3,4 mln złotych ma kosztować naprawa uszkodzeń po styczniowym wybuchu gazu w budynku plebanii w Katowicach. Po eksplozji do dwóch pobliskich szkół nadal nie mogą wrócić uczniowie. Sąd na wniosek prokuratury aresztował mężczyznę, któremu śledczy zarzucają doprowadzenie do wybuchu. W wyniku eksplozji zginęły jego żona i córka.
Sąd tymczasowo aresztował mężczyznę, któremu prokuratura zarzuca doprowadzenie do styczniowego wybuchu. Zginęły wówczas dwie mieszkające w tym budynku osoby - jego żona oraz córka. On sam został wówczas ranny i trafił do szpitala.
Mężczyźnie przedstawiono zarzut sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa eksplozji gazu ziemnego w budynku przy ul. Bednorza w Katowicach, które zagrażało życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu w wielkich rozmiarach, a następnie doprowadzenie do tej eksplozji, w wyniku której doszło do częściowego zawalenia się budynku, na skutek czego dwie osoby straciły życie, a trzy inne doznały obrażeń ciała - powiedział Aleksander Duda z zespołu prasowego Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
75-letni Edward D. nie przyznał się do winy, złożył wyjaśnienia, które - jak zaznacza prokuratura - są częściowo zbieżne z ustaleniami śledztwa.
Więcej niż o samym śledztwie wiadomo o kosztach odbudowy szkoły sąsiadującej z plebanią, w której doszło do wybuchu.
Prace remontowe mają być zakończone tak szybko, jak to możliwe, ale w urzędzie miasta reporter RMF FM Marcin Buczek usłyszał, że być może uczniowie do swoich szkół wrócą dopiero w nowym roku szkolnym.
Chodnik przed szkolnymi budynkami nadal częściowo jest tu odgrodzony, a przed szkołami wznoszą się rusztowania sięgające dachów, które trzeba naprawić. Większość okien zakrytych jest płytami ze sklejki. A wewnątrz obu budynków naprawiać trzeba m.in. podłogi, drzwi i ściany.
Natomiast kamienica, gdzie doszło do wybuchu - to po drugiej stronie ulicy - jest już prawie w całości wyburzona.
Do wybuchu - najprawdopodobniej gazu - doszło w piątek 27 stycznia ok. 8:30 rano w Katowicach-Szopienicach. Początkowo wydawało się, że siedem osób, które przebywały w probostwie parafii ewangelicko-augsburskiej w chwili eksplozji, wyszło z katastrofy cało, niektóre z obrażeniami niezagrażającymi życiu. Potem okazało się, że mieszkały tam jeszcze dwie osoby: matka i córka, ich ciała odnaleziono w gruzowisku po południu. Mąż jednej z tych kobiet został przewieziony do szpitala.
Trzy dni po wybuchu do redakcji "Interwencji" telewizji Polsat wpłynął list, podpisany przez trzy osoby, które zajmowały mieszkanie na terenie plebanii: dwie kobiety, które zginęły i mężczyznę, który trafił do szpitala. "Jeśli ktoś się zastanawia, jak doszło do tej tragedii w Katowicach-Szopienicach to oto kilka słów wyjaśnienia" - tak zaczyna się list, który wpłynął do redakcji w poniedziałek. Pismo zostało wysłane z Katowic w środę, dwa dni przed wybuchem kamienicy.
Autorzy listu wskazują, że, będąc w ciężkiej sytuacji, o pomoc zwrócili się do księdza, u którego zamieszkiwali i dla którego pracowali. "Osoby, które napisały list wskazały, że w trakcie pracy czuły się oszukane przez duchownego. Jak wynika z treści pisma, ofiary starały się o mieszkanie, aby opuścić parafię" - cytuje redakcja "Interwencji".
"Nie pozostało nam nic innego jak rozszerzone samobójstwo, a tabletki nasenne pozwolą nam odejść skutecznie i po cichu" - napisano w liście, cytowanym przez Polsat. "Osoby, które napisały list wskazały, że w trakcie pracy czuły się oszukane przez duchownego. Jak wynika z treści pisma, ofiary starały się o mieszkanie, aby opuścić parafię" - pisze redakcja "Interwencji".
Prokuratura została powiadomiona o liście i go zabezpieczyła. Śledczy zaznaczają, że informacja o sporze w plebanii była im znana i również jest badana. Ten wątek pojawił się już w piątek, krótko po wybuchu. Uzyskaliśmy informację, że taki list został skierowany także do innej stacji telewizyjnej - powiedziała rzeczniczka prokuratury.
Informację o nieporozumieniach w plebanii potwierdził w rozmowie z PAP biskup diecezji katowickiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego Marian Niemiec. Jak przekazał, konflikt pomiędzy rodziną, która miała napisać list a parafią trwał od lat, a jego tłem były kwestie finansowe. Spór oparł się o sąd, który przyznał rację parafii - podał biskup. Jak opisywał, rodzina, która przed laty zajmowała się kościołem, mieszkała w plebanii i była utrzymywana przez parafię nie płaciła czynszu czy za media; od lat nie zajmowała się już kościołem.