"To już jest kontrofensywa i to od kilku dni" - w ten sposób komandor Maksymilian Dura z portalu Defence24 ocenił na antenie internetowego Radia RMF24 działania wojenne za naszą wschodnią granicą. Jak podkreślił, Ukraińcy mieli dotychczas taką zasadę, że nie ujawniali informacji na ten temat tego, co robią. "Oni punktowali, badali linię obrony, próbowali dostać się w różne miejsca. Natomiast teraz zmieniła się polityka władz ukraińskich, jeżeli chodzi o przekazywanie informacji. Prawdopodobnie pod wpływem mediów" - uważa gość Tomasza Terlikowskiego.
Prowadzący rozmowę rozpoczął od zacytowania słów wiceminister obrony Ukrainy Hanna Malar dotyczących kontrofensywy Ukrainy: "Armia rosyjska przerzuca swoje najzdatniejsze do walki oddziały z kierunku chersońskiego, co świadczy o tym, że wysadzając tamę na Dnieprze, chciała udaremnić tam kontrofensywę ukraińską i przerzucić rezerwy na inne kierunki".
Maksymilian Dura pytany o aktualne działania na froncie wojennym w Ukrainie wymienił m.in. Bachmut.
Nadal ten Bachmut jest otaczany i to naprawdę z sukcesem, dlatego, że w tej chwili istnieje zagrożenie już przecięcia drogi północnej do Bachmutu. Tam naprawdę jest niewiele już terenów do zdobycia, kilkanaście kilometrów. To jest stosunkowo proste, z tym, że nie będzie to stanowiło przełomu. Propagandowo będzie to ogromny sukces, dlatego, że odzyska się Bachmut, o który Rosjanie walczyli kilka miesięcy - mówi gość Radia RMF24.
Jak zaznaczył, o wiele ważniejsze są dwa inne uderzenia wojsk ukraińskich.
Pierwszy idzie równolegle do wschodniego brzegu rzeki Dniepr na Melitopol. I o tym wszyscy myśleli, czyli kierunek na Krym, aby wyzwolić Krym. Następnie, gdybyśmy spojrzeli na mapę, linia obrony wojsk ukraińskich miała taki kształt litery "L" odwróconej i w rogu tej litery znajduje się miejscowość Wuhłedar - tam były bardzo poważne i ciężkie walki. Rosjanie tam atakowali, a teraz sytuacja się zmieniła i tam atakują w tej chwili Ukraińcy - mówi Maksymilian Dura z portalu Defence24.
Zaznaczył, że "co ciekawe, wybrali kierunek na Mariupol i Berdiańsk, czyli dwa porty, które znajdują się na Morzu Azowskim, chcąc "przeciąć" prawdopodobnie wojska rosyjskie na dwie części". Te informacje są "cedzone" przez aparat propagandowy ukraiński, z tym że dobrze, iż są już przekazywane, bo wcześniej opieraliśmy się głównie na domysłach - podkreślił.
Rosjanie wysyłali swoje jednostki i one szły i ginęły, tutaj odbywa się to raczej na takiej zasadzie działania artylerii. Ukraińcy prawdopodobnie najpierw niszczą całe zasieki i cały system obronny i dopiero potem wchodzą, dlatego działa to tak wolno, ale straty są - mówił gość internetowego Radia RMF24.
W przypadku Rosjan jest to prawdopodobnie ponad tysiąc osób wyeliminowanych w ciągu jednego dnia - tak szacują Ukraińcy, ale są to moim zdaniem - dane niedoszacowane, ponieważ bardzo trudno jest ocenić skuteczność ognia artyleryjskiego. Uderzenie w czołg wcale nie oznacza, że ginie tam cała załoga. Ocena tysiąca osób ze strony rosyjskiej jest całkiem realna i myślę, że po stronie ukraińskiej te straty nie są wcale mniejsze - podkreślił.
Zaznaczył, że "różnice są, jeśli chodzi o 'przeżywalność'". W przypadku Rosjan, osoba ranna nie przeżywa, w przypadku ukraińskim system ochrony rannych żołnierzy jest tak mocny, że prawdopodobnie jest tam ten stosunek zachowany, czyli jeżeli jest tysiąc żołnierzy wyeliminowanych z walki, to 80 procent z tego przeżywa w przypadku ukraińskim, w przypadku Rosjan szacuję, że jest to 30, 40 procent - wyjaśniał.
Jak powiedział Maksymilian Dura, wysadzenie tamy w Nowej Kachowce będzie miało duży wpływ na Ukrainę i na wojska ukraińskie.
Bardzo wiele specjalistów mówiło, że to przeszkodzi w operacji, natomiast moim zdaniem nie - dlatego, że te tereny, które zostały zalane, zostały już w jakiś sposób wyzwolone. Tam nie ma już rosyjskich wojsk i nie trzeba tych terenów wyzwalać i żołnierze ukraińscy, ludność nie będą ginęli, to jest najważniejsza rzecz. Ukraińcy mają mniejszy teren do wyzwalania - to jest pierwszy aspekt pozytywny tego, co się stało. Drugi aspekt jest taki, że cały wschodni brzeg Dniepru był zajęty przez stronę rosyjską i ta strona rosyjska cały czas groziła i miała możliwość przebicia się na drugą stronę np. wozami bojowymi i była szansa na przeprowadzenie jakiejś tam kontrofensywy i zaskoczenie strony ukraińskiej, która była na zachodnim brzegu Dniepru, te wojska ukraińskie są wolne od tego niebezpieczeństwa kontrataku strony rosyjskiej - zaznaczył Maksymilian Dura z portalu Defence24.
Krym w tej chwili ma poważny problem, ma niedobór wody, ludność krymska bez wody będzie się stawiała przeciwko armii rosyjskiej, dlatego Rosjanie bardzo mocno strzelili sobie w nogę - zakończył gość internetowego Radia RMF24.
Emerytowany pułkownik Roman Switan, były pilot i instruktor Sił Zbrojnych Ukrainy, w sobotę w wywiadzie dla Radia NV 9 powiedział, że Rosjanie wysadzając tamę w Kachowce, opóźnili natarcie ukraińskich wojsk na lewy brzeg Dniepru co najmniej o miesiąc.
Roman Switan zauważył, że Rosjanie stanęli przed wyborem między przekroczeniem Dniepru przez siły ukraińskie, a zniszczeniem własnych fortyfikacji i spowodowaniem powodzi. Ze swego punktu widzenia "wybrali mniejsze zło, a przynajmniej tak to postrzegają - powiedział. Niszcząc własne fortyfikacje, udało im się opóźnić natarcie naszych wojsk na lewy brzeg Dniepru o co najmniej miesiąc - stwierdził.
Z militarnego punktu widzenia utrudnili działania naszym siłom, ale tylko na froncie chersońskim - zaznaczył. Obecnie, zdaniem eksperta, "siły rezerwowe, które umieściliśmy na froncie chersońskim, gotowe do przekroczenia Dniepru i posuwania się bezpośrednio w kierunku Armiańska i Krymu, mogą zostać rozmieszczone na frontach: zaporoskim, donieckim i ługańskim". To zintensyfikuje walki w tych rejonach - dodał.
Switan podkreślił również, że od zajęcia przez Rosję tamy w Kachowce rok temu było oczywiste, że chcą ją zniszczyć. Do wysadzenia jej w powietrze przygotowywali się od co najmniej dwóch tygodni, w trakcie których wywieźli ciężki i cenny sprzęt wojskowy i wstrzymali spuszczanie wody przez śluzy tamy, a także przystąpili do plądrowania pobliskich osad wzdłuż Dniepru.
Tuż przed eksplozją Rosjanie wycofali się na wcześniej zaplanowaną trzecią linię obrony, poza zalanym obszarem. Teraz mają przed sobą ogromny obszar wody, co daje im poczucie bezpieczeństwa. Na tym odcinku frontu nie mieli przewagi liczebnej nad naszą armią. Ale wiedzieli, że w sytuacji zagrożenia z naszej strony w dowolnym momencie mogą wysadzić tamę - podał pułkownik Roman Switan.