"Zamiast kontrolować mecz, prowadzić kilkoma bramkami, to robimy jakieś szopki. Ale na koniec szczęście się do nas uśmiechnęło. Już taką niestety jesteśmy drużyną, że nie potrafimy spokojnie wygrywać" - powiedział obrotowy reprezentacji Polski w piłce ręcznej Bartosz Jurecki. Polacy po emocjonującej końcówce pokonali Białoruś 31:30 w pierwszym meczu drugiej fazy mistrzostw Europy.
Nie wiem, co powiedzieć. Chyba byliśmy nieodpowiedzialni. Zamiast grać twardo w obronie puszczamy rzucających bez kontaktu. W ataku też sporo przestrzeliliśmy. Ale na koniec szczęście uśmiechnęło się do nas. Może to jakiś sygnał dla nas, żebyśmy je zaczęli szanować. I swoje kości - dodał Jurecki. Co prawda wolę grać tak jak w niedzielę i wygrać, niż tak jak z Francją pięknie i stracić dwa punkty. Już taką niestety jesteśmy drużyną, że nie potrafimy spokojnie wygrywać. Cieszy to, że potrafiliśmy podnieść się z kolan i grać do końca - podsumował.
Krytycznie występ naszych szczypiornistów ocenił też Piotr Chrapkowski. To był najbardziej szalony mecz w moim życiu. Jeszcze kilka minut przed końcem przegrywaliśmy czterema bramkami, by na koniec zwyciężyć. Przez 59 minut graliśmy beznadziejnie, nie wiem jaka była tego przyczyna. Ale na koniec szczęście było po naszej stronie - podkreślił rozgrywający biało-czerwonych.
Spokojniej grę polskiego zespołu podsumował trener Michael Biegler. Nie graliśmy równo przez 60 minut. Mieliśmy słabsze momenty. Sporo problemów w obronie, nie wykorzystywaliśmy szans w ataku. Dopiero w ostatniej minucie zagraliśmy tak, jak to powinno wyglądać wcześniej, dzięki czemu zachowaliśmy, szczęśliwie, dwa punkty - analizował.
Polacy prowadzili po pierwszej połowie 14:13. Po przerwie to Białorusini dyktowali jednak warunki i wygrywali już nawet czterema bramkami. Biało-czerwoni w ostatnich minutach zaczęli odrabiać straty i na 45 sekund przed końcem był już remis. Zwycięski rzut w ostatnich sekundach oddał Mariusz Jurkiewicz.
(MRod)