"Atutem naszej reprezentacji jest atmosfera. U nas grupa ma poczucie, że idzie w dobrym kierunku, a tak doświadczony trener i były zawodnik jak Horngacher wie, że to są rzeczy nie do przecenienia" – mówi w rozmowie z RMF FM komentator Eurosportu Igor Błachut. Jego zdaniem jeśli prezes PZN Apoloniusz Tajner i Adam Małysz nie są pewni przyszłości Horngachera, to bardzo poważnie szukają teraz dla niego zastępstwa. "Mam nadzieję, że będą w stanie odnaleźć optymalne rozwiązanie dla naszej reprezentacji, ale gdyby miało zabraknąć Horngachera - nie będzie to łatwe" – ocenia Błachut.

Patryk Serwański: W dyskusji na temat przyszłości Stefana Horngachera, która ostatnio rozgorzała padają liczne argumenty. Z jednej strony zwraca się uwagę na jego przeszłość związaną z niemieckim związkiem. Inni mówią o swobodzie i autonomii, którą zapewnia mu prezes Apoloniusz Tajner. Nasza wiedza jest tak naprawdę trochę ograniczona, ale które argumenty do Ciebie przemawiają?

Igor Błachut (Eurosport): Dotknąłeś podstawowego problemu. Nie wiemy wszystkiego. Posiłkujemy się tym, na co pozwalają osoby zainteresowane, żeby w mediach się pojawiło. Ale możemy ocenić to na chłodno. Horngacher pracował z Niemcami. Zna chłopaków, którzy teraz stanowią trzon kadry. Nie wchodzi na teren sobie nieznany. Pracował nad tym, żeby tamtejszy system tworzył kolejnych dobrych zawodników. I to działa. Wystarczy spojrzeć na wyniki Mistrzostw Świata juniorów, Pucharu Kontynentalnego czy Pucharu FIS. Młodzi Niemcy radzą sobie całkiem przyzwoicie. Wreszcie Horngacher jest człowiekiem niemieckojęzycznym. Odpada problem komunikacyjny. Nie wydaje mi się, żeby w pracy z Polakami on był znaczący, ale jednak niemiecki to dla niego naturalny język. Po trzecie żona i dzieci Horngachera mieszkają w Szwarcwaldzie. To są argumenty, żeby poszedł tam. To co tyczy się pierwszego argumentu - wydaje się, że nie trzeba będzie długo czekać na potencjalnych następców obecnych niemieckich gwiazd. Werner Schuster dawał szanse młodzieży w Pucharze Świata i oni potrafili skakać naprawdę bardzo fajnie. Nie mówię nawet o Constantinie Schmidcie. Jest choćby Martin Hamann, który pokazał się w Oberstdorfie.

Takim wyzwaniem dla każdego trenera będzie też Andreas Wellinger.

Każdy chciałby mieć takiego zawodnika. Sytuacja z jego obecną słabszą dyspozycją to pokłosie tego, że za dobrze poszło poprzedniej zimy. Za dużo było koncertów, wywiadów, wizyt w zakładach pracy. To wpłynęło na tok przygotowań. Ponoć Wellinger się pozbierał, ale ma zaległości. Skacze lepiej, ale ciągle zdecydowanie gorzej niż światowa czołówka. Czy pozbiera się na Mistrzostwa Świata? Być może tak, bo potrafi przygotować się imprezę docelową mimo, że ciągle to młody zawodnik. W Niemczech jest z kim pracować. Jest choćby David Siegel, który doznał kontuzji w Zakopanem. Miejmy nadzieję, że wróci i pokaże się z dobrej strony.  Jest wspomniany Schmid. Nie są jeszcze strasznymi weteranami Richard Freitag czy Severin Freund. Do końca wykorzystanym talentem nie jest ciągle Marcus Eisenbichler. Jest z kim pracować, a poza tym Niemcy zapewniają, że są w stanie zapewnić godne warunki finansowe trenerowi.

My mamy nieco inny system letnich przygotowań. Zgrupowania podzielone są na okresy pracy indywidualnej. Zdarzają się krótkie urlopy. To czas, kiedy Horngacher może spędzać czas z rodziną. Poza tym ma w Polsce dużą swobodę pracy.

Widzę argumenty na korzyść PZN-u i Polski jako kraju, w którym Horngacher odnosił na razie największe sukcesy. My też możemy zaoferować pracę z dobrymi zawodnikami. Wprawdzie Kamil, Piotrek i Stefan są już po trzydziestce. Szczyt formy mają za sobą albo zaraz nastąpi moment, w którym ciężko będzie odnosić nadal takie sukcesy jak Kamil czy Piotr. Na pewno tutaj czas nie gra na naszą korzyść. Dawid Kubacki i Maciej Kot to także nie są chłopcy świeżo po wieku juniorskim. Tutaj zdecydowanie perspektywa na najbliższe lata zdecydowanie mniej ciekawa, choć oczywiście liczę, że Dawid, Maciej czy Kuba Wolny będą skakać jeszcze długo i na wysokim poziomie. Na naszą korzyść przemawia stabilność finansowa i komfort pracy. Przecież Horngacher to nie jest tylko Horngacher, ale cała kilkunastoosobowa grupa ludzi, z którymi pracuje. Nazwisko Haralda Pernitscha bardzo często się wymienia. Są także Matthias Prodinger czy Michal Doleżal. To są ludzie, których ściągnął Horngacher ze sobą i to były jego warunki. On może pracować, ale potrzebuje ludzi, z którymi może wdrażać swoje pomysły, ulepszenia. Poza tym wydaje mi się, że w tej grupie jest naprawdę fajna atmosfera. To, że w momencie, gdy któryś z naszych zawodników staje na podium cały nasz sztab wychodzi, obejmuje się i śpiewa hymn to to nie jest pokazówka moim zdaniem. To wyraz satysfakcji z powodu wspólnie - z naciskiem na wspólnie - wykonanej bardzo dobrej pracy. To nie jest kwestia do osiągnięcia na "pstryk" w każdej reprezentacji. W Niemczech nie musi być tak samo. U nas grupa ma poczucie, że idzie w dobrym kierunku, a tak doświadczony trener i były zawodnik jak Horngacher wie, że to są rzeczy nie do przecenienia. Na tabelki w excelu to się nie przełoży, ale to bardzo ważne. Poza tym trener bardzo emocjonalnie reaguje. Angażuje się. Wystarczy zobaczyć jego reakcję, gdy któremuś z zawodników wyjdzie konkurs albo jak któremuś nie wyjdą. Nie trzeba być specjalistą od czytania z ruchu warg co wykrzykuje Horngacher w takich momentach i dodam, że nie krzyczy po niemiecku. Wreszcie ostatnio pojawiła się informacja, że rzekomo żona trenera stwierdziła, że warunki pracy w Polsce pozwalałyby Stefanowi na dłuższy pobyt w domu niż praca w Niemczech, bo tam miałby więcej obowiązków. Być może Niemcy będą w stanie pójść na ustępstwa w tej kwestii, ale to też znamienne, że pojawił się taki głos.

PZN zapewnia, że przedstawił już swoją maksymalną ofertę Horngachrowi. Wiemy też, że rozmowy z trenerem dopiero po Mistrzostwach Świata w Seefeld. Apoloniusz Tajner i Adam Małysz znają jednak skoki narciarskie z każdej możliwej strony. Trochę nie chce się wierzyć, że obaj tylko czekają na rozmowę z Austriakiem i nie szukają planu B. Nie tworzą jakichś relacji z jego potencjalnymi następcami.

Apoloniusz Tajner czy Adam Małysz nie urodzili się wczoraj. Oby nie, ale w przypadku decyzji Horngachera na korzyść Niemiec trudno spodziewać się ich całkowitego zaskoczenia. Za długo siedzą w sporcie i wiedzą o co w tym chodzi. No chyba, że są spokojni, że to  wszystko są przekomarzanki i że Horngacher w pewnym momencie powie jakie ma oczekiwania i dostanie gotowy do podpisu blankiecik do umowy, o której mówi nasz trener. Ale jeśli sytuacja jest niepewna, na pewno i Tajner i Małysz pewnie bardzo mocno się zastanawiają, kto mógłby zastąpić Horngachera, a tu robi się problem. Jeśli nie skłaniamy się w stronę kandydatury dotychczasowego asystenta Grzegorza Sobczyka, to nie bardzo widzę na rynku dobrych kandydatów. Popyt przewyższa podaż. Są trenerzy, którzy niedawno skończyli pracę z innymi reprezentacjami, ale nie wiem czy na trenera Richarda Schallerta, Gorana Janusa czy Tomoharu Yokokawę będą się rzucali nasi działacze z okrzykiem "mamy człowieka". Szkoleniowca formatu Horngachera na rynku nie ma. Wolny będzie Schuster, ale nie po to rezygnuje, żeby pakować się do nowej pracy. Cienko to widzę, gdyby miało zabraknąć Austriaka - tym bardziej, że część osób z obecnego sztabu pójdzie za nim. To będzie wpisane w jego kontrakt - z kimkolwiek go podpisze. Mam nadzieję, że prezes Tajner i Adam Małysz będą w stanie odnaleźć optymalne rozwiązanie dla naszej reprezentacji, ale gdyby miało zabraknąć Horngachera, to nie będzie to łatwe.

Opracowanie: