Na Igrzyskach w Rio de Janeiro nasza kolarka Katarzyna Niewiadoma zajęła świetne 6. miejsce, ale jak przyznaje w rozmowie z Patrykiem Serwańskim z redakcji sportowej RMF FM to nie był udany występ. „Jeżeli zakwalifikuję się na Igrzyska w Tokio zmienię dużo w swoich przygotowaniach. W Rio nie byłam sobą. Zaczęło się od strony mentalnej, a potem to przełożyło się też na formę fizyczną” – mówi najlepsza zawodniczka kobiecego rankingu UCI do lat 23.
Patryk Serwański: Zostałaś w tym sezonie najlepszą zawodniczką światowego rankingu do lat 23. To wielki sukces. Myślisz czasami o tym, jak dobrą kolarką możesz być za kilka lat? Jak duży możesz zrobić postęp?
Katarzyna Niewiadoma: Nie. Zwykle nie myślę w takich kategoriach, że mam tyle lat, a moje rywalki tyle. I jaka będę za kilka lat. Po prostu chcę się rozwijać i dawać z siebie sto procent. Później to wyścigi weryfikują moje miejsce w peletonie. Ale wiem, że mam jeszcze dużo rezerw i mogę się ścigać jeszcze wiele lat. Oczywiście, o ile zdrowie pozwoli. Cieszę się, że już w tym wieku mogę rywalizować na równi ze światową czołówką.
Ale tak naprawdę w tej światowej czołówce jest dużo młodych dziewczyn. Kobiece kolarstwo się rozwija i pewnie pojawią się niebawem kolejne utalentowane zawodniczki.
Na pewno największe zespoły chętniej biorą do siebie młode zawodniczki. To daje im możliwość rozwoju. Mają dostęp do wszystkiego, nie muszą się naprawdę niczym martwić, a do tego codziennie podpatrują starsze koleżanki. Dzięki temu uczą się i to procentuje na wyścigach.
Od trzech lat jeździsz po całym świecie. Z perspektywy peletonu widać tą rosnącą popularność żeńskiego kolarstwa?
Zdecydowanie. Różnica pomiędzy sezonem 2014 a obecnym jest ogromna. Coraz więcej męskich wyścigów ma teraz swoje kobiece odpowiedniki. Choćby Strade Bianche. To zwiększa zainteresowanie mediów. Pokazuje to telewizja, a to oczywiście przyciąga sponsorów. W 2017 roku dojdą kolejne wyścigi.
W męskim kalendarzu praktycznie od lat nic nowego się nie dzieje. U was każdy rok to zmiany. Nowe wyścigi, nowe kraje, nowe trasy.
Organizatorzy męskich wyścigów dostrzegli nas. Widzą też, że nasz kobiecy sposób ścigania jest zupełnie inny od męskiego. Wiele osób mówi mi, że podoba im się, jak zachowujemy się na wyścigach. Mamy inny instynkt, w inny sposób rozgrywamy wyścig. Szefowie męskich wyścigów widzą, że to jest ciekawe. Chcą to promować. A organizacja kobiecego wyścigu, obok męskiego, nie jest wielkim wysiłkiem. Stąd ten rozwój.
Jak powiem, że kobiece ściganie jest "zwariowane" to uznasz to za określenie krzywdzące, czy się z nim zgodzisz?
Na pewno nie jest to krzywdzące. Lubię to, że w kobiecym kolarstwie nie ma jednej reguły. Ucieczka, pogoń i finisz z peletonu. U nas tego nie ma. Na ostatnich 50 kilometrach etapu naprawdę wszystko jest możliwe.
W kobiecym peletonie naprawdę trzeba mieć oczy dookoła głowy skoro możliwych scenariuszy jest tak dużo?
Myślę, że ważna jest tu jeszcze jedna różnica: u facetów jest dużo większa specjalizacja. Są górale, klasykowcy, sprinterzy. U nas dziewczyna, która jest mocna w górach, może też świetnie zafiniszować. To też powoduje, że kobiece kolarstwo jest tak nieprzewidywalne.
Jak oceniasz miniony sezon? Było sporo sukcesów, było szóste miejsce w Rio. Jak ty to odbierasz? Jesteś zadowolona?
Mam w głowie kilka wyścigów, nie tylko ten na Igrzyskach, na których popełniłam błędy. Mogłam zrobić naprawdę dobry wynik, ale się nie udało. Może zabrakło doświadczenia i stąd błędy. W przyszłości będę o nie mądrzejsza. Największym bólem czy rozczarowaniem - chociaż to nie jest dobre słowo, bo zajęłam szóste miejsce - były Igrzyska Olimpijskie. Wiem, że nie byłam tam sobą i to jest najgorsze. Nie byłam tą Kaśką, która jeździ na rowerze. Gdzieś się zagubiłam. Nie chcę powiedzieć, że media mnie zniszczyły, bo chciałam od tej presji uciec, ale nie byłam sobą.
Nie byłaś sobą mentalnie?
Tak. I to przełożyło się na formę fizyczną. Nie wiem... Zastanawiam się, co było nie tak. Wiem, że jeśli pojadę na kolejne Igrzyska do Tokio, to bardzo wiele zmienię w przygotowaniach i w tym, jak spędzić czas przed samymi Igrzyskami.
Analizując swoje błędy masz poczucie, że nie da się tego uniknąć? Że w twoim wieku to jest niejako wkalkulowane w etap kariery, na którym obecnie jesteś?
Dużo przegapiłam, że wcześniej nie ścigałam się z czołówką. Widać to po juniorkach. Nasze juniorki ścigają się tylko w kraju. W Holandii czy Belgii przy seniorskich wyścigach robi się też wyścigi dla juniorek. Tam Włoszki, Belgijki, Francuzki nawiązują rywalizację i widzą na czym to polega. U nas ścigasz się w jednym gronie, cały czas te same twarze. Trudno się czegoś nowego nauczyć. Trzeba stawiać choć na kilka zagranicznych startów w roku.
Czyli pieniądze...
Dokładnie. Ale widać, że tego brakuje. Na mistrzostwach świata u dziewczyn widać było potencjał, by walczyć o medale, ale brakuje doświadczenia. To się będzie nawarstwiać.
W nowym sezonie twoją koleżanką z zespołu będzie Anna Plichta. Mamy takie drużynowe duety w męskim peletonie: Majka i Poljański, Kwiatkowski i Gołaś. Cieszysz się na taką współpracę?
Tak, ale nie chodzi o to, że będę miała dziewczynę do pomocy, czy coś takiego. Ania to świetna osoba, wartościowa. Moim marzeniem jest widzieć ją na mecie z podniesionymi rękami. Chciałam ją wyciągnąć z Polski. Ma wielki potencjał i wierzę, że stać ją na wygrywanie. Razem będziemy się fajnie napędzać.