"To spełnienie ambicji i troszkę marzeń" - mówi Justyna Kowalczyk, która wczoraj obroniła pracę doktorską. Jak dodaje, przez chwilę nauka zepchnęła sport na boczny tor, ale złota medalistka olimpijska tuż po obronie pojechała na obóz do Zakopanego.
Maciej Grzyb: Pani doktor, trudniej obronić tytuł mistrzowski, złoty medal czy pracę doktorską?
Justyna Kowalczyk: To inny stres zupełnie. Wolę ten.
Sportowy jest bardziej wyczerpujący?
Po prostu inny. Inaczej do tego się podchodzi. To jest moja indywidualna sprawa. Tam to jest praca moja, mojej drużyny, więc tam jestem bardziej odpowiedzialna. To, co się zdarzy, rzutuje na życie innych, a tu tylko na moje.
Spełnienie marzeń?
Troszkę spełnienie marzeń. Zdecydowanie bardziej spełnienie ambicji. Trzeba się było logistycznie dobrze poukładać. Nie ukrywam, że troszeńkę, zwłaszcza przez ostatnie miesiące, nauka zrzuciła sport na boczny tor, ale czasem tak trzeba. Zawsze chciałam się uczyć, więc bardzo się cieszę, że pan promotor - prof. Krasicki, pomógł mi w spełnieniu kolejnego kroku.
Będą kolejne szczeble naukowe?
Za wcześnie o czymś takim mówić. Sam doktorat, obrona doktoratu, co prawda długa, ale też będzie jednym z przyjemniejszych wspomnień w moim życiu.
(abs)