Administracja prezydenta USA Baracka Obamy ma ogłosić nałożenie sankcji na Rosję za jej ingerencję w amerykańskie wybory prezydenckie - twierdzi "Washington Post", powołując się na źródła we władzach USA. Według rozmówców gazety administracja USA finalizuje pracę nad serią wymierzonych w Rosję środków - zarówno sankcji gospodarczych, kroków dyplomatycznych, jak i tajnych działań, w tym prawdopodobnie cyberoperacji. "WP" zapowiada, że "ogłoszenie sankcji może nastąpić jeszcze w tym tygodniu".

Restrykcje będą wynikiem kilku tygodni dyskusji jakie toczyły się w Białym Domu. Ich celem było omówienie dekretu Baracka Obamy z kwietnia 2015 roku. Dokument miał wtedy stworzyć narzędzia odpowiedzi na cyberataki, jednak nie obejmuje on przypadków ingerencji w system wyborczy - czytamy w artykule. W dokumencie Obama ustanowił pierwszy w USA program sankcji mający służyć karaniu i odstraszaniu zagranicznych hakerów przeprowadzających cyberataki i zajmujących się cyberszpiegostwem oraz firm świadomie z cyberszpiegostwa korzystających.

"Washington Post" przypomina, że według tajnej analizy CIA Rosjanie ingerowali w wybory prezydenckie w USA, a celem tej ingerencji było zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach z 8 listopada, a nie tylko podważenie zaufania do amerykańskiego systemu wyborczego. "Jednak urzędnicy doszli do wniosku (...), że dekret (Obamy) nie może zostać wykorzystany do karania za najpoważniejsze cyberprowokacje" Rosji, jak włamanie do serwerów Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej (DNC) czy ingerencja w proces wyborczy - pisze waszyngtoński dziennik, zaznaczając, że Moskwa zdecydowanie odpiera wszystkie zarzuty.

"WP" zauważa, że jedynym sposobem na zastosowanie dekretu do wprowadzenia nowych sankcji na rosyjskich podejrzanych mogłoby być "uznanie systemu wyborczego za część amerykańskiej infrastruktury krytycznej. Można też zmodyfikować dekret, by dostosować go do nowego zagrożenia: ingerencji w wybory". Ponadto - czytamy w artykule - obecne władze USA chcą "utrudnić prezydentowi elektowi Donaldowi Trumpowi możliwość ewentualnego cofnięcia kroków, które podejmą".

USA walczą z hakerami

Dekret z kwietnia 2015 roku pozwala rządowi na zamrożenie w Stanach Zjednoczonych "aktywów cudzoziemców zamieszanych w cyberataki, które zagrażały bezpieczeństwu narodowemu czy stabilności finansowej USA. Sankcje mogą również zablokować transakcje handlowe z konkretnymi podmiotami i zabronić im wjazdu do kraju" - tłumaczy "WP".

Dziennik przypomina, że działający na zlecenie Rosji hakerzy włamali się do serwerów DNC i wykradli dokumenty, m.in. maile, przekazane później portalowi WikiLeaks. Jak ocenia cytowany przez "WP" ekspert ds. sankcji i bezpieczeństwa narodowego z New York University School of Law Zachary Goldman, dekret z 2015 roku nie był wymierzony w hakerów, którzy wykradają maile czy próbują ingerować w wybory. To było narzędzie przygotowane w konkretnym czasie, "by rozwiązać konkretny rodzaj problemów" - twierdzi Goldman, tłumacząc, że albo Biały Dom zdoła teraz objąć rosyjskie cyberataki istniejącym narzędziem, albo będzie musiał wypracować nowe środki.

"WP" podkreśla jednocześnie, że sprawę komplikuje fakt, iż zespół Trumpa ds. przejęcia administracji nie odbył jeszcze szerszych rozmów z ekipą Obamy na temat problemów cyberbezpieczeństwa. "Powolne tempo (konsultacji w tej dziedzinie - PAP) wywołało konsternację wśród urzędników, którzy obawiają się, że osiągnięcia obecnej administracji w dziedzinie cyberbezpieczeństwa mogą zostać zmarnowane, jeśli kolejna administracja nie zrozumie ich wagi" - czytamy.

"Sankcje nie są cudownym panaceum. Jak zauważył Obama +przeciw Rosji już wprowadzono ogromną liczbę sankcji+ za jej działania na Ukrainie. A więc - zdaniem niektórych ekspertów - wątpliwe jest, czy dokładanie nowych (restrykcji) wpłynie znacząco na działanie Kremla. Ale w połączeniu z innymi środkami (sankcje) mogą być skuteczne" - ocenia "WP".

Dziennik dodaje, że innym rozwiązaniem może być przedstawienie Rosjanom oficjalnych zarzutów, jednak "FBI nie zebrało dotychczas wystarczających dowodów".

(ug)