Po Tokio miała zakończyć karierę, ale chce obronić złoty medal olimpijski! Małgorzata Hołub-Kowalik zmienia plany i szykuje się do igrzysk olimpijskich w Paryżu. Złota medalistka w sztafecie 4 razy 400 metrów przyznała w rozmowie z RMF FM, że nie zaspokoiła jeszcze głodu wygrywania. Co wpłynęło na zmianę decyzji i na kontynuowanie kariery? Polską lekkoatletkę pytał o to Paweł Pawłowski.
Paweł Pawłowski RMF FM: Mówiłaś ostatnio, że to nie był najlepszy dla ciebie rok. Chyba nawet jeden z najgorszych w karierze. Czy cieszysz się, że ten rok już dobiega końca?
Małgorzata Hołub-Kowalik: Bardzo się cieszę że ten rok już się kończy. Był dla mnie bardzo trudny pod względem psychicznym i fizycznym. Wszystkie moje limity zostały wystawione na ciężką próbę, dlatego bardzo się cieszę, że już się kończy. I oczywiście nowy rok to nowe rozdanie. Startuję z czystą kartą i mam nadzieję, że będzie zupełnie inaczej niż w tym poprzednim. Mam nadzieję, że będzie tak, jak w tym olimpijskim.
Do igrzysk za chwilę wrócimy. Ale teraz o twoim zdrowiu. Były problemy ze stopami, była ta kontuzja z Eugene. Jak jest teraz z twoim zdrowiem?
W zeszłym roku jedna stopa odmawiała posłuszeństwa, bo odmawiało posłuszeństwa rozcięgno. Potem było nadepnięcie przez rywalkę na drugą stopę - żeby nie było za łatwo. Na szczęście wszystko idzie w dobrym kierunku. Jestem zdrowa i to jest chyba dla mnie najważniejsze, trenuję. Jak jest zdrowie, to resztę sobie wypracujemy. Po prostu najważniejsze jest zdrowie.
Ale sezon halowy odpuszczasz?
Zdecydowaliśmy z trenerem, że do tego sezonu halowego nie będziemy się szykować. Tylko na spokojnie przygotujemy się do sezonu letniego. Nauczona doświadczeniem, które zebrałam w tym roku - w kolejnym stawiamy sto procent na stadion otwarty, a już za dwa lata będą igrzyska. I właśnie tę imprezę mamy z tyłu głowy. Nadchodzący sezon będzie po prostu takim przygotowaniem pod igrzyska, bo wiadomo, że każdy sportowiec marzy o tym, żeby obronić złoty medal.
Paryża zatem nie odpuszczasz? Pamiętam, jak mówiłaś mi przed ostatnimi igrzyskami, że powoli żegnasz się ze sportem.
Tak cały czas mówiłam, że żegnam się ze sportem właśnie w Tokio. Natomiast jak odbierałam najpierw złoty, a potem srebrny medal, to ciężko było tak po prostu zakończyć karierę. Nie mogę się więc tak po prostu pożegnać z tym sportem po tych wszystkich emocjach. Cały czas mam głód sportu i wygrywania. Nie zaspokoiłam go w tym sezonie! Nie pokazałam tego, na co mnie stać i to nie daje mi odwiesić kolców na kołek. Zobaczymy, co będzie się działo w przyszłym sezonie. Temat Paryża jest cały czas otwarty.
Poziom biegu na 400 m jest fenomenalny. Coraz szybciej biegają wszystkie dziewczyny; coraz trudniej jest nadążyć. Masz ambicje na starty indywidualne, czy raczej koncentrujesz się na sztafecie?
Raczej będę celowała w sztafetę. Natomiast - tak jak powiedziałeś - dziewczyny są na światowym poziomie. Musimy gonić te dziewczyny, żeby też łapać się do sztafety. To nas bardzo mocno motywuje. Często jeśli jedna, dwie, trzy dziewczyny biegają coraz szybciej, no to wiadomo, że sztafeta też jest coraz szybsza i dzięki temu mamy szansę, żeby zaistnieć na świecie.
Gdybyś wyszła ze swoich kolców i weszła w buty trenera Matusińskiego, to kogo na dziś wystawiłabyś w sztafecie walczącej o olimpijskie złoto?
Ciężko powiedzieć, bo mamy grudzień. Na pewno teraz trzonem byłaby Natalia Kaczmarek, Ania Kiełbasińska i Justyna Święty-Ersetic. To jest trzon, na który postawiłabym bez mrugnięcia okiem. Czwarta dziewczyna... Iga pokazała się świetnie w Monachium. Wiadomo jednak, że o to czwarte miejsce w drużynie będzie walka. Siebie też bym gdzieś tam "zakręciła", jeśli będę oczywiście zdrowa. Ale są też młode dziewczyny. Jest np. Kinga Gacka, która jest bardzo obiecującą zawodniczką. Sprawa czwartej dziewczyny jest mocno otwarta. I to jest chyba w tym wszystkim fajne, że nie można postawić na stuprocentową czwórkę, bo wszyscy są na naprawdę wysokim poziomie.
Przed nami Święta Bożego Narodzenia. Jak je spędzisz?
Święta spędzamy klasycznie, rodzinnie w domu. Zawsze mamy z trenerem taką zasadę, że skoro 250 dni w roku przebywamy poza domem na obozach i zawodach, to czas świąteczny jest stuprocentowo poświęcony rodzinie. I tak też będzie w tym przypadku. Ja organizuję wigilię! Sama się z tego śmieję, ponieważ jestem najgorszą kucharką w rodzinie, a na mnie padła organizacja wigilii i bardzo to lubię, więc na pewno organizacyjnie sobie poradzę. Gorzej będzie kulinarnie, ale oczywiście rodzina będzie mnie wspierać i mi pomoże. Na sylwestra nie mamy jakiś większych planów. Chyba po prostu spędzimy go w domu, bo czas odpocząć po tym ciężkim roku.