Niemiecka policja wciąż nie przesłuchała 37-letniej kobiety, która wjechała w polski autokar w Berlinie. Niemka jadąca mercedesem w ciężkim stanie trafiła do szpitala. Jej zeznania będą kluczowe dla wyjaśnienia okoliczności tragicznego wypadku. Policja zabezpieczyła samochód kobiety. Badany jest też wrak polskiego autokaru.
Na razie nie ma mowy o postawieniu kobiecie zarzutu nieumyślnego zabójstwa 13 osób. Niemiecka prasa pisze, że pracowała w policji i była od dłuższego czasu na zwolnieniu lekarskim. Taką informację podała berlińska gazeta "BZ". Prowadząca dochodzenie policja nie potwierdza tych doniesień, ale to policja brandenburska. Tymczasem kobieta miała pracować w Berlinie, a więc w innym landzie.
Niemiecki sąd nakazał już sekcję zwłok pierwszych ofiar. Nie ma na razie wyznaczonego terminu wydania ciał rodzinom.
Skrzyżowanie Schönefelder Kreuz, na którym doszło do wypadku, to ogromny drogowy węzeł na południe od Berlina. Dwa dni po tragedii nie ma tam już śladów wypadku. Nie widać nawet zarysowań na filarze wiaduktu, w który uderzył autobus.
Kto jedzie ze stolicy Niemiec w stronę Poznania i Warszawy musi pokonać ostry zakręt. Obowiązuje tam ograniczenie prędkości do 40 km/h a potem trzeba włączyć się do ruchu. Nawet na najwolniejszym z 3 pasów samochody często jadą z prędkością 100 km/h. Miejsce jakich wiele na niemieckich autostradach, ale wielu kierowców mówi, że jest tam wyjątkowo niebezpiecznie. Potwierdza to cześć niemieckich policjantów.
Adam Górczewski