W "szpiegowie" mieszkali w czasach PRL pracownicy radzieckiej ambasady. Wiele lat temu budynek opustoszał i popadł w kompletną ruinę, ale Rosja wciąż rości sobie prawa do tej nieruchomości. Twierdzi, że to "obiekt wykorzystywany na cele dyplomatyczne". Warszawa, która odzyskała tę nieruchomość, odpowiada: to pustostan.

Podczas wizyty z dziennikarzami w "szpiegowie" wiceprezydent Warszawy Tomasz Bratek powiedział, że "w przestrzeni publicznej pojawiły się komunikaty rzeczniczki MSZ Federacji Rosyjskiej, która poinformowała, że przejęcie tego obiektu jest bezprawne i spotka się z adekwatną odpowiedzią, gdyż polska strona przejęła obiekty wykorzystane na cele dyplomatyczne".

Bratek zdementował to i podkreślił, że ten budynek nie był wykorzystywany na żadne cele. Jego degradacja, zdekapitalizowanie, pozbawienie jakichkolwiek instalacji, jakichkolwiek - oprócz murów - cech budynków, które mogą być wykorzystywane na cele dyplomatyczne, jest dla nas jasny. Ostatni raz ludzie mieszkali tu w 2005 roku i od tego czasu ta nieruchomość nie była wykorzystywana - stwierdził.

To jest pustostan, który wymaga szybkiej interwencji i zajęcia się nim - dodał wiceprezydent Warszawy. Zaznaczył, że strona polska działa w oparciu o wyroki sądowe, zgodnie z literą prawa, nie narusza żadnych procedur.

Jak wygląda wnętrze "Szpiegowa"?

Reporterka widziała tę ruinę z bliska. Na ścianach i sufitach wielkimi płatami odpada tynk, klepka na podłodze wybrzusza się tworząc wielkie garby, gdzieniegdzie nie ma jej wcale. Wycięte są wszystkie kaloryfery, rury czy instalacje elektryczne. W łazienkach straszą potłuczone kafelki, w większości nie ma sedesów i umywalek, a tam gdzie jeszcze zostały widać ślady tłuczenia. Ciekawostką jest to, że wyposażenie jest w kolorze kafelków. Błękitne są umywalki, sedesy czy specjalne porcelanowe wieszaki łazienkowe.

W niektórych mieszkaniach zostały żyrandole, stare kanapy czy rozwalające się drewniane szafy. Pełno rosyjskich gazet i starych telefonów. Została też rozbebeszona centrala telefoniczna. W niektórych miejscach widać porzucone lodówki i kuchenki gazowe. Schody na jednej z klatek schodowych pozbawione są barierek. Pod nogami chrzęści szkło z rozbitych okien, mnóstwo też gwoździ i innych zardzewiałych fragmentów. Na samej górze można zobaczyć urządzenie sterujące nieczynną windą.

W drugiej klatce na parterze zostało miejsce po zakładzie fryzjerskim. W szafce są szczotki i stara farba do włosów, na ścianach wiszą plakaty z fryzurami z lat 80. Tuż obok mieściła się sauna. Pozostały prysznice bez kranów i wyłożone drzewem pomieszczenie. W poczekalni została stara kanapa.

Sala gimnastyczna to jeden wielki magazyn sprzętu. Wszędzie walają się puste butelki, buty, elementy metalowe, np. kosiarki do trawy. W pomieszczeniu, gdzie mieścił się klub rozrywkowy, panuje bałagan, na suficie smętnie kręci się kula dyskotekowa. Pełno tu butelek po różnych alkoholach.

Oglądając wnętrza "szpiegowa" można sobie wyobrazić, że kilkadziesiąt lat temu mieszkało się tu całkiem znośnie. Nawet kawalerki mają świetny rozkład i co ciekawe w każdym mieszkaniu, łazienki toalety są osobno. Niestety teraz budynek jest zrujnowany, po pokojach hula wiatr wpadający przez wybite szyby. Na ostatnich piętrach widać ślady bytowania ptaków.

Budynek dla ukraińskich rodzin, przestrzeń również dla warszawiaków

Cały kompleks połączony jest korytarzami podziemnymi, ale miasto jeszcze ich nie sprawdziło.

Chcemy jak najszybciej przeprowadzić ekspertyzę stanu technicznego tego budynku. I dopiero wtedy będziemy mogli powiedzieć, czy przywrócenie funkcji mieszkalnej będzie w ogóle możliwe. Ja głęboko w to wierzę - powiedział Tomasz Bratek.

Budynek jest stabilny, nie naruszono fundamentów i elementów konstrukcyjnych. Przywrócenie funkcji pierwotnej mam nadzieję, będzie mogło nastąpić w przeciągu racjonalnego okresu, z punktu widzenia przepisów prawa budowlanego - dodał wiceprezydent stolicy. Przypomniał, że trzeba jeszcze projekt uzgodnić z konserwatorem zabytków.

Cały kompleks ma przeszło 7 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni użytkowej. Mieszkali w nim pracownicy ambasady, ale również przedstawicielstwa handlowego. Miał też dodatkowe funkcje. W budynkach od strony ulicy był klub rozrywkowy oraz hala do koszykówki na poziomie podpiwniczenia. To osiedle samo w sobie było kompleksem zamkniętym, stanowiło takie wewnętrzne miasto, taką "warszawską mała Legnicę" dla mieszkańców, którzy jeździli stąd tylko do ambasady i z powrotem - mówił wiceprezydent Warszawy.

Budynek położony jest na działce Skarbu Państwa, ale administruje nim miasto. Miasto otrzymało już oferty bezpłatnego zajęcia się i remontem i ekspertyzami. Będziemy się zwracali do biegłych, rzeczoznawców z zakresu prawa budowlanego i z zakresu konstrukcji. Po tych ekspertyzach, razem ze stroną ukraińską i z firmami budowlanym zdecydujemy, w jakim tempie będzie można dokonać tego remontu - zaznaczył Tomasz Bratek. Poszukujemy dokumentów archiwalnych dotyczących budowy tego budynku. Trzeba pamiętać, że nie był objęty pozwoleniami na budowę - dodał.

Chcemy, żeby ten budynek służył rodzinom ukraińskim, ale żeby miał funkcję mieszaną. Chcemy stworzyć przestrzeń też dla warszawiaków - podsumował Bratek.