Słowa Emmanuela Macrona o sankcjach dla Polski wymagają reakcji. Będziemy pytać, co faworyt w wyborach na prezydenta Francji miał na myśli. Tak w rozmowie z RMF FM mówi Konrad Szymański, wiceminister spraw zagranicznych odpowiedzialny za sprawy europejskie. Macron wezwał do ukarania Polski za to, że zbyt aktywnie zachęca zagraniczne firmy do przenoszenia fabryk nad Wisłę.

Słowa Emmanuela Macrona o sankcjach dla Polski wymagają reakcji. Będziemy pytać, co faworyt w wyborach na prezydenta Francji miał na myśli. Tak w rozmowie z RMF FM mówi Konrad Szymański, wiceminister spraw zagranicznych odpowiedzialny za sprawy europejskie. Macron wezwał do ukarania Polski za to, że zbyt aktywnie zachęca zagraniczne firmy do przenoszenia fabryk nad Wisłę.
Protest pracowników fabryki AGD w Amiens w związku z planami przeniesienia zakładów do Polski /CHRISTOPHE PETIT TESSON /PAP/EPA

Krzysztof Berenda, RMF FM: Jak pan traktuje ostatnie słowa Emmanuela Macrona dotyczące sankcji nakładanych na Polskę? Bardziej jako kampanijne zagalopowanie się, czy jako poważne stanowisko możliwego przyszłego prezydenta Francji?

Konrad Szymański, wiceszef MSZ: Ten język sankcyjny najchętniej wytłumaczyłbym kampanią wyborczą. Bardzo nerwową. Ponieważ Francja faktycznie dzisiaj wewnętrznie postawiła przed sobą olbrzymi znak zapytania nad swoją przyszłością w Unii Europejskiej. Więc rozumiem emocje, rozumiem nerwową atmosferę końca kampanii, natomiast to wymaga reakcji. Słowa bardzo poważnego kandydata na stanowisko prezydenta Francji oznaczają, że bez względu na to, kto wygra te wybory, będziemy mieli w Unii Europejskiej bardzo poważny problem dotyczący przyszłości wspólnego rynku. Zachowania wspólnego rynku.

Mamy problem wewnątrz strefy euro, mamy problem imigracyjny, do tego dojdzie poważny spór o to jak ma wyglądać wspólny rynek, ponieważ ta deklaracja nie zostawiała złudzeń. Tam, gdzie niektóre zachodnie kraje przegrywają konkurencję, w szczególności w pracy, w usługach, ale okazuje się, że także w przepływie kapitału, w inwestycjach zagranicznych - tam nagle z łatwością podważa się zupełnie fundamentalną ustrojową zasadę Unii Europejskiej. To nie jest pierwsza taka jaskółka. Ten ton słychać już od dłuższego czasu, w szczególności we Francji, ale to jest pierwszy raz tak mocno powiedziane. Myślę, że to jest bardzo dobry moment żeby sobie uświadomić, że musimy być przygotowani na bardzo poważną dyskusję o przyszłości wspólnego rynku, który jest kręgosłupem integracji.

Ta dyskusja powinna ruszyć już teraz, czy dopiero po wyborach? Bo tak na dobrą sprawę, ten problem będziemy mieli niezależnie od tego, kto wygra we Francji.

Bez względu na wynik wyborów ten problem będziemy mieli. To jest o tyle zaskakujące, że Emmanuel Macron jest niezwykle obiecującym kandydatem w wielu innych dziedzinach. My wiążemy pewne nadzieje na nowe otwarcie w wielu innych dziedzinach. Na przykład w polityce zagranicznej, obronnej, w sprawie Brexitu mam wrażenie, że mamy duży poziom wzajemnego porozumienia, zrozumienia swoich racji. Natomiast ta sprawa z całą pewnością będzie trudna w szczególności, że właśnie tracimy naturalnego sojusznika w obronie wspólnego rynku jakim jest Wielka Brytania. To był powód dla którego od kilku miesięcy pani premier Beata Szydło odwiedza, spotyka się z premierami tych krajów, które mogą odtworzyć koalicję na rzecz wspólnego rynku. Mam na myśli wizytę w Holandii, bardzo dobre rozmowy z premierem Rutte, głównie na temat przyszłości wspólnego rynku. Mam na myśli wizytę premiera irlandzkiego w Warszawie, która również była skoncentrowana na wspólnym rynku. Myślę, że również region jest bardzo dobrze przygotowany do tej dyskusji, mam na myśli szeroko pojętą Europę środkową. Także ta sprawa będzie miała dalszy ciąg, ale myślę, że jesteśmy do niej dobrze przygotowani. Natomiast oczywiście perspektywa opuszczania Wielkiej Brytanii oznacza, że nastąpi olbrzymie przegrupowanie, olbrzymia zmiana balansu politycznego w Unii Europejskiej. To jest groźne ponieważ wspólny rynek dzisiaj dla nas jest kluczową przesłanką sensu integracji.

Czy kontaktowaliśmy się już ze sztabem Emmanuela Macrona? Czy dopiero po wyborach MSZ będzie kontaktował się z Pałacem Elizejskim?

Myślę, że nie ma powodu do jakichś nadmiernie nerwowych reakcji. Padła opinia wyrażona publicznie, bardzo mocno wyrażona. Odpowiedzieliśmy na nią tak jak ją rozumiemy. Liczymy na to, że w momencie uformowania francuskiego rządu będziemy mogli w trochę bardziej spokojnych okolicznościach rozmawiać na ten ważny temat. Jestem przekonany, że kiedy nowy rząd się uformuje będziemy mogli sobie wyjaśnić nieporozumienia i emocje, które są związane z tym problemem. My rozumiemy, co opinia publiczna francuska w tej sprawie mówi, co sądzi. Chcielibyśmy w tym wziąć konstruktywny udział. Natomiast nie możemy biernie przyglądać się sytuacji, w której bardzo poważna osoba, którą cenimy i z którą wiążemy pewne nadzieje wyraża opinie, które przekraczają logikę nawet kampanii wyborczej.

Czyli dopiero po wyborach zapytamy co to była za wypowiedź? Czy to była pewna niedokładność, która może się zdarzać w wywiadzie, czy może to były emocje kampanii, czy też może to jest oficjalne stanowisko?

Myślę, że tak było lepiej byśmy usiedli w różnych sprawach, które się toczą w Unii. Mamy otwartą agendę dotyczącą filara spraw socjalnych, mamy zaawansowaną pracę nad dyrektywą o delegowaniu pracowników, mamy pakiet transportowy. To są wszystkie rzeczy, które są ściśle powiązane z tym, co było w tym zdaniu, o którym mówimy. Więc z całą pewnością będziemy gotowi, żeby wszystko szczegółowo ze stroną Francuzką omówić.

Gdy mieliśmy wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wicepremier Mateusz Morawiecki porównał wybór między Clinton a Trumpem do wyboru między dżumą a cholerą. Tu mamy podobny wybór?

Nie jestem posiadaczem paszportu francuskiego, by angażować się w kampanię wyborczą francuską. Polska nie ma powodu, żeby mieć kandydatów w wyborach, które odbywają się w innych krajach. Szanujemy każdy wybór, przyglądamy się temu, jakie są podstawy i powody tych wyborów i jedyne co możemy zaoferować, to rzeczowe otwarcie rozmów na nasze wspólne tematy.

Wróćmy do poważnego tonu. W wypowiedzi Marona i w polityce Le Pen mamy podważenie wspólnego rynku. Ta sytuacja pogorszy się w trakcie negocjacji Brexitowych oraz zapewne w trakcie nadchodzących wyborów parlamentarnych w Niemczech. Czy my jako Polska, albo jako Grupa Wyszehradzka, też będziemy zaostrzać stanowisko? Że albo wspólny rynek zostanie albo wychodzimy z Unii?

Jeżeli naprawdę chcemy, żeby Unia przetrwała, a Polska należy do tych krajów, które tego chcą, musimy bronić wspólnego rynku. I rozwijać go tam gdzie to potrzebne. Bo wspólny rynek nie jest dokończony w usługach, mamy przed sobą olbrzymie wyzwanie związane ze zbudowaniem cyfrowego aspektu wspólnego rynku. Tutaj nie od dziś kraje naszego regionu są bardzo aktywne i jesteśmy dzisiaj przygotowani, żeby to kontynuować. W tej sprawie jeśli coś jest potrzebne, to dokończenie wspólnego rynku, a nie jego demontaż. Ponieważ demontaż wspólnego rynku uczyniłby z Unii Europejskiej organizacje dość pustą pod względem treści.


(j.)