"Zasłużyliśmy na ten sukces" - tak pierwszy w historii złoty medal mistrzostw świata w konkursie drużynowym skoków narciarskich podsumował Kamil Stoch. „Każdy z nas skakał najlepiej jak potrafi i to po prostu wystarczyło” – zauważył.
Polacy w składzie z nim, Piotrem Żyłą, Dawidem Kubackim i Maciejem Kotem w Lahti byli bezkonkurencyjni.
Podopieczni trenera Stefana Horngachera - Stoch, Żyła, Kubacki i Kot - prowadzili od skoków pierwszej grupy, w której Żyła osiągnął 130,5 m. Na półmetku Polska prowadziła z przewagą 17,4 pkt nad Austriakami. W drugiej serii z biało-czerwonych nikt nie zawiódł, choć warunki atmosferyczne były trudniejsze.
Każdy z nas skakał najlepiej jak potrafi i to po prostu wystarczyło - mówił Stoch. Wiedziałem, że w drugiej próbie nie muszę skakać daleko, ale miałem też świadomość, że po prostu muszę skoczyć, więc chciałem, żeby odzwierciedlało to, co aktualnie potrafię - dodał. Ostatecznie Polacy wyprzedzili Norwegów aż o 25,7 pkt. Brąz trafił do reprezentantów Austrii.
Kiedy Stoch siedział na belce, na zeskoku wyświetliła się zielona linia oznaczająca odległość, jaką podwójny mistrz olimpijski z Soczi musi osiągnąć, aby jego zespół zdobył złoto. Dzięki świetnej postawie całej drużyny, jego próba wydawała się formalnością. Nie widziałem tej linii, ale po wylądowaniu miałem świadomość, że jest dobrze - przyznał.
29-letni Stoch w dorobku ma też tytuł indywidualnego mistrza świata z Val di Fiemme (2013). We Włoszech oraz dwa lata później w szwedzkim Falun z drużyną stanął z kolei na najniższym stopniu podium.
Zasłużyliśmy na ten sukces, bo długo i ciężko na niego pracowaliśmy. Nie tylko my, ale również zawodnicy, którzy dziś nie brali udziału w zawodach, sztab szkoleniowy, pracownicy Polskiego Związku Narciarskiego i także nasze rodziny. To bliscy są z nami, kiedy najbardziej tego potrzebujemy - podsumował Stoch.
Napięcie rosło z konkursu na konkurs, presja rosła. Przed tymi zawodami nie mówiło się, że Polacy mogą wygrać, tylko, że muszą wygrać - przyznał Maciej Kot. To gdzieś było w mojej głowie, ale poradziłem sobie z tym na swój sposób - dodał. Powiedziałem OK, skoro tak jest sprawa stawiana to wygramy. Głośno o tym mówiłem i cieszę się, że słowa zamieniły się w czyn - podkreślił.
Mistrzostwa nie zaczęły się dobrze, ale skończyły fantastycznie. Druga seria była nieco trudniejsza, bo zaczęło wiać. Każdy z nas wykonał jednak swoją robotę w stu procentach i stanęliśmy na najwyższym stopniu podium. Dziś nawet umiem mówić, już nie ma takiego szoku - przyznał Piotr Żyła.
(mn)