Wicelider rankingu ATP World Tour Szwajcar Roger Federer i trzeci tenisista świata Szkot Andy Murray spotkają się w półfinale wielkoszlemowego Australian Open. W ten sposób spełniło się marzenie organizatorów turnieju na twardych kortach w Melbourne i kibiców.
31-letniemu Federerowi awans do tej fazy nie przyszedł jednak łatwo, bowiem w ćwierćfinale miał za rywala, który w 2011 roku pokrzyżował mu plany dotyczące triumfu w Wimbledonie. Tym razem jednak Szwajcar pokonał w ciągu trzyipółgodzinnego pięciosetowego maratonu Francuza Jo-Wilfrieda Tsongę (7.) 7:6 (7-4), 4:6, 7:6 (7-4), 3:6, 6:3.
Jak na męski tenis, mecz miał nietypowy przebieg, bowiem obydwu zdarzało się przegrywać swoje serwisy, ale i odrabiać straty (w "breakach" lepszy był Francuz 5-4). Dlatego do samego końca nie było pewne, czy przewaga 5:2 w decydującym secie wystarczy Federerowi do rozstrzygnięcia pojedynku na swoją korzyść.
Ale wytrzymał do końca i wciąż jest na drodze do piątego triumfu w Australian Open, po sukcesach z lat 2004, 2006-07 i 2010. Wciąż w perspektywie ma też rekordowy 18. tytuł w Wielkim Szlemie, ale czeka go trudne zadanie, bo w 1/2 finału jest czwórka najwyżej rozstawionych graczy.
Już najbliższy mecz będzie wyzwaniem, bowiem po drugiej stronie siatki stanie Murray, z którym ma bilans 9-10, a na twardej nawierzchni 8-9.
Po południu 25-letni Szkot w ciągu godziny i 51 minut pokonał Francuza Jeremy'ego Chardy'ego 6:4, 6:1, 6:2, partnera deblowego Łukasza Kubota (odpadli w 1/8 finału). W ten sposób po raz czwarty z rzędu znalazł się w tej imprezie w najlepszej czwórce. Przed rokiem odpadł w półfinale, a dwie wcześniejsze edycje kończył w finale porażkami z Federerem i Serbem Novakiem Djokovicem.
Brytyjczyk ma za sobą najlepszy sezon w karierze. Doszedł w nim do finału w Wimbledonie (porażka z Federerem), zdobył złoty medal igrzysk olimpijskich w Londynie, a we wrześniu po raz pierwszy triumfował w Wielkim Szlemie, wygrywając nowojorski US Open.
W drodze do półfinału Australian Open 2013 Murray nie stracił seta, a spędził na korcie niecałe dziewięć godzin. W środę zrewanżował się Chardy'emu za nieoczekiwana porażkę w sierpniu w turnieju ATP Masters 1000 w Cincinnati.
Francuz, obecnie 36. w rankingu ATP World Tour, sprawił wcześniej sporą niespodziankę eliminując w trzeciej rundzie Argentyńczyka Juana Martina del Potro (nr 6.). Dotychczas w Wielkim Szlemie najdalej doszedł do czwartej rundy na paryskich kortach ziemnych im. Rolanda Garrosa w 2008 roku.
Kolejne mecze w singlu mężczyzn odbędą się w piątek. W drugiej parze 1/2 finału, wyłonionej już we wtorek, spotkają się Serb Novak Djokovic (nr 1.) i Hiszpan David Ferrer (4.). Będzie to ich 15. pojedynek, a bilans jest korzystny dla 25-latka z Belgradu 9-5, w tym na twardych kortach 8-2.
Djokovic zmierza po czwarty tytuł w Australian Open, a trzeci z rzędu. Po raz pierwszy wygrał w Melbourne w 2008 roku. Natomiast starszy o pięć lat Hiszpan po raz drugi (wcześniej w 2011) dotarł w Melbourne do półfinału i to wciąż jego szczyt możliwości w Wielkim Szlemie.
Niezależnie od dalszych wyników w poniedziałek awansuje na czwarte miejsce w rankingu ATP World Tour. Wyprzedzi kontuzjowanego rodaka Rafaela Nadala, który straci 1400 punktów za ubiegłoroczny finał w Melbourne. W ten sposób Ferrer po raz pierwszy w karierze będzie najwyżej notowanym z hiszpańskich tenisistów.
W tegorocznym Australian Open pozostał już tylko jeden reprezentant Polski. Marcin Matkowski, razem z Czeszką Kvetą Peschke, awansował w środę do półfinału gry mieszanej po wygranej z Su-Wei Hsieh z Tajwanu i Rohanem Bopanną z Indii 6:2, 6:3. Teraz czekają na wyłonienie lepszego miksta w spotkaniu Sanii Mirzy z Indii i Amerykanina Boba Bryana (nr 2.) z Czechami Lucie Hradecką i Frantiskiem Cermakiem.