Czy w drugiej turze wyborów prezydenckich można zagłosować więcej niż raz na swego kandydata? To sprzeczne z prawem, ale wykonalne! Zakopiański reporter RMF FM Maciej Pałahicki wykrył poważną lukę w systemie głosowania, która pozwala na taką manipulację.
Wystarczy zaświadczenie o prawie do głosowania z urzędu gminy. Kawałek papieru, dwie pieczątki i gotowe. Z takim papierem reporter RMF FM udał się do punktu ksero i zrobił 10 kolorowych odbitek. Następnie z takim fałszywym dokumentem poszedł do zastępcy przewodniczącego jednej z komisji wyborczych w Zakopanem. Urzędnik pytany, czy pozwoliłby mu zagłosować z takim zaświadczeniem, odpowiedział, że tak. I to wszystko. Nikt dokumentu nie zweryfikował.
Wydrukuję sobie sto takich zaświadczeń. Obchodzę po kolei wszystkie komisje i każda przyjmuje i dopisuje mnie do listy. Mój głos jest ważny - powiedziała reporterowi RMF FM osoba prosząca o zachowanie anonimowości.
Państwowa Komisja Wyborcza przyznaje, że okręgowe komisje wyborcze nie są w stanie odróżnić prawdziwego zaświadczenia o prawie do głosowania od fałszywego. PKW jednak nie obawia się manipulacji przy wyniku wyborów. Twierdzi, że ma odpowiedni mechanizm, by temu zapobiec. Niestety, jest on dziurawy.
PKW zaznacza, że może bez trudu złapać wyborczych oszustów, bo zbiera od urzędów informacje o tym, ile wydano zaświadczeń. Jeśli komisje zebrały więcej zaświadczeń niż wydano, wiadomo, że doszło do przestępstwa i do akcji wkracza prokuratura - tłumaczy Krzysztof Lorenc z PKW.
A co jeśli część osób weźmie zaświadczenie i nie pójdzie do urn? Wtedy liczby będą się zgadzać i nikomu nie przyjdzie do głowy, że mogło dojść do oszustwa. Nieuczciwy wyborca mógłby więc praktycznie bezkarnie zagłosować kilka razy. Tym bardziej, że druki są nie do odróżnienia nawet dla pracowników PKW. Przekonała się o tym reporterka RMF FM Agnieszka Witkowicz, gdy pokazała im kopię i oryginał.
Głosowanie na podstawie fałszywego zaświadczenia to przestępstwo, za które grozi 5 lat więzienia.