Ruszyło wsparcie psychologiczne dla osób dotkniętych wydarzeniami w Przewodowie. Dyżury psychologów potrwają do piątku. Pomoc psychologiczna będzie udzielana w budynku Publicznej Szkoły Podstawowej w Przewodowie. Do każdego musi być skierowana w zależności od wieku i doświadczeń. „Odczuwalny jest podwyższony poziom lęku nie tylko u dzieci z tego regionu” - mówi dr Sabina Zalewska z Mazowieckiego Centrum Psychoterapii. W internetowym Radiu RMF24 rozmawiał z nią Tomasz Terlikowski.
Tomasz Terlikowski: Słyszeliśmy bardzo dużo mocnych słów, o tym, co dzieje się w tej chwili w Przewodowie. Słyszeliśmy o tym, że ludzie są przerażeni, zastraszeni. Słyszeliśmy także wypowiedzi żon ofiar, mężczyzn, którzy zginęli, które ze ściśniętym gardłem mówiły, że muszą żyć dla swoich dzieci. Co tam się teraz emocjonalnie może dziać, w tych rodzinach, w tych domach, w tych miejscach, od których w odległości 500 metrów trafiła rakieta. Dziś rano wójt Przewodowa mówił, że 500 metrów dalej są bloki i gdyby uderzenie nastąpiło tam, to zginęłoby dużo więcej osób. Co tam się teraz emocjonalnie, psychicznie dzieje?
Dr Sabina Zalewska: Sytuacja jest bardzo napięta. Jest wysokie poczucie lęku, strachu i zagrożenia. Wiadomo, informacje rozchodzą się także inną drogą, ponieważ mamy łatwy dostęp do wszelkich informacji w środkach masowego przekazu i w internecie. Ta sytuacja napiętrza. Myślę, że bardzo ważne jest, żeby zwłaszcza dzieci, które mają podwyższony poziom lęku i mieszkają na terenach, których to dotyczy, były objęte pomocą psychologiczną.
Ten lęk odczuwają nie tylko mieszkańcy Przewodowa. Dzieci, także w dalszych regionach Polski, zaczynają się pytać, czy im nie grozi to samo. Myślę, że bardzo wielu mieszkańców - szczególnie tych wschodnich terenów Polski - zadaje sobie to samo pytanie. Jak radzić sobie z tym lękiem. Co możemy zrobić, żeby go w miarę możliwości zniwelować.
Myślę, że przede wszystkim trzeba go oswajać i to jest duża rola rodziców. Oczywiście trudno jest uspokajać dzieci, jeśli sami jesteśmy niespokojni, nie mamy argumentów. Najbezpieczniej jest, kiedy rodzic próbuje oswoić ten lęk. Wszystko zależy, w jakim wieku jest dziecko. Tu chodzi o poziom narracji, jaki możemy zastosować i jakim językiem się do niego zwracać. Dzieci nie potrzebują dużej liczby argumentów. Potrzebują zapewnienia, że rodzic zawsze przy nich będzie i że są jakieś służby - jakiś rodzaj wsparcia zewnętrznego - który zareaguje w takich sytuacjach. Dzieci starsze potrzebują już konkretnych argumentów: jak zostaną zabezpieczone i jak państwo zostanie zabezpieczone, aby one miały to poczucie bezpieczeństwa. Proszę mi uwierzyć, że od wczoraj rzeczywiście dzieci i młodzież dużo o tym rozmawiają. Na pewno w pierwszej fali jest takie poczucie podwyższonego lęku dzieci, nie tylko z regionów wschodnich, ale z całej Polski.
A co powinni ze sobą zrobić dorośli? Wspomniała pani, że dzieci nie będą spokojne, jeśli spokojni nie będą rodzice. Jak siebie wprowadzić w stan większego spokoju, takiego, który umożliwia racjonalne myślenie, ale także racjonalne rozmawianie z dziećmi.
Dorosły na pewno ma większe możliwości odwołać się do rozumu i opanować emocje niż dziecko. I myślę, że to jest bardzo istotne. Warto nie czytać wszystkiego, co się nasunie w internecie czy w innych źródłach. Poziom lęku, wtedy kiedy szukamy, jest większy. Wtedy trafiamy na sprzeczne źródła, niesprawdzone informacje. Ważne jest, żeby odwoływać się do racjonalnych argumentów. Tak, sytuacja jest na pewno poważna, skoro zwołano różne narady i rozmawia się na ten temat na wyższym szczeblu. To jest argument za tym, że jesteśmy zaopiekowani, że nie zostało to bagatelizowane. Z drugiej strony warto to racjonalizować, że przecież jest masa środków zaradczych, które mogą wystąpić, zanim jakiś stan będzie bardzo poważny. To, czego się najbardziej boimy, to wojna, że to ogarnie całą Polskę.
Także nieprzewidywalnych wydarzeń. Rzeczywistości, w której kolejne rakiety przypadkowo, bądź nie, będą nas atakować. Tego typu wydarzenia mają nie tylko krótkoterminowe skutki - lęk i przerażenie. Wśród mieszkańców Przewodowa mogą również wystąpić skutki długofalowe. Szczególnie wśród tych bardzo mocno dotkniętych, którzy widzieli to, co się stało. Tu też potrzebna jest jakaś opieka, jakaś pomoc dla osób dotkniętych syndromem stresu pourazowego.
Ja myślę, że tak, jak najbardziej. Wiadomo, że na każdą osobę inaczej to działa. Tak, będą ludzie, którzy sami sobie z tym poradzą. Będą też ludzie, którzy sobie nie poradzą. Myślę, że ważne jest, żeby w tamtym regionie - zwłaszcza w szkołach - bardziej obserwować dzieci i ich zachowania. Mogą być to przeróżne skutki stresu pourazowego. Od agresji, nawet agresji zewnętrznej, albo agresji słownej, przez samookaleczenia lub wycofanie się z kontaktu społecznego. Bardzo trudno jest przewidzieć, jakie te skutki będą, ale one na pewno wystąpią, bo sytuacja jest tego typu, że ten stres pourazowy na pewno tam wystąpi.
Czy może wystąpić również w innych przygranicznych miejscowościach? Te informacje się rozchodzą błyskawicznie, ludzie się znają, przekazują sobie, czytają media społecznościowe, wysyłają sobie zdjęcia itd. Te informacje rozchodzą się błyskawicznie.
Tak. Warto by to było obserwować, choć nie będzie to takie powszechne. Skutki mogą być różne. Proszę pamiętać, że jednak jesteśmy w podwyższonym poziomie stresu już od dłuższego czasu, czyli od kilku lat. Najpierw pandemia, potem wojna, uchodźcy, teraz to, co się stało. Naprawdę, ten podwyższony poziom lęku u wszystkich jest na pewno nie na granicy normy.
Powiedzmy jeszcze o jednej rzeczy. Pojawiły się takie informacje, że po pandemii zwiększyła się liczba dzieci i młodzieży z depresją. Czy wojna, także ta już bezpośrednio nas dotykająca, także może jeszcze podnieść te wskaźniki.
Tak. Może. Dlatego, że jeśli nie mamy możliwości wpływania na świat zewnętrzny, to wtedy jedyne, co możemy, to cofać się w głąb siebie. A jednym z objawów depresji jest właśnie takie zamknięcie się w sobie, niechęć do wychodzenia na zewnątrz, niechęć do informacji zewnętrznych. Ten stan jest dosyć trudny i on się ciągnie już od jakiegoś czasu.