Marek Kosicki zrezygnował z funkcji członka zarządu Polskiego Związku Kolarskiego. „Powody są dwa: do dymisji wezwał nas minister, a poza tym protestuję przeciwko wydawaniu wyroków bez sądu. Przypomina mi to średniowiecze” – wyjaśnił.
Szef Małopolskiego Związku Kolarskiego jest pierwszym członkiem zarządu PZKol, który pozytywnie odpowiedział na apel ministra sportu i turystyki. W sobotę Witold Bańka zażądał natychmiastowej dymisji całego zarządu, na czele z prezesem Dariuszem Banaszkiem.
Bezpośrednim powodem tak ostrej reakcji był wywiad, jakiego udzielił były wiceprezes PZKol Piotr Kosmala portalowi WP SportoweFakty. Ujawnił w nim, że "ważna osoba w środowisku kolarskim" miała się dopuścić czynów ohydnych jak zastraszanie, seks z podopiecznymi, w tym z nieletnimi, a nawet gwałt. Dodatkowo w grę wchodziły nadużycia finansowe. Potwierdzić miał to zewnętrzny audyt zlecony przez Banaszka.
Przestałem cokolwiek rozumieć. Nie znam audytu, ale z tego, co się orientuję, dotyczy on spraw sprzed 10-15 lat - przyznał Kosicki. Przepraszam, ale media nie są areną do rozstrzygania tych kwestii. Należy zgłosić sprawę do prokuratury, do sądu. I trzeba wydać sprawiedliwy wyrok - podkreślił. Podnosi się krzyk na całą Polskę, a przecież sprawy nie są zweryfikowane. Nie wiem, czy Kosmala ma dowody na to, co twierdzi, ale wyroki już się wydaje. Mnie to przypomina średniowiecze: kamienowanie ludzi na rynku - ocenił.
Jak ocenił Kosicki, w wywiadzie udzielonym przez Kosmalę "praktycznie nie ma faktów", ani żadnych nazwisk, ani dat. Tam są oszczerstwa i zrobiło się z tego wielkie halo - stwierdził. Zaznaczył, że nie chce w tym brać udziału i że "powróci do roboty", gdy emocje opadną. W kolarstwie działam już od ponad 40 lat - wspomniał.
Polski Związek Kolarski jest w bardzo głębokim kryzysie. Oprócz afery na tle obyczajowym, zmaga się z kłopotami finansowymi. Jest poważnie zadłużony, a na dodatek wycofali się sponsorzy CCC i Orlen.
(MN)