W II turze wyborów prezydenckich we Francji proeuropejski centrysta Emmanuel Macron zdecydowanie pokona swą rywalkę ze skrajnej prawicy Marine Le Pen - wynika z dwóch sondaży, przeprowadzonych już po ogłoszeniu wstępnych rezultatów pierwszej tury wyborów. Przejście liderki Frontu Narodowego do decydującej fazy prezydenckiego wyścigu doprowadziło do nocnych starć skrajnie lewicowych bojówek z policją w Paryżu i kilku innych francuskich miastach. Uzbrojone w butelki z benzyną grupy młodzieży wyrażały bowiem swe oburzenie… podpalając samochody. W zamieszkach ranne zostały co najmniej dwie osoby. Macron tymczasem zdążył już wpędzić się w tarapaty: zarzucił Le Pen i jej zwolennikom brak patriotyzmu, za co jest ostro krytykowany.
Francuskie MSW opublikowało dzisiaj ostateczne wyniki niedzielnego głosowania: Macron uzyskał w nim poparcie 23,75 procent Francuzów, a Le Pen - 21,53 procent. Na trzecim miejscu znalazł się konserwatysta Francois Fillon, który zdobył 19,91 procent głosów, a na czwartym - przedstawiciel skrajnej lewicy Jean-Luc Melenchon z poparciem 19,64 procent obywateli.
Bardzo wysoka była frekwencja: do urn wyborczych poszło ponad 80 procent z mniej więcej 47 milionów obywateli uprawnionych do głosowania.
Już po ogłoszeniu wieczorem wstępnych wyników pierwszej tury przeprowadzono sondaże poparcia dla dwójki kandydatów, którzy pozostali na placu boju. Z obydwu wynika, że w zaplanowanej na 7 maja drugiej turze głosowania Emmanuel Macron zdecydowanie pokona Marine Le Pen.
Według instytutu Ipsos Sopra Steria, w decydującym starciu Macron może liczyć na mniej więcej 62 procent głosów, a Le Pen na 38 procent.
Sondaż przeprowadzony przez Instytut Harris Interactive wskazuje jeszcze bardziej zdecydowane zwycięstwo Macrona: według tego badania, centrysta uzyska 64 procent głosów, a liderka skrajnie prawicowego Frontu Narodowego - 36 procent.
Aktualnie jednak Macron ma niemały kłopot. Jak donosi francuski korespondent RMF FM Marek Gładysz, centrysta jest ostro krytykowany za zarzucenie Marine Le Pen braku patriotyzmu. Co więcej, polityk zasugerował również, że ludzie, którzy na nią głosują, nie są patriotami... Stwierdził bowiem, że druga tura wyborów będzie bitwą "patriotów z nacjonalistami".
Komentatorzy podkreślają, że stwierdzenie to stoi w sprzeczności z zapewnieniami Macrona o tym, że chce być prezydentem wszystkich Francuzów.
Przedstawiciele Frontu Narodowego oburzają się zaś, że według centrysty wrogami narodu są - choć brzmi to dosyć absurdalnie - narodowcy, a nie np. islamscy ekstremiści. Skrajna prawica wypomina zresztą Macronowi, że wśród popierających go organizacji są stowarzyszenia muzułmańskich fundamentalistów.
Marine Le Pen - choć sondaże dają jej nikłe szanse na ostateczne zwycięstwo - ma nadzieję przekonać rodaków, że rządy Macrona byłyby niczym innym jak kontynuacją polityki obecnego socjalistycznego prezydenta Francois Hollande’a - znienawidzonego przez większość Francuzów, zyskującego w sondażach rekordowo niskie poparcie.
Paradoksalnie sojusznikiem liderki Frontu Narodowego stał się, przynajmniej na razie, przywódca skrajnej lewicy Jean-Luc Melenchon, który - w przeciwieństwie do liderów Partii Socjalistycznej i umiarkowanej prawicy - nie zaapelował, by w drugiej turze głosować przeciwko Le Pen.
Le Pen ostro zaatakowała Macrona podczas poniedziałkowego wiecu wyborczego, zarzucając mu "słabość" w obliczu terroryzmu islamskiego. Pan Macron nie ma żadnej koncepcji ochrony narodu francuskiego w obliczu islamskiego terroryzmu - powiedziała Le Pen dziennikarzom. Oświadczyła też, że druga tura wyborów prezydenckich będzie referendum "w sprawie niekontrolowanej globalizacji".
(e)