Trzema porażkami w fazie grupowej WTA Championships w Stambule zakończyła rok Agnieszka Radwańska. Nasza najlepsza tenisistka wygrała w tym sezonie 56 meczów, przegrała 19. Jej trener Tomasz Wiktorowski zapowiada solidne przygotowania do nowego sezonu i walkę z "demonami przeszłości".
Polska Agencja Prasowa: Porażki z Petrą Kvitovą i Sereną Williams w Grupie Czerwonej mało kogo zdziwiły. Czy to nie jest tak, że stają się one jakby normą w przypadku Agnieszki Radwańskiej?
Tomasz Wiktorowski: To jest rzecz, którą Agnieszka sama musi w sobie poprawić: podejście do meczów z dziewczynami z pierwszej dziesiątki, dużo silniejszymi fizycznie od niej. Momentami jest tak, jakby nie wierzyła do końca w to, że jest w stanie z nimi wygrywać. Wychodzi na kort i wydaje się, że wszystko jest ok, a w trakcie gry coś się blokuje, choć zazwyczaj przychodzi później zryw, a gdy znów jest prawie dobrze, znów następuje nagle spadek zaangażowania w grę, jakby dekoncentracja.
A jak można nad tym zapanować?
Agnieszka musi obejrzeć parę swoich meczów, przenalizować je i odpowiedzieć sobie, co się wtedy z nią dzieje i dlaczego. Tylko ona może to wyeliminować, bo na korcie jest sama i sama sobie musi wtedy radzić w takich trudnych sytuacjach. My możemy jej pomóc przed meczem, odpowiednio ją przygotować i nastroić, ale już nie mamy wpływu na utrzymanie tego stanu podczas samej gry. Aga potrafi wygrywać przecież, nawet bardzo równe i zacięte spotkania z Na Li, Angelique Kerber czy Sarą Errani, ale to już nie działa przeciwko Petrze Kvitovej, Wiktorii Azarence, Marii Szarapowej czy Serenie Williams.
A czy to też nie jest kwestia delikatniejszej budowy i - co za tym idzie - mniejszej siły?
Wiadomo, że nie przeskoczymy jej fizyczności, bo Aga nigdy nie będzie tak potężna jak Serena, Wiktoria czy Petra, ale to raczej czynnik drugoplanowy. Na treningach gra często z chłopakami, którzy uderzają piłki z taką samą prędkością jak te dziewczyny, a nawet mocniej czy szybciej od nich serwują, i radzi sobie dużo lepiej. Skoro więc tu jest potencjał, to istota problemu leży jednak w mentalnym nastawieniu. Ale tak wszyscy czujemy, że wszystko jest na dobrej drodze i lada chwila Agnieszka zacznie sobie radzić z tymi "demonami przeszłości".
Czy niepowodzenie w Stambule podpowiada jeszcze jakieś konstruktywne wnioski na najbliższe dwa miesiące?
Na pewno musimy trochę zmodyfikować kalendarz startów w przyszłym roku. Jeśli Agnieszka gra tak dużo meczów, to zwyczajnie w pewnym momencie nie starcza paliwa, jak na przykład ostatnio w stambulskim mastersie. Natury się nie da przeskoczyć i nawet przy świetnym przygotowaniu fizycznym kiedyś ten kryzys musi przyjść. Na przykład Wiktorię Azarenkę dopadł i wręcz trzymał przez ostatnie dwa miesiące. Ale wiadomo, że kiedyś się odbije, być może już w styczniu w Australii znów wróci do wysokiej formy.
Ale minimum 16 obowiązków turniejów dla zawodniczek z Top 10 nie da się chyba ominąć?
Ich nie, ale można na przykład nieco inaczej dobrać dodatkowe turnieje. No i przede wszystkim Agnieszka musi bardzo solidnie przepracować teraz w zimie okres przygotowawczy, bo już 28 grudnia wystąpi w Pucharze Hopmana. Także znów dość wcześnie rozpocznie sezon i to bardzo intensywnie. Wszystko wskazuje na to, że będzie on tak samo ciężki jak i ten.
No i Serena na razie nic nie wspomina o końcu kariery, mimo 32 lat na karku. Czy to nie jest tak, że kobiecy tenis właściwie odbija się od ściany, jaką jest właśnie Serena?
Nie da się ukryć, że jak Serena jest w formie i odpowiednio zmotywowana do gry, to jest chyba poza zasięgiem praktycznie wszystkich rywalek. W tym roku przegrała przecież tylko cztery mecze. Właściwie komukolwiek udaje się ją pokonać tylko jak ma słabszy dzień albo jest naprawdę mocno zmęczona. W przeciwnym razie trudno coś przeciwko niej wymyślić.
Numer pięć w rankingu WTA na koniec sezonu, o jedno oczko niżej niż przed rokiem. Powód do radości czy raczej przemyślenia, co zmienić?
Nie lubię słowa "zmieniać", bo raczej ciężko coś zmieniać w przypadku gry Agnieszki. Można wprowadzić drobne modyfikacje, lekko przesunąć pewne akcenty, ale wiadomo, że nie ma warunków fizycznych, żeby nagle uderzać piłki z taką mocą jak Williams czy Azarenka. Było blisko numeru trzy, choć wiadomo, że szansę głównie otworzyła kontuzja Szarapowej, ale myślę, iż ten rok pokazał, że czołowa trójka jest jak najbardziej do ruszenia. W przyszłym więc trzeba będzie powalczyć o wyższe pozycje, no bo czy "jedynka" będzie do obsadzenia, to pewnie głównie będzie zależało od samej Sereny.
W Stambule rozmawiał Tomasz Dobiecki.