"Taki sukces na pewno nas motywuje do jeszcze większej pracy. Igrzyska są niesamowicie prestiżową imprezą i miejmy nadzieję, że wejdziemy tam do finału" - mówi reporterowi RMF FM Justyna Święty po zdobyciu srebra halowych mistrzostw świata w sztafecie 4x400.
Maciej Jermakow: Rozpoczynając ostatnią zmianę widziała Pani te wcześniejsze, dramatyczne wydarzenia?
Justyna Święty: Nie, nie widziałem starcia Eweliny z Jamajką. Nawet po przebiegnięciu linii mety nie wiedziałam, co się działo. Dopiero po kilkunastu minutach powiedziano nam, że ktoś składa protest i odbywa się to naszym kosztem. A Ewelina nie miała przecież praktycznie kontaktu z rywalką!
Oczekiwanie na decyzję sędziów było bardziej stresujące niż sam bieg?
Raczej nie, bo odbywało się to za naszymi plecami. Długo nawet nie zdawałyśmy sobie sprawy, że jest protest i ktoś może nam odebrać medal.
Teraz "akcja Rio" rozpoczyna się już na dobre?
Ta akcja zaczęła się już dawno, tak naprawdę. Ale taki sukces na pewno nas motywuje do jeszcze większej pracy. Igrzyska są niesamowicie prestiżową imprezą i miejmy nadzieję, że wejdziemy tam do finału i pokażemy się od najlepszej strony.
Dużo rozmawiacie między sobą o Brazylii?
Tak naprawdę od czterech lat każda z nas o tym wspomina. W czołówce jest 10 dziewczyn, wiadomo - wszystkie nie pojadą. Szansę dostanie 6 osób.
Wewnętrzna walka jest, ale między wami chyba tarć nie ma. Lubicie się?
Tak, bardzo się lubimy! Jest między nami rywalizacja, ale tylko na bieżni. Nie ma mowy o jakiejś chorej walce. Jesteśmy dobrymi koleżankami, przyjaciółkami, na co dzień. Wspieramy siebie.
Kibice wiedzą, że jesteście mocne. Czego mogą się po was spodziewać na igrzyskach?
Miejmy nadzieję, że wejdziemy do finału, a tam już może zdarzyć się wszystko!
Jakie macie teraz najbliższe plany?
Półtora tygodnia w domu a później ruszamy na 3 tygodnie na zgrupowania na Teneryfie.