O małym dziecku, dużych wyrzeczeniach i ogromnych olimpijskich nadziejach z Kają Ziomek, reprezentantką Polski w łyżwiarstwie szybkim rozmawiał dziennikarz RMF FM Marcin Kargol.
Marcin Kargol: Obok mnie Kaja Ziomek - olimpijka, mistrzyni Polski, rekordzistka Polski, medalistka zawodów Pucharu Świata i Europy. Lecz jednocześnie obok mnie Kaja Ziomek - kobieta, od niedawna mama. Kaju, na początek jednak chciałem zapytać jak Bąbel i jak roślinki?
Kaja Ziomek: (śmiech) Turbozajawka na rośliny już mi minęła, miałam mniej czasu na nie, ale te, które są już w domu, dobrze się trzymają. Bąbel natomiast to pies adoptowany ze schroniska i niestety troszeczkę się obraził. Nie za bardzo chce spędzać z nami czas. Niezbyt interesuje się dzidzią. Czasem podejdzie i powącha ją, ale generalnie udaje, że nie ma jej w domu.
Zapytałem o te rośliny, bo mówiłaś kiedyś, że przywozisz je z każdego zakątka świata i w pewnym momencie zaczęło wam brakować miejsca w domu.
W pewnym momencie miałam ich około 50. Wszystkie uwielbiałam, ale niektóre przez moje wyjazdy umierały. Teraz już ich nie sprowadzam, tylko pielęgnuję te, które mam.
Zdradzę ci, dlaczego chciałem z Tobą porozmawiać. Twój instagramowy profil śledzą nie tylko sportowcy i nie tylko kibice Kai Ziomek - panczenistki. Odkąd urodziłaś dziecko - ale też wcześniej, odkąd zaszłaś w ciążę - bardzo mocno dzielisz się życiem prywatnym. Jestem w miarę młodym ojcem, kilka lat temu przerabiałem to, co Ty teraz. Też mam za sobą nieprzespane noce. Ty pokazujesz, jak jest trudno i że często pojawiają się pot i łzy.
Często pokazywałam też ciężkie aspekty tego sportowego życia. Mój Instagram jest bez ściemy, to mój cel. Pokazuję, jak nieraz po zawodach z bólu wymiotuję. Tak jest i teraz - pokazuję, że mając dziecko jest nie tylko kolorowo. Zawsze chciałam pokazywać, jak naprawdę wygląda moje życie.
Czy docierają do Ciebie jakieś reakcje na zdjęcia lub inne treści, które publikujesz?
Dużo ludzi mi odpowiada - są wśród nich także tacy, od których bym się nie spodziewała wiadomości. Nawiązałam też kilka instagramowych znajomości - regularnie rozmawiamy i piszemy. To jest fajne. Ale jest też tak, że trudno mi określić, czego ludzie mogą oczekiwać. Czy mam pokazywać życie sportowe czy może rodzicielstwo? Teraz jest wszystkiego po trochę i traktuję to jako formę pamiętnika.
Powiedziałaś niedawno, że ciąża była ci w jakiś sposób potrzebna i że był to dla ciebie reset. Czy faktycznie tak było? Czy rzeczywiście poczułaś się lepiej, mimo wysiłku, jaki musiałaś później ponieść?
W ciążę zaszłam po najtrudniejszym sezonie dla mnie - to był sezon olimpijski. I faktycznie wyszło na to, że bardzo tego potrzebowałam. Przez 16 lat trenowałam praktycznie ciągiem. Nie miałam przerwy dłuższej niż kilka tygodni na roztrenowanie. I tych kilka miesięcy wolnego, gdy odpuściłam sobie treningowo, dało mi naprawdę dużo. To był duży luz. Zbudowało to we mnie nowy zapał i energię do treningu.
A teraz dwa pytania ściśle ze sobą powiązane: przede wszystkim, jak - z tej czysto ludzkiej strony - wspominasz okres, w którym niemalże z dnia na dzień lub z tygodnia na tydzień zrezygnowałaś ze sportu i musiałaś przewartościować pewne rzeczy i skupić się na sobie i na Tosi w brzuchu?
Z zewnątrz to wyglądało, jakby to było z dnia na dzień. W ciążę jednak nie zaszłam nagle, to był dla nas długi proces. Później, już będąc w ciąży, wystartowałam jeszcze w mistrzostwach Polski. Wszystko układałam sobie w głowie przez trzy miesiące. Oczywiście, można sobie planować rodzicielstwo, a życie nas sprawdza. I myślę, że każdy rodzic to potwierdzi (śmiech).
I teraz czas na moje drugie pytanie. Jednocześnie puszczam oczko do wszystkich rodziców świata. Jak bardzo Twoje oczekiwania rozminęły się z rzeczywistością?
Akurat Tosia jest wyjątkowym i wspaniałym dzieckiem. Lubi spać, tak jak ja. I w ciągu 5 miesięcy mieliśmy może trzy zarwane noce.
To bardzo niesprawiedliwe.
Ułożyłam to sobie w głowie tak, że moja córka odpoczywa, żebym to ja była gotowa na trening następnego dnia.
Zanim zapytam o sportową część twojego życia, powiedz, czy to, co teraz się dzieje, nazwałabyś "życiem po życiu", czy po prostu weszłaś w nową rolę, nie wychodząc jednak ze starej?
Tak właśnie myślałam - że to będzie właśnie takie "życie po życiu". Nie wiedziałam, jak się w nim odnajdę i w jaki sposób wrócę do sportu. A teraz? To jest po prostu moje życie, nowa rola i mam wrażenie, że dziecko w powrocie do sportu mi nie tylko nie przeszkodzi, ale wręcz pomoże.
Czyli, mimo wszystko ciągle ta olimpijka jest w Tobie silna.
Oczywiście, teraz moim całym światem jest dziecko i wszystko kręci się i będzie kręciło wokół niej. To jest moje życie. Do sportu natomiast wracam, żeby zrobić jedną poważną rzecz. Chcę wystartować na igrzyskach i zdobyć medal. Mam jeszcze dwa i pół roku. Mam też konkretny cel, który chcę zrealizować.
Skoro już rozpoczęliśmy ten sportowy wątek - powiedz, co z Twoimi treningami. Pokazujesz w internecie, że już ćwiczysz. O jakich intensywnościach mówimy i czy miałaś już panczeny na nogach?
Panczeny założyłam już w lipcu, dwa miesiące po urodzeniu dziecka. Ale to było bardziej dla rozrywki. Choć było to dla mnie mocne zderzenie z rzeczywistością, bo poczułam, jaka jestem słaba. Potrzebowałam czterech miesięcy, żeby w pełni dojść do siebie i żeby moje ciało wróciło do normy. Ustaliłam z trenerem sprinterów w kadrze, Arturem Wasiem, że od połowy października ruszymy z poważnym treningiem. Jak się okazało, już teraz jestem w stanie dźwigać na siłowni tak duże ciężary jak przed urodzeniem Tosi.
Czy kiedy planowałaś ciążę, miałaś też ustalony plan na kolejne lata? Wiedziałaś, że w 2023 roku urodzisz, w 2024 weźmiesz się do ostrej pracy, a 2025 i 2026 będą latami ze szczytową formą?
Narzuciłam sobie taki reżim - po ostatnich igrzyskach chciałam od razu zajść w ciążę, żeby później mieć trzy lata na przygotowanie się do igrzysk olimpijskich. Mam dwa i pół roku, więc ostatecznie wszystko idzie zgodnie z planem. Oczywiście, teraz trudno będzie to ułożyć - wyjazdy, obozy, zawody, Tosia w domu, Tosia ze mną. To będzie naprawdę skomplikowane. Na szczęście mój narzeczony, Artur Nogal, to były sportowiec, łyżwiarz, więc dokładnie wie, z czym to się wszystko je. W tej chwili stawiamy na sport i oboje się wspieramy.
Wsparcie drugiej osoby, a przede wszystkim wywodzącej się z tego samego świata jest chyba bardzo ważne?
Zdecydowanie tak. Nie wyobrażam sobie trenować i żyć z kimś, kto tak naprawdę w tym świecie tak do końca nie był i nie wie, jak to wygląda - nie wie, jak wyglądają zgrupowania lub jakie są emocje podczas zawodów.
Masz teraz 26 lat. Kiedy będą igrzyska, będziesz przed trzydziestką. Czy to jest dobry wiek dla panczenisty na zdobywanie medali? I czy może sięgasz też do 2030 roku i zastanawiasz się "a może tam też jakiś medal by wpadł"?
Kiedyś się mówiło, że około trzydziestki to jest najlepszy wiek na zdobywanie tych najważniejszych medali. Później się okazało, że dużo młodsi zawodnicy też osiągają świetne wyniki. Myślę, że nie ma żadnej reguły. Będę na pewno dojrzalsza i mądrzejsza niż byłam wcześniej i wiem, że jestem w stanie zdobyć medal. A kolejne igrzyska? Tego jeszcze nie planowałam, ale życie toczy się różnie...
Zaczęliśmy od Kai Ziomek bez panczenów i na takiej Kai Ziomek chciałbym skończyć. Wyłączając sport, medale, jakie są Twoje plany i największe marzenia?
Rozdzielam to. Cele, marzenie i plany to są różne rzeczy. Marzą mi się na przykład świetne podróże w dzikie miejsca. A celem jest wyjazd na igrzyska i przywiezienie stamtąd medalu. Marzenia może się uda zrealizować - i wtedy będzie super. Z kolei olimpijski medal to jest cel, do którego będę dążyła.
Powiedziałaś jakiś czas temu, że twoja mama nauczyła cię patrzeć na świat przez różowe okulary. Starasz się szukać pozytywów wszędzie i w każdym możliwym miejscu. Czy Kaja Ziomek jest teraz szczęśliwą kobietą?
Mama zawsze pokazywała nam świat i to, że warto szukać w nim tych najlepszych rzeczy. Mam nadzieję, że to przekażę też swojej córce. Zawsze próbuję odnaleźć to, co najlepsze i to też jest jeden z moich celów - być szczęśliwą. I tak, w tym momencie jestem mega szczęśliwa i mam nadzieję, że to się nie zmieni.