W szpitalu w Chicago trwają badania Andrzeja Gołoty po walce Mike'em Tysonem, w której Polak po drugiej rundzie zszedł z ringu. Zdaniem komentatorów kariera Gołoty w USA jest skończona.

Testy w szpitalu mają wykazać, czy doszło do wstrząśnienia mózgu i złamania kości policzkowej w wyniku walki, w której Gołota po ciosie Tysona pod koniec pierwszej rundy znalazł się na deskach. Polski bokser jeszcze w sobotę rano czuł się dość dobrze, chociaż po walce jego promotorzy uzasadniali rezygnację z dalszego pojedynku tym, że miał zawroty głowy. W sobotę po południu poczuł jednak mdłości, także zawroty głowy i został odwieziony do szpitala na oddział intensywnej terapii.

Większość czołowych gazet zamieszcza relacje z walki na dalszych stronach, koncentrując się na dalszych losach Tysona. Reporterzy podkreślają, że tym razem nie "żalazny Mike" był autorem kontrowersji. We własnej korespondencji "The New York Times" pisze, że "w tej walce Gołota dowiódł, iż nawet w boksie jest jeszcze miejsce na kolejne karnawałowe wydarzenie". "Jego kariera jest chyba skończona, przynajmniej jeśli chodzi o znaczniejsze walki w USA" - pisze korespondent gazety Bill Pennington, przypominając, że Gołota po raz drugi z kolei zrezygnował z walki - poprzednio w pojedynku z Michaelem Grantem. Pennington cytuje wypowiedź mistrza świata w wadze ciężkiej, Lennoxa Lewisa, z którym Gołota przegrał przez nokaut: "My mamy odchodzić z ringu na tarczy, a nie wstępować na ring na jedną rundę, potem mówić: 'Dziękuję za pieniądze' i wychodzić".

Andrzej Gołota wydał w niedzielę oświadczenie, w którym tłumaczy powody rezygnacji z dalszej walki z Mike'em Tysonem. Napisał, że nie przestraszył się rywala, ale po uderzeniu przez Tysona głową czuł straszliwy ból i widział jak przez mgłę. "Nie szukałem najprostszej drogi, aby zarobić pieniądze. Nikt by tego nie zrobił po siedmiu tygodniach najcięższych w życiu treningów. Nigdy nie uciekałem, ani na ringu, ani poza nim" - głosi oświadczenie polskiego boksera.

00:10