komentować" - mówi prezes Ruchu Chorzów Dariusz Smagorowicz. "Piłka nożna i stadiony są dla kibiców" - podkreśla Małgorzata Korny ze Śląska Wrocław.
Nadinsp. Marek Działoszyński napisał w tej sprawie list do Zbigniewa Bońka i Bogusława Biszofa. Stwierdził w nim, że od połowy lipca do połowy listopada przeprowadzono 136 meczów ekstraklasy, a policjanci zanotowali 73 naruszenia prawa z udziałem kibiców. W związku z 19 meczami odnotowano 60 przypadków użycia materiałów pirotechnicznych, np. rac, których odpalanie w sektorach z publicznością jest zabronione. Od rozpoczęcia sezonu doszło też do 57 incydentów podczas przejazdu kibiców na 16 spotkań.
KGP pisze m.in. o zachowaniu kibiców Pogoni Szczecin w drodze na sierpniowy mecz z Lechem w Poznaniu. Po drodze na dworcach z pociągu wyrzucano petardy, a w samym Poznaniu kibice dokonali zniszczeń w autobusach komunikacji miejskiej. Straty wyceniono na mniej więcej 6 tys. zł. Chuligani wybijali szyby, wyrywali włazy sufitowe i tapicerkę z siedzeń, uszkodzili wyświetlacze i pogięli poręcze.
Działoszyński zwrócił też uwagę, że podczas ostatniej kolejki policja odnotowała liczne wydarzenia z udziałem kibiców, ale - jak zaznaczył w liście - po raz pierwszy działania podróżujących kibiców wprowadziły poważne zagrożenie nie tylko dla nich samych, ale i dla życia i zdrowia osób postronnych. Chodzi o incydent w drodze na mecz Widzewa Łódź z Zawiszą w Bydgoszczy. Jak napisano w liście, na trasie doszło do zerwania trakcji kolejowej. Wstępne ustalenia policji wskazują, że topola upadła na przewody z powodu celowego działania ludzi. Zmieniona musiała zostać trasa pociągu specjalnego z kibicami, wpłynęło to też na rozkład jazdy innych pociągów.
KGP zwraca też uwagę na wydarzenia w samej Bydgoszczy. Podczas spotkania doszło do zamieszek, gdy na stadion usiłowała się wedrzeć bez biletów grupa około 600 pseudokibiców ŁKS-u Łódź, którzy są skonfliktowani ze zwolennikami Widzewa i jednocześnie zaprzyjaźnieni z kibicami Zawiszy.
Szef policji napisał, że należy się zastanowić, czy faktycznym powodem wyjazdów kibiców na mecze jest wyłącznie chęć wzięcia udziału w widowisku sportowym i dopingowanie własnej drużyny, czy też chęć zrobienia zadymy.
List Działoszyńskiego dotarł już do PZPN-u, ale - jak dowiedział się nieoficjalnie dziennikarz RMF FM Kuba Wasiak - pomysł komendanta, delikatnie mówiąc, nie wzbudza w piłkarskiej centrali entuzjazmu. Oficjalne stanowisko mamy poznać w czwartek. Również Ekstraklasa na razie milczy.
Pomysłu KGP nie popierają władze Śląska Wrocław. Włodarze klubu z Oporowskiej zwracają uwagę, że brak kibiców gości to przede wszystkim strata finansowa dla gospodarzy. Poza tym w Śląsku nie rozumieją, dlaczego za zaniedbania czy błędy organizacyjne innych, mają cierpieć oni.
Skoro chore jest jedno miejsce, po co leczyć cały organizm? Od dawna nie mamy problemów z kibicami gości. Mogę nawet powiedzieć, że nasza współpraca układa się z nimi wzorowo. Były jakieś pojedyncze incydenty, ale nigdy nie było to nic wielkiego. Piłka nożna i stadiony są dla kibiców - podkreśla Małgorzata Korny, dyrektor ds. organizacyjnych i bezpieczeństwa w dolnośląskim klubie.
Śląsk większe problemy ma z własnymi kibicami, którzy za zachowanie w rewanżowym meczu finału Pucharu Polski mają zakaz wyjazdowy do końca roku kalendarzowego.
Rozrabiają jednostki, a cierpi cała grupa. Nałożenie zakazu wyjazdowego na wszystkich to pójście na łatwiznę, która nie rozwiązuje tak naprawdę problemu. Bo co to tak naprawdę da? Zakaz się skończy i wrócą problemy. Nie tędy droga - podsumowuje Korny.
Również prezes Ruchu Chorzów Dariusz Smagorowicz krytycznie ocenił pomysł, by mecze piłkarskiej ekstraklasy rozgrywać bez udziału kibiców gości. Jest tak surrealistyczny, że trudno go komentować - stwierdził. Chyba nie ma w Europie kraju, który by takie rozwiązanie stosował - dodał.
Przeciwny pomysłowi jest również prezes gliwickiego Piasta Jarosław Kołodziejczyk. Jesteśmy po to, by organizując mecz zapewnić ludziom rozrywkę. Jeśli ktoś chce dokładnie obejrzeć spotkanie, siada przed telewizorem. Kto chce przeżyć piłkarskie emocje - idzie na stadion. Piłkarze grają dla kibiców, nie dla prezesów czy właścicieli klubów. Powstają przecież coraz nowocześniejsze stadiony i nie można wszystkich wrzucać do jednego "worka" po wydarzeniach w Bydgoszczy. Mamy świetnie ułożoną współpracę z policją, strażą miejską, kibicami - podkreślił.