Kilka ośrodków wypoczynkowych w Zakopanem postanowiło przyjąć rodziny uciekające przed wojną na Ukrainie. „Czuję opiekę z każdej strony” – mówi ze łzami w oczach pani Anna ze Lwowa.
Niezależnie od tego, czy uchodźcy zostają w ośrodkach czy są w nich tylko na chwile, w zakopiańskich placówkach mają zapewnione śniadania i obiady. Do tej pory przyjęto 18 rodzin. Staramy się po prostu nimi zaopiekować - mówi recepcjonista Piotr Bukowski.
Jedną z osób, która dotarła do Zakopanego jest pani Anna ze Lwowa. Kobieta w rozmowie z reporterem RMF FM Maciejem Pałahickim tłumaczyła, że uciekła nie ze strachu o siebie, a o własne dzieci. Powiedzieli, że Lwów jest strategicznym punktem, a alarmy były trzy razy dziennie. Wywieźliśmy same dzieci, mężczyźni zostali - tłumaczy kobieta.
Pani Anna przyznała, że modli się o swoich bliskich i Ukrainę.
Lwowianka pokazała, że jest niezmiernie wdzięczna Polakom za pomoc, jaką udzielają Ukraińcom. Od przekroczenia pierwszego centymetra polskiej granicy czuliśmy opiekę. Jeszcze przed kontrolą paszportową przyszedł pan i zaczął częstować ciastkami dzieci. Jak tylko przeszliśmy kontrolę paszportową, dali nam herbatę. Były pampersy, woda, ciasta, postawili stoły, przy których można było odpocząć. Przyjechaliśmy tutaj i też czuję opiekę z każdej strony. Aż jest mi od tego słabo, bo naprawdę nigdy nie myśleliśmy, że będzie taka sytuacja - podkreślała ze łzami w oczach pani Anna.
Kobieta nie zamierza zostawać w Polsce na stałe. Liczy na to, że będzie mogła wrócić na Ukrainę. Ukraina to jest mój kraj. Rodzice są z Galicji, mieszkamy tam od wielu pokoleń. Tylko wracać i mam nadzieję, że to będzie szybko. Bo to nie może, żeby tak było, że w XXI wieku dzieje się taka masakra - giną dzieci. Świat powinien to czuć i widzieć- zaznaczyła.