Żołnierze 36. Samodzielnej Brygady Piechoty Morskiej, broniący Mariupola, przeprowadzili trudną i bardzo ryzykowną operację, dzięki której udało im się połączyć z pułkiem Azow - przekazał na Facebooku doradca prezydenta Ukrainy Ołeksij Arestowycz.
"Siły obrony miasta zostały powiększone i wzmocnione" - ocenił doradca prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.
Podkreślił również, że w wyniku operacji pułk Azow uzyskał znaczące wsparcie, 36. Brygada uniknęła rozbicia przez rosyjskie wojska i "otrzymała drugą szansę", a główny przyczółek ukraińskich sił w Mariupolu (prawdopodobnie zakłady metalurgiczne Azowstal) będzie mógł odtąd skuteczniej przeciwstawiać się najeźdźcy.
"Pułk Azow w profesjonalny sposób zabezpieczył przeprowadzenie operacji. (...) Tak to wygląda, gdy oficerowie nie tracą głowy i sprawnie dowodzą swoimi wojskami. My też nie traćmy. Armia wie, co robi" - dodał Arestowycz.
W ocenie amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną (ISW), dwoma najważniejszymi ukraińskimi przyczółkami w Mariupolu były dotąd port w południowo-zachodniej części miasta oraz zakłady metalurgiczne Azowstal na wschodzie. Centrum Mariupola mieli natomiast opanować Rosjanie, przecinając w ten sposób linię ukraińskiej obrony.
Jak poinformował rano Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy, Rosja wciąż bombarduje z powietrza Mariupol i rozpoczyna ofensywę w pobliżu kombinatu metalurgicznego Azowstal i portu morskiego.
W Mariupolu panuje katastrofa humanitarna. W ocenie mera miasta mogło tam dotychczas zginąć ponad 21 tysięcy cywilów. Pojawiają się doniesienia, że Rosjanie zaczęli spalać zwłoki zabitych mieszkańców w mobilnych krematoriach, by ukryć ślady zbrodni.
Według najnowszych szacunków, w położonym nad Morzem Azowskim Mariupolu wciąż przebywa ponad 100 tys. osób.
Od początku inwazji Rosji na Ukrainę pojawiają się informacje związane z pułkiem Azow. To właśnie członkowie tej legendarnej ukraińskiej jednostki informowali w poniedziałek, że Rosjanie użyli broni chemicznej w ataku na zakłady Azowstal w Mariupolu. Do tej pory nie ma potwierdzenia tej informacji, w nocy prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski informował, że jest to na razie niemożliwe, nie ma bowiem warunków do przeprowadzenia w oblężonym mieście dokładnego śledztwa.
Jaka jest historia owianego legendą ukraińskiego pułku Azow?
Jest to pułk, który urodził się z ukraińskiego batalionu ochotniczego, który powstał w 2014 roku. To był batalion ochotniczy o profilu nacjonalistycznym. Do niego ciągnęli kibole, chuligani itd., głównie ze wschodu Ukrainy, czyli rosyjskojęzyczni. Ten batalion, a potem pułk, stał się jednostką normalnych Sił Zbrojnych Ukrainy, czyli de facto taką specjalną jednostką czegoś, co byśmy mogli nazwać żandarmerią ukraińską. Ma swoją artylerię, ma oddział nurków itd. - tłumaczył w marcu w rozmowie z Marcinem Jędrychem dr Kacper Rękawek z Centrum Badań nad ekstremizmem Uniwersytetu w Oslo. Jak dodał, weterani tej jednostki założyli partię polityczną Korpus Narodowy i ruch społeczno-polityczny.
On używa nazwy "Ruch Azowski". Stąd się bierze tak naprawdę ta wielka mistyfikacja. Ludzie mylą jedno z drugim - zauważył dr Rękawek. Jest jednostka, która się teraz bije w Mariupolu, która wyrasta z korzenia ochotniczego, ideologicznego, ale już z tym korzeniem ma bardzo mało wspólnego. To jest po prostu jednostka, do której teoretycznie mógł się dostać i zapisać każdy. Nie określano tam rekrutów pod kątem ich stopnia oddania nacjonalizmowi czy faszyzmowi ukraińskiemu - zauważył.
Ekspert zwrócił uwagę, że choć Korpusem Narodowym kieruje obecnie były dowódca pułku Azow, to losy tych dwóch podmiotów są dziś w dużym stopniu osobne.
Mam wrażenie, że pułk obrywa za skrajnie prawicowe działania Ruchu Azowskiego i partii Korpus Narodowy. Łącza między nimi, ta pępowina już dawno jest odcięta w dużym stopniu. To nie przeszkadza Rosjanom podgrzewać tego tematu i mówić, że to jest jakiś wielki społeczno-polityczny ruch, który ma swoją milicję w postaci tego pułku. Tak nie jest - zapewniał gość internetowego radia RMF24. Nikt w Kijowie, żaden politruk, żaden faszysta, nacjonalista ukraiński czy ktokolwiek, nie wydaje rozkazów temu pułkowi. On jest w normalnych strukturach dowodzenia - podkreślał dr Rękawek.
Gość Marcina Jędrycha zgodził się ze stwierdzeniem, że jednym z powodów medialnej popularności pułku Azow jest PR lepszy niż u innych ukraińskich jednostek. Korzystają też z tego niecnego PR-u, który od 2014 roku się za nimi ciągnie. Od 2014 roku mówiło się o jakichś nazistach na Ukrainie, którzy się zebrali w batalion - jeden z 40 ochotniczych batalionów. Oni, korzystając trochę z tego, wiedzą, że więcej ludzi z automatu ich zauważy, bo mają tę historię i tę nazwę. Ich PR-owcy, ludzie od mediów czy graficy to są po prostu lepsi niż statystyczni graficy w innych jednostkach armii ukraińskiej - analizował dr Rękawek. Dalej są odniesienia do nacjonalistycznych, faszystowskich symboli. Oni wiedzą, że to jest złe, ale przyjmują taką postawę, że nieważne jak się mówi, ważne, że się mówi. Na tym jeszcze tworzy się większy mit tej najsprawniejszej jednostki Ukraińskiej Gwardii Narodowej - opisywał ekspert. Jak dodał, członkowie pułku Azow mówią o sobie "pułk specjalnego przeznaczenia".
Dr Rękawek w rozmowie z internetowym radiem RMF24 zwrócił uwagę, że pułk Azow jakiś czas temu przeszedł pewnego rodzaju czystkę i wykluczył ze swoich szeregów najbardziej radykalnych członków. Najbardziej radykalni członkowie tego pułku pochodzili z Rosji, skrajnej rosyjskiej prawicy - wyjaśnił gość Marcina Jędrycha. Azow przeszedł pewnego rodzaju transformację. Nie zdecydowano się na to, żeby zmienić jego nazwę, żeby zmusić go do zmiany loga. Może to jest temat na rozmowę po tej wojnie - dodał. Jak zauważył, wywodząca się z szeregów jednostki partia Korpus Narodowy nie cieszy się dużym poparciem na Ukrainie. Zdobyła w ostatnich wyborach 2 proc. głosów i ma 20 radnych na terenie całej Ukrainy.