Hiszpańskie media szeroko opisując wycofanie się Igi Świątek z turnieju WTA 1000 w Madrycie życzą polskiej tenisistce zdrowia, oraz przestrzegają ją przed powtórzeniem smutnego losu Japonki Naomi Osaki, która po serii 23. wygranych meczów znacząco obniżyła loty. Świątek wycofała się z zawodów, informując o kontuzji barku. To jednak zapewne tylko częściowy powód rezygnacji z gry. Walcząca na kortach i wygrywająca - nieprzerwanie od lutego - Świątek też potrzebuje odpoczynku. Na ten temat z Bartoszem Ignacikiem komentatorem tenisa w telewizji Canal+ Sport – rozmawiał Paweł Pawłowski.
Paweł Pawłowski RMF FM: Powodem absencji jest rzeczywiście kontuzja barku? Czy to rozsądek Igi?
Bartosz Ignacik, Canal+ Sport: Wydaje mi się, że bark w 30 procentach, a w 70 procentach to pragmatyzm. Trzeba odpocząć i wydaje mi się, że jest to idealny moment na półtoratygodniową przerwę. Madryt to są podobne warunki jak w Indian Wells. Jest wysoko, piłka lata "bardziej" (ze względu na to, że Madryt leży wyżej, piłka tenisowa przez rozrzedzone powietrze odbija się wyżej - przyp.red.) . Iga te warunki akceptuje, ale ich za bardzo nie lubi. Tegoroczny Indian Wells pokazał, że i w takich warunkach Polka może wygrywać. W Rzymie, gdzie Iga będzie bronić tytułu, warunki będą zdecydowanie bardziej podobne do tych na Rolandzie Garrosie. Nie oszukujmy się, to będzie dla Igi turniej numer jeden na mączce.
Iga broni tam tytułu i to też chyba dobry moment, by przygotować się do Rolanda Garrosa.
Zapewne cały obóz Igi podejmował decyzję: czy zagrać w Madrycie czy w Rzymie. Wybrali optymalnie. Szczególnie, że po Rzymie będzie jeszcze tydzień przerwy przed Rolandem Garrosem. Wszystko jest idealnie poukładane przez Igę i jej sztab. Ta absencja w Madrycie pokazuje priorytety Igi Świątek. Priorytetem jest Roland Garros, ale w Rzymie także będzie chciała wygrać, bo będzie bronić tam dużej liczby rankingowych punktów. Pamiętajmy, że rok temu dotarła w Madrycie do trzeciej rundy, także teraz tych punktów rankingowych straci tam niewiele.
Hiszpański "As" bije na alarm i twierdzi, że jeśli Iga rezygnuje z tak ważnego turnieju jak Madryt, to za chwile może rozsypać się jak niegdyś Naomi Osaka. Moim zdaniem wykonała ruch wyprzedzający i woli odpocząć, zanim pojawią się jakiekolwiek problemy czy to z formą mentalną, czy z fizycznością.
Wiadomo jak to dziennikarze: każdy szuka jakiejś drobnej sensacji. Pewnie też dla organizatorów turnieju w Madrycie nie jest dobrze, że rakieta nr. 1 odpuszcza taki turniej. Uważam jednak, że Naomi i Iga to jednak dwa różne charaktery. Iga potrzebowała teraz chwili spokoju i odpoczynku. Nie można zatem wierzyć dziennikarzom hiszpańskim i trzeba podejść do tego pragmatycznie. Na pewno jako kibice byśmy chcieli, żeby Iga w każdym turnieju grała i wygrywała. Tak się jednak nie da. Światowe rakiety numer 1, czy Serena Williams czy Ashleigh Barty robiły sobie dłuższe przerwy, bo gdzieś te sukcesy trzeba skonsumować, zrozumieć i odpocząć po nich, by nie narażać się na kolejne kontuzje. Kto wie, czy gdyby Iga zagrała w Madrycie, to ten bark nie zacząłby mocniej boleć i przerwa nie musiałaby być dłuższa.
Gdzie są granice Igi? Dwadzieścia trzy wygrane mecze i cztery turniejowe zwycięstwa. Ona niestety będzie musiała kiedyś przegrać.
Miałem z tyłu głowy jej ewentualną porażkę z Samsonową w półfinale turnieju w Stuttgarcie. Taka porażka mogłaby dać chwilę oddechu samej Idze i polskim kibicom. Bo to nie jest maszyna, która będzie wygrywała spotkanie za spotkaniem. Tenis jest takim sportem - co celnie zauważył kiedyś Marcin Matkowski - że co tydzień ktoś musi zaznać porażki. Musimy pamiętać, że wielkie tenisowe gwiazdy też nie wygrywały wszystkiego ciurkiem. To po prostu niemożliwe. Przygotujmy się, że prędzej czy później Iga jakieś spotkanie przegra i to będzie dla naszego zdrowia i dla jej zdrowia psychicznego istotną rzeczą.