Zakaz odwiedzin, zakopywanie jajka przed wejściem domu, obchodzenie pól z chorągwią, kobiety siadające nagimi pośladkami na czapce głowy rodu. To tylko niektóre z wielkanocnych zwyczajów charakterystycznych dla poszczególnych regionów Polski. Niektóre przetrwały do dziś - jak na przykład Siuda Baba w okolicach Wieliczki.

Zakaz odwiedzin, zakopywanie jajka przed wejściem domu, obchodzenie pól z chorągwią, kobiety siadające nagimi pośladkami na czapce głowy rodu. To tylko niektóre z wielkanocnych zwyczajów charakterystycznych dla poszczególnych regionów Polski. Niektóre przetrwały do dziś - jak na przykład Siuda Baba w okolicach Wieliczki.
Siuda Baba zaczepia ludzi w Wieliczce /Jacek Bednarczyk /PAP

Śląsk: Zakaz odwiedzin i prezenty od zajączka

Na Śląsku w Niedzielę Wielkanocną zajączek obdarowuje dzieci. Dawniej obowiązywał również w tym dniu "zakaz odwiedzin". Niedziela była dniem wyciszenia i odpoczynku.

Zarówno w kulturze górnośląskiej, jak zagłębiowskiej, w Niedzielę Wielkanocną należało odpoczywać. Nawet nie ścielono łóżek. Można było jedynie nakryć pościel narzutą. W tym świątecznym dniu nie było zwyczaju odwiedzania się w domach. Były też pewnego rodzaju sankcje zwyczajowe. Twierdzono, że gość, który naruszy mir Niedzieli Wielkanocnej, musi liczyć się z dolegliwościami skórnymi. Wizyta miała powodować, że będzie miał tzw. bolączki, jakąś egzemę skórną - tłumaczy dr Grzegorz Odoj, etnolog z Uniwersytetu Śląskiego.

Na Górnym Śląsku Niedziela Wielkanocna to radosny dzień dla najmłodszych. Wtedy zajączek przynosi im prezenty. Mówi się, że dzieci dostają upominki "na zajączka". Muszą jednak same znaleźć w ogródku tzw. gniazdko, w którym ukryte są np. łakocie, pisanki i podarki. Pamiętam to jeszcze z własnego dzieciństwa. Dziadek informował mnie, że rano o brzasku zając przeszedł się przez cały ogródek i gdzieś zostawił prezent i mogę go łatwo znaleźć, bo miał dziurawy worek i wylatywały mu z niego cukierki - opowiada dr Odoj. Dodaje, że ścieżka wyznaczona przez cukierki doprowadzała go do gniazdka zająca. To tak działało na wyobraźnie, że byłem święcie przekonany, iż ten zając tu był i prezent zostawił - mówi etnolog. Zwyczaj jest też znany w Zagłębiu Dąbrowskim. Zakorzenił się także w Wielkopolsce oraz na Warmii i Mazurach.

Pośladki na czapce i kąpiel, czyli zwyczaje na Warmii i Mazurach

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu na obecnych terenach województwa warmińsko-mazurskiego panowały ciekawe zwyczaje, które miały zapewnić dobrobyt i urodzaj.

Na Mazurach zakopywano jajko przed wejściem do domu, co miało odstraszać złe moce i fatum. W Niedzielę Wielkanocną natomiast mężczyźni udawali się nad rzekę albo potok, ewentualnie jezioro przepływowe i zanurzali. Ważne, że woda musiała płynąć na wschód. Należało się zamoczyć w takiej wodzie, nie oglądać na boki, za siebie, nie rozmawiać. Potem nabrać wody i skropić nią dom i pola, co miało gwarantować urodzaj - mówi Jan Tandyrak, pasjonat warmińsko-mazurskiej kuchni i historii.

Również kobiety miały swoje zwyczaje. Nagimi pośladkami siadano na czapce głowy rodu. Potem do czapki trzeba było nasypać ziaren i nakarmić nimi kury. Miało to gwarantować, że kury będą się dobrze niosły przez cały rok. Oczywiście na Warmii i Mazurach szukano też zajączka. Przeważnie były to ukryte jajka albo drobne słodkości. Dzieci szukały ich wokół domu i w ogrodzie.

Obchodzenie pól z chorągwią

Na Ziemi Łowickiej w nocy z wielkanocnej niedzieli na poniedziałek mężczyźni wyruszają z chorągwiami, aby obejść granice wsi, poświęcić kopce graniczne i zatknąć w nich palmy. To zwyczaj obchodzenia pól z chorągwią, który korzeniami sięga czasów rzymskich - zauważa dr Barbara Chlebowska z łódzkiego Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego. Ten obrzęd ma służyć zabezpieczeniu pól przed klęskami żywiołowymi: gradobiciem, suszą czy powodzią. Obchodzenie pól, czyli wyznaczanie swojej przestrzeni było znane już w starożytnym Rzymie. Chodzi tutaj o to, że wyznaczając te granice, czynimy wszystko, żeby one były bezpieczne; żeby te złe siły i moce nie mogły przeniknąć do naszego świata. W ten sposób dbamy też o porządek i tym samym rozwój, wzrost siły witalnej tego naszego świata.

Ten obrzęd ma również charakter inicjacyjny - powszechny w wielu kulturach - bo młodzi chłopcy, którzy po raz pierwszy uczestniczą w obchodzeniu pól z chorągwią są przyjmowani do grupy dorosłych mężczyzn. Ci młodsi muszą wkupić się w łaski starszych mężczyzn np. po przez nieduże datki pieniężne lub zaoferowanie wódki. Wtedy też młodzi chorągwiarze po raz pierwszy mogą spróbować alkoholu. Po obejściu granicy pól, nad ranem chorągwiarze przechodzili przez wieś, śpiewając i zatrzymując się przed każdym domem. Wtedy też święcili domy i zbierali dyngus (którym dawniej były jajka zbierane do koszyka, a współcześnie są to pieniądze).

Zwyczaj obchodzenia pól z chorągwią przetrwał w kilkunastu miejscowościach powiatu łowickiego, są to m.in.: Płaskocin, Sromów, Boczki, Bobrowniki czy Kompina. 

Wielkanocne kolędowanie

Kolędowanie przeważnie kojarzy się nam z Bożym Narodzeniem. Mało kto jednak wie, że kolędowano - a w niektórych regionach kraju kolęduje się do tej pory - również w czasie Świąt Wielkanocnych.

W okresie Wielkiej Nocy chodziło się nie tyle może po kolędzie, a po dyngusie. Były różne formy tego kolędowania - mówi Małgorzata Imiołek, etnograf z Muzeum Wsi Kieleckiej.

Na Mazowszu byli to "kurcorze" z wózkami dyngusowymi - młodzi chłopcy, którzy prowadzili specjalnie zrobione dwukołowe wózki. Na nich wożono sztuczne koguty, baranki albo laleczki w strojach regionalnych. Chodzono od chałupy do chałupy, składając życzenia i otrzymując w zamian za to jakieś datki od gospodarzy.

W regionie krakowskim natomiast chodziły "siudy". Byli to przebrani mężczyźni: jeden za babę, drugi za chłopa, a trzeci za cygana. Ich cechą charakterystyczna było to, że mieli twarze wymalowane sadzą. Podczas kolędowania nosili przy sobie puszkę z sadzą i spotykanych w wielkanocny poniedziałek smarowali tą sadzą. Ludzie jednak tego nie unikali, a mało kto się obrażał. Posmarowanie sadzą gwarantowało bowiem takiej osobie pomyślną przyszłość - mówiła o dawnym zwyczaju Imiołek. Ten zwyczaj do dziś jest kultywowany w Wieliczce i okolicach.

Kolejna formą kolędowania wielkanocnego były "dziady śmigustne" z północno-wschodniej Małopolski, spotykane np. w okolicach Tarnowa. Byli to młodzieńcy przebrani za maszkary, owinięte powrósłami słomianymi, w słomianych czapkach, słomianych spódniczkach. Chodząc po wsiach, składali życzenia, przyjmując drobne datki, bardzo często były to jajka - mówi Imiołek.

Na Lubelszczyźnie gromady małych chłopców chodziły po tzw. dyngusie, śpiewając pieśni wielkopostne, recytując zabawne wierszyki i prosząc o dary.



(mpw)