Marit Bjoergen zajęła piąte miejsce w biegu na 10 kilometrów techniką klasyczną wygranym przez Justynę Kowalczyk. Norweżka przyznała, że jeszcze nigdy w karierze nie była tak wykończona. Jej start w sobotę w sztafecie stanął nagle pod znakiem zapytania.
Nigdy tak źle się nie czułam. Ten bieg zabrał wszystkie moje siły jeszcze przed jego końcem i nie były to źle przygotowane narty. One były świetne, a ja przed startem czułam, że jestem w bardzo wysokiej formie. Nie wiem, co się stało, ale na niecałe dwa kilometry przed metą nastąpiło u mnie totalne załamanie fizyczne - powiedziała Norweżka w rozmowie z kanałem telewizji NRK.
Trener Norweżek Egil Kristiansen stwierdził, że to był nieoczekiwanie ciężki dzień dla całej drużyny i w pewnym momencie nie było miejsca na podium dla żadnej z jego podopiecznych.
Musimy być bardzo i to bardzo zadowoleni, że Therese Johaug wywalczyła brązowy medal. To był zły dzień i jedyną nadzieją jest, że może to były narty i nietrafienie ze smarami. Musimy jednak dokładnie sprawdzić jaka była przyczyna tak słabej dyspozycji Bjoergen i jej załamania. Mamy nadzieję, że był to tylko jeden słabszy dzień, a nie początek choroby - wyjaśnił Kristiansen.
Podkreślił, że obecnie jej start w sobotę w sztafecie stanął pod znakiem zapytania. Decyzję, kto w niej pobiegnie, podejmiemy jutro przed południem, tuż przed oficjalnym zgłoszeniem do godziny 13 - ujawnił.
(MRod)