Choć we Francji od prawa do lewa mnożą się nawoływania, by w drugiej turze wyborów prezydenckich głosować na centrystę Emmanuela Macrona, to nadmiar pewności siebie może mu zaszkodzić - ostrzegają francuskie media. Przeciwniczką 39-letniego polityka będzie liderka skrajnie prawicowego Frontu Narodowego Marine Le Pen.
Laurent Joffrin, redaktor naczelny dziennika "Liberation" - który przestrzega przed "dzieleniem skóry na niedźwiedziu" - zauważa, że po "wzorcowej kampanii" przed pierwszą turą wyborów nadmiar pewności siebie i błędy taktyczne "mogą zaprowadzić na manowce młodego człowieka, który ledwie był ministrem i jak dotąd nigdy jeszcze nie został wybrany".
Za błąd taktyczny uważają obserwatorzy "zbyt długie i bezbarwne" przemówienie po ogłoszeniu wyników pierwszej tury, podobnie jak kolację w modnej paryskiej restauracji, która przypomniała, że Macron "nie jest przedstawicielem ludu Francji, lecz tylko jego miejskich elit". Eseista i literat Matthieu Baumier stwierdził w dyskusji radiowej, że Marine Le Pen poprzez kontrast "ukazuje się jako kandydatka przegrywających na globalizacji".
Niektóre media podkreślają, że "arytmetyka ludzka to nie to samo co rachunki na papierze", i twierdzą, że choć mnożą się nawoływania przywódców politycznych, by głosować na przeciwnika Marine Le Pen, to wcale nie oznacza jeszcze jej porażki: również dlatego, że - jak stwierdził prezes lewicowego stowarzyszenia "SOS racisme" Dominique Sopo - "Front Narodowy nie jest już postrzegany jako wielkie zagrożenie demokracji".
Dziennik "Le Figaro" analizuje natomiast w dzisiejszym wydaniu, jak 7 maja postąpią ci, którzy w ostatnią niedzielę poparli skrajnie lewicowego kandydata Jean-Luca Melenchona. Jak podkreśla gazeta, zwolennicy lidera "Francji Nieujarzmionej", który w pierwszej turze uplasował się na czwartym miejscu, "odmawiają zaangażowania na rzecz Macrona". Między dżumą a cholerą postanawiam nie zachorować - cytuje "Le Figaro" jednego z nich.
(e)