Samorządowa kampania wyborcza weszła już w decydującą fazę. Kandydaci uczestniczą w debatach, spotykają się z wyborcami, ale też tweetują, lajkują i na różne sposoby walczą o głosy w sieci. Kto szczególnie dobrze radzi sobie w internetowej bitwie o miasta? Które ugrupowania wyciągnęły wnioski z porażek, a które osiadły na laurach? Ile prawdy jest w pogłoskach dotyczących botów? Zapytaliśmy o to wszystko Stanisława M. Stanucha - dziennikarza i analityka mediów społecznościowych.
Media społecznościowe, jak się je poobserwuje bez tej całej otoczki marketingowej, generalnie są dość proste. Nie trzeba jakiejś specjalnej wiedzy - podkreśla Stanisław M. Stanuch w rozmowie w RMF FM. Dla ludzi bardzo często ważna jest liczba lajków, fanów itd., ale tak naprawdę bardzo ważna jest interakcja - dodaje. Co według niego jest największym problemem w podejściu polskich polityków do mediów społecznościowych? Traktują je jako nowy słup ogłoszeniowy, gdzie wygłaszają swoje sądy - tłumaczy Stanuch i dodaje, że kandydaci powinni - w miarę możliwości - po prostu rozmawiać ze swoimi potencjalnymi wyborcami. Wyników z mediów społecznościowych nie można interpretować jako prowadzenia w sensie wyborczym. Zawsze to powtarzam, bo spora część ludzi o tym zapomina - zastrzega ekspert.
Stanuch podkreśla, że kampania wyborcza w sieci to ogrom informacji publikowanych każdego dnia. Jak można sobie je wyobrazić? Gdyby zebrać w większych miastach te wszystkie tweety, gdzie wspomniano jakiegoś kandydata w wyborach samorządowych i je wydrukować, powstałoby kilkadziesiąt książek na każde miasto - wylicza.
Napisałem tekst "Tłuste koty i młode wilczki". Tytuł wziął się z bardzo prostej obserwacji. Sprawdziłem, jak posłowie popierają kandydatów do samorządów. Czy retweetują, czy dają polubienia tych tweetów. Byłoby to dla mnie logiczne - tłumaczy Stanuch. Jakie są wyniki tej analizy?
Okazało się, że posłowie Koalicji Obywatelskiej są bardzo aktywni - też w popieraniu kandydatów. Natomiast posłowie Prawa i Sprawiedliwości słabiej, dużo gorzej - zauważa ekspert. W 2015 roku była odwrotna sytuacja. Obóz prawicy PiS-owskiej był zdecydowanie aktywniejszy. Teraz ten obóz też jest bardzo aktywny, ale już nie rękami polityków czy samorządowców, ale raczej tzw. pospolitego ruszenia - dodaje.
Cała analiza "Tłuste koty i młode wilczki" dostępna jest na stronach Interii.
Czy polscy politycy uczą się na swoich błędach? Czy po kampanii prezydenckiej i parlamentarnej z 2015 roku inaczej komunikują się z wyborcami w sieci?
Wszystkie działania stały się dużo bardziej profesjonalne. Prawo i Sprawiedliwość umiało to w 2015 i wykorzystywało różne możliwości, które media społecznościowe dają. Druga strona raczej podchodziła do tego metodami tradycyjnymi. Teraz to się wyrównało, choć nadal PiS jest troszeczkę do przodu - zauważa Stanuch. Zwraca też uwagę na inną istotną zmianę - większą aktywność polityków związanych z Platformą Obywatelską. Ich plemię też się uaktywniło - w 2015 praktycznie nie istniało, było bardzo małe. Ze strony PiS-u to plemię jest bardzo aktywne tak jak było, natomiast politycy jak te tłuste koty sobie gdzieś osiedli - zauważa ekspert.