W zeszłym tygodniu na Morzu Czarnym zatopiony został potężny krążownik "Moskwa". Strona ukraińska przekonuje, że okręt został trafiony dwoma pociskami Neptun. Rosjanie natomiast przekonują, że doszło do wybuchu amunicji na pokładzie, w wyniku czego pojawił się pożar, a sam okręt zatonął w wyniku sztormu. Armia rosyjska przekonuje, że wszystkich ewakuowano, jednak pojawiają się liczne informacje o zgonach marynarzy. Wiele rodzin wciąż nie wie, co z ich dziećmi, które służyły na "Moskwie".
Według licznych źródeł, na pokładzie "Moskwy" było ponad 500 osób. Początkowo według nieoficjalnych informacji uratowało się zaledwie kilkudziesięciu marynarzy. Później portal Meduza, powołując się na informacje z kierownictwa marynarki, podał, że zginęło co najmniej 37 osób, a około 100 jest rannych. Liczba zaginionych nie jest znana.
Rosja przekonuje, że wszystkich ewakuowała i opublikowano nawet film z Sewastopola, na którym mają być członkowie załogi. Nie wiadomo jednak, czy to wszyscy marynarze. Dziennikarze docierają jednak do członków rodzin, którzy potwierdzają zgony ich bliskich.