"Po raz pierwszy w amerykańskiej kampanii wyborczej tak mocno widać wątki rosyjskie" - mówi w rozmowie z RMF FM doktor Łukasz Jasina z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Zdaniem eksperta, na tej sytuacji najbardziej traci amerykańska duma. "Okazuje się, że największe państwo świata, symbol demokracji, może tę demokrację podważać poprzez wpływ obcych państw i to takich jak Rosja, z którymi Stany Zjednoczone znajdują się w tej chwili dość poważnym politycznym konflikcie" - mówi doktor Łukasz Jasina.
Michał Dobrołowicz, RMF FM: Panie Doktorze, na czym polegają rosyjskie wątki w kampanii prezydenckiej w USA?
Dr Łukasz Jasina, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych: W przypadku Hillary Clinton to pieniądze, które przychodziły do fundacji Clintonów, występy publiczne Billa Clintona w Rosji, za które pobierał wysokie honoraria. Do tego pamiętajmy, że Hillary Clinton jest twarzą resetu z Rosją sprzed kilku lat. Dlatego trudno jest jej przedstawiać się teraz jako tej najostrzejszej politycznej działaczki. W przypadku Donalda Trumpa jest to udział w jego kampanii wyborczej ludzi związanych z rosyjską politechnologią, z Wiktorem Janukowyczem. To jest wsparcie dla Donalda Trumpa i jego biznesów, które przychodziły z Rosji w najtrudniejszych dla niego momentach. Inna sprawa, że zgodnie z amerykańskim prawem zarówno Hillary Clinton, jak i Donald Trump mogli przyjmować takie pieniądze.
Ogromną siłą Rosji mieszającej się w kampanię prezydencką w Stanach Zjednoczonych są jej profesjonalni hakerzy. A wybory w USA są bardzo mocno skomputeryzowane...
Niewykluczone, że to właśnie hakerzy ujawnili e-maile, które zniknęły z serweru Hillary Clinton. Jeżeli już Rosja w tym brała udział, to prawdopodobnie od dawna. Co do wpływu na komputerowe liczenie wyników wyborów, to przypomnijmy sobie, jak w roku 2014 oskarżano polską Państwową Komisję Wyborczą o to, że brała udział w szkoleniach w Rosji i że były też rosyjskie serwery, na których przechowywano dane wyborcze. Pozostaje mieć nadzieję, że Stany Zjednoczone, które wydają miliony dolarów na cyberbezpieczeństwo, zadbały też o kwestie liczenia głosów.
Co jeszcze może wydarzyć się w ciągu dwóch najbliższych tygodni ze strony Rosjan?
Na pewno formalnie Rosja w te wybory nie zaingeruje. Ale mogą pojawić się informacje, które Rosja przekaże któremuś z kandydatów na temat współpracy innego kandydata. Może też Rosja robić to, co i tak robi po swojemu: budować zimnowojenną atmosferę, atakować zachód werbalnie. To powoduje lęki wśród ludzi i także nie pomaga w sprawnym przeprowadzeniu wyborów w Stanach Zjednoczonych.
Co się wydarzyło, że wątki rosyjskie możemy teraz tak łatwo zauważyć, że są one tak bardzo widoczne?
Przede wszystkim Rosja bardzo tego chciała. Nie ma właściwie innych sposobów na pokazywanie swojej potęgi niż groźby w Syrii, groźby na Ukrainie i pokazywanie, że jest w stanie zaingerować w amerykański system polityczny. Rosja pokazuje w ten sposób, że jest ciągle bardzo silnym graczem, który się liczy. Kolejny element walki supermocarstw, które walczą ze sobą nie tylko na froncie wojennym, ale także w nieco bardziej subtelny sposób.
Czy ktoś w Stanach Zjednoczonych cieszy się z tej widoczności Rosji w kampanii prezydenckiej?
Prawdę mówiąc nikt. Są politycy, którzy nie do końca rozumieją, że to jest złe dla Ameryki. Nie do końca tego, jak złe jest to dla Ameryki rozumie to Donald Trump, chyba że gra. Cieszą się sami Rosjanie, bo mają dzięki temu jeszcze kilka miesięcy przekonania, że są partnerem w tej grze ze Stanami Zjednoczonymi.
Amerykanie traktują Donalda Trumpa jak agenta Rosji?
Wśród wielu wyborców Hillary Clinton jest taka myśl. Tak samo wielu wyborców Donalda Trumpa uważa za agentkę Rosji Hillary Clinton. Uważają ją za podporę systemu, z którym chwilowo walczą, czyli podporę systemu Baracka Obamy.