Wielkanoc to najważniejsze święto chrześcijan. Umęczony, cierpiący Chrystus w ciągu jednej nocy staje się Chrystusem Zwycięzcą. Tajemnica Zmartwychwstania zapisana na kartach Ewangelii opowiada nie tylko o Bogu. W tej opowieści o Wielkiej Nocy pojawiają się także bohaterowie drugiego planu. Bez nich nie dokonałoby się to, co się dokonało.
Poncjusz Piłat, rzymski prefekt Judei - to człowiek, który zatwierdził wyrok na Jezusa. To postać tragiczna, osoba wmanewrowana poniekąd w proces Jezusa - przyznaje ks. dr Marcin Wysocki, katedry Patrologii Greckiej i Łacińskiej Instytut Historii Kościoła Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Poncjusz Piłat był obywatelem rzymskim, pochodził z wpływowej i zamożnej rodziny właścicieli ziemskich. Wywodził się z zachodniej części Imperium Rzymskiego - być może z Galii czy Hiszpanii, ale najprawdopodobniej z Italii. Prefektura Judei musiała być kolejnym szczeblem jego trwającej co najmniej kilkanaście lat wojskowo-urzędniczej kariery.
Zgodnie z chrześcijańskimi Ewangeliami oraz przekazem Józefa Flawiusza Piłat przewodził procesowi Jezusa Chrystusa i zatwierdził jego wyrok. Według Nowego Testamentu Jezus został przyprowadzony do Piłata przez Sanhedryn, który oskarżał Chrystusa o bluźnierstwo.
Jak przyznaje ks. dr Marcin Wysocki, Poncjusz Piłat został niejako wmanewrowany w proces, a starszyzna żydowska uciekła się do szantażu. Wiedziała bowiem, że może coś ugrać. To z ust członków Sanhedrynu padają słowa: Jeśli nie skażesz Jezusa, nie jesteś przyjacielem Cezara.
I Piłat nie miał wyjścia. Liczył się z tym, że albo wyda wyrok, albo straci stanowisko albo zostanie skrócony o głowę. Dlaczego? Bo już wcześniej dwa razy podpał Żydom, którzy donieśli na niego do cesarza. Dwa razy nie poniósł konsekwencji, za trzecim razem - mogło się już nie udać.
Historycy wczesnochrześcijańscy w swoich pismach podkreślali, że Piłat nie był lubiany przez Żydów i na tym osadza się cała kwestia sporu, którego jesteśmy świadkami w czasie procesu Jezusa Chrystusa - opowiada ks. dr Marcin Wysocki.
Przypomina też wcześniejsze momenty, w których Piłat zamiast ugłaskiwać Żydów wchodzi z nimi w konflikt. Piłat wprowadził do świątyni chorągwie, na których były wyobrażenia cesarza i rzymskie słynne orły. To się nie spodobało Żydom. Traktowali to jako obrazoburstwo jako pewnego rodzaju bałwochwalstwo - opisuje.
Kolejna sprawa miała miejsce kilka lat później. Piłat został oskarżony przez Żydów, że w swojej posiadłości Cezarei Nadmorskiej wywiesił złote tarcze z imieniem cesarza. Po donosie do Rzymu - zdjął je. Wiadomo także, że wówczas Cezar jedynie go zganił. Trzecia skarga mogła się jednak skończyć dla niego znacznie gorzej...
Mimo to - jak wiemy z Ewangelii - Piłat próbuje lawirować. Kiedy dowiaduje się, że Chrystus jest Galilejczykiem, wysyła go do króla Heroda. Bo ten miał pod rządami Galileę. Gdy Herod go odsyła, myśli - ubiczuję go, pokaże że to zwykły człowiek i wtedy może dadzą sobie spokój - tłumaczy ks. dr Marcin Wysocki. Ale okazuje się, że to nie wystarczyło starszyźnie. Oni coraz głośniej domagają się skazania Jezusa. Wtedy padają słowa: "Jeśli nie jesteś przyjacielem Cezara, jeśli go nie skażesz."
Według Ewangelii Mateusza, po zatwierdzeniu wyroku na Chrystusie Piłat umył ręce przed tłumem, który domagał się ukrzyżowania oskarżonego. Prefekt wypowiedział słowa: "Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz" (na co Żydzi: "Krew Jego na nas i na dzieci nasze").
Zgodnie z przekazami kariera Piłata w Judei skończyła kilka lat po ukrzyżowaniu Chrystusa. Namiestnik ośmielił się pieniądze należące do świątyni przeznaczyć na budowę wodociągu w Jerozolimie. Wybuchł bowiem bunt. Ostatecznie cesarz odwołał Piłata do Rzymu.
Szymon Cyrenejczyk to - według ewangelicznych relacji świętych Mateusza, Marka i Łukasza - przypadkowy przechodzień, którego rzymscy żołnierze zmusili do pomocy Jezusowi w niesieniu krzyża. Nazywany jest "bohaterem mimo woli". Dlaczego?
Wiemy o nim, że pochodził ze starożytnego, libijskiego miasta Cyreny i miał dwóch synów. Święty Marek, kiedy pisze swoją ewangelię mówi, że Szymon był ojcem Aleksandra i Rufusa. A to oznacza, że osoby te były znane odbiorcom, były znane chrześcijanom z Rzymu, do których kierował ewangelię - tłumaczy ks. dr Marcin Wysocki.
Szymon prawdopodobnie był ciemnoskórym Żydem. A wskazuje na to miejsce jego urodzenia, czyli północna Afryka.
Na drodze krzyżowej pojawił się przypadkiem, Nowy Testament mówi o tym, że był to człowiek: "który wracając z pola właśnie przechodził". Stał się mimowolnym uczestnikiem męki pańskiej, ponieważ został "wyrwany przez strażników z tłumu i miał pomagać nieść Chrystusowi poziomą belkę, która stała się późniejszym elementem krzyża na Golgocie" - mówił nam ks. dr Marcin Wysocki.
Postać Cyrenejczyka została uwieczniona w Biblii jako wzór bohatera bezwolnego, zmuszonego do czynienia dobra drugiemu człowiekowi. Stał się on utrwalonym w kulturze motywem "przymuszonego świętego", symbolem pomocnika biorącego na barki brzemię cierpiącej osoby. Nie był on altruistą, kierującym się wzniosłymi ideami, a zwyczajnym człowiekiem, który dopiero wbrew swojej woli mógł przeżyć wyjątkowe spotkanie, po którym wkroczył na dobrą ścieżkę.
Na pewno był to wyjątkowy dzień w życiu Szymona z Cyreny, ale co się działo potem, nie wiemy - przyznaje ks. Wysocki.
Święta Weronika spotyka Jezusa podczas Drogi Krzyżowej. To wyjątkowe spotkanie. Ona - poruszona cierpieniem Chrystusa wybiega, by otrzeć jego umęczoną twarz. On - w zamian za odruch współczucia na chuście zostawia oblicze Boga.
Trudno powiedzieć, czy Święta Weronika istniała naprawdę, czy była wyłącznie wytworem legend z IV wieku. Jak tłumaczy ks. dr Marcin Wysocki zgodnie z przekazem, Weronika to matrona jerozolimska, która podobnie jak Szymon Cyrenejczyk, wyszła popatrzeć na męczeńską drogę Chrystus. Poruszona tym, co zobaczyła, przedarła się przez tłum i otarła swoją chustą oblicze skazańca. W nagrodę za jej miłosierny czyn na chuście pozostało oblicze Jezusa Chrystusa.
Może zastanawiać, dlaczego św. Weronika powszechnie funkcjonuje w naukach Kościoła, skoro badacze nie mają pewności, czy ta postać istniała naprawdę?
Ważne jest brzmienie imienia, Weronika, czyli Wera - ikona, prawdziwy obraz - tłumaczy ks. dr Marcin Wysocki. Faktyczny obraz Jezusa Chrystusa to nie tyle osoba, co ta chusta, to płótno, które zawiera w sobie obraz Zbawiciel. To pewien symbol, symbol kobiety, trochę przymuszonego przez kobiece emocje działania na rzecz drugiego człowieka, na rzecz tego skazańca. Ale nie wiemy, czy ona istniała, to jest wszystko tylko tradycja - przyznaje ks. dr Marcin Wysocki.
Wizerunki Zbawiciela widniejące na Całunie Turyńskim czy chustach z Manopello lub Oviedo oraz przekazy na temat św. Weroniki - jak dodaje - wiążą się z "pragnieniem zobaczenia, jak wyglądał Chrystus". Katolicy od zawsze chcieli ujrzeć oblicze Boga, dlatego święte wizerunki umacniały ich w wierze.
Święty Dyzma - przewrotnie nazywany "dobrym łotrem" - pojawia się w bardzo ważnym momencie Drogi Krzyżowej. Na Golgocie. To bardzo ważna postać - przyznaje... To ten, który powinien być przykładem dla każdego człowieka wierzącego w Chrystusa.
Dyzma prowadził życie złoczyńcy i za swoje przewinienia został powieszony na krzyżu po prawej stronie Chrystusa. Z przekazów ewangelicznych wiemy, że wraz z Chrystusem ukarano dwóch łotrów. Dyzma, słysząc szyderstwa drugiego skazańca pod adresem Jezusa, ujął się za Mesjaszem słowami: "My przecież - sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił".
Poprosił też Chrystusa, by ten pamiętał o nim w Królestwie niebieskim. Poprzez słowa Jezusa: "Zaprawdę powiadam Ci: dziś ze Mną będziesz w raju", Chrystus dokonał na krzyżu aktu pierwszej kanonizacji. To swoiste przyjęcie do Królestwa niebieskiego tego człowieka, który wyznaje swoje winy, dostrzega grzechy, a pod wpływem tego, co widzi, nawraca się i uzyskuje wieczne szczęście w królestwie z Chrystusem - wyjaśnia ks. dr Marcin Wysocki.
Dobry Łotr jest bardzo ważną postacią w chrześcijaństwie - dodaje. Stał się pierwszym świętym "przykładem dla każdego wierzącego człowieka".
Święty Dyzma stanowi idealny wzór doskonałego żalu za grzechy, jest patronem więźniów, nawróconych grzeszników, złodziei, kapelanów więziennych. W krzyżu prawosławnym belka skierowana w górę, symbolizuje właśnie jego postać. Nawet w kalendarzu liturgicznym jest wspomnienie dobrego łotra, bo "grzech i upadek są sprawą ludzką, ale ważne jest to, że potrafimy się podnieść i dostrzec zło, które wyrządziliśmy" - podsumowuje ks. dr Marcin Wysocki.
Maria Magdalena, czyli Maria z Magdali, miejscowości leżącej niedaleko Tyberiady, jest postacią interesującą. Brak podanej przy jej imieniu godności ojca lub męża, świadczy o tym, że mogła być osobą niezależną. Niewiele wiadomo o jej przeszłości, w Piśmie Świętym jest określona jako: "Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów", nie jest jednak cudzołożnicą czy grzesznicą, jak zwykło się o niej mówić.
Czy Maria Magdalena to rzeczywiście postać drugoplanowa? Zdaniem ks. Dr. Marcina Wysockiego - nie. Bo choć - jak przyznaje - w Ewangelii cały czas gdzieś przemyka, znajduje się gdzieś w cieniu - w cieniu grobów, w cieniu krzyża, to poprzez słowa, poprzez rolę, jaką jej wyznaczył Jezus, zostaje wydobyta na plan pierwszy.
Maria Magdalena była jedną z najczęściej wspominanych kobiet w Ewangelii, bo aż dwunastokrotnie - tłumaczy ks. Marcin Wysocki. Jest obecna u wszystkich czterech ewangelistów. Już pierwsi teologowie nazywają ją "Apostołką Apostołów".
Ks. Wysocki wspomina, że Maria Magdalena towarzyszyła Jezusowi w jego podróżach po Galilei. Potem pojawiała się w dniach męki, śmierci, zmartwychwstania Pana Jezusa Chrystusa. I tu jej rola jest najważniejsza - podkreśla duchowny. To ona była pod krzyżem, była świadkiem śmierci Chrystusa. Później to ona udaje się z niewiastami do grobu i jako pierwsza spotyka zmartwychwstałego Jezusa. To ona mówi do niego: Rabbuni, czyli ukochany nauczycielu.
To właśnie podczas tego spotkania Chrystus sprawi, że jej rola w całej historii Wielkiej Nocy nabierze wyjątkowego znaczenia. To ją wybierze Jezus, by innym oznajmiła, że powstał z martwych. Było to wielkie wyróżnienie, bo w czasach Chrystusa kobiety - delikatnie mówiąc - były postaciami bardzo drugoplanowymi, ich słowo w sądzie się liczyło mniej niż słowo mężczyzny - zaznacza ks. Wysocki.
A tymczasem Chrystus nie mówi do swoich uczniów: idźcie i oznajmijcie, tylko zwraca się właśnie do Magdaleny: idź i powiedz moim uczniom to, co zobaczyłaś, czyli bądź świadkiem zmartwychwstania.
Nie należy zapominać o tym, że postać Marii Magdaleny była wielokrotnie wspominana przez różnych pisarzy wczesnochrześcijańskich, a w tradycji Kościoła, jest jedną z popularniejszych świętych, patronką wielu zakonów i świątyń - podkreśla ks. dr Marcin Wysocki.
Maria Magdalena jest m.in. patronką uczniów i studentów, więźniów, sprowadzonych na złą drogę, fryzjerów, ogrodników, właścicieli winnic, sprzedawców wina, tkaczy, producentów perfum i pudru, dzieci mających trudności z chodzeniem; jest też wzywana w przypadku choroby oczu, zarobaczenia, niepogody.
Ciało Chrystusa złożył do grobu Józef z Arymatei. Jak pisze Jan Ewangelista, był on uczniem Jezusa, "lecz ukrytym z obawy przed Żydami". Był osobą majętną i wysoko postawioną, członkiem Sanhedrynu - Wysokiej Rady Żydowskiej. Pochodził z niewielkiego miasteczka Arymatea, leżącego ok. 50 km na północ od Jerozolimy.
Józef z Arymatei, podobnie jak Nikodem, zasiadał w ławach Rady podczas przesłuchań Jezusa u Kajfasza. Śledził też przebieg Jego procesu przed Piłatem. Józef - jak przypomina ks. Wysocki - nie zgodził się z wyrokiem Wysokiej Rady, sprzeciwił się fałszywemu oskarżeniu Jezusa.
Zgodnie z ewangelicznym przekazem, to właśnie Józef z Arymatei wybrał się do Piłata, aby prosić go o ciało zmarłego Jezusa. I zgodę otrzymał. Był z pewnością jedną ze znaczniejszych postaci w ówczesnym środowisku, skoro udał się do Piłata, skoro został przyjęty przez Piłata - podkreśla ks. Wysocki.
To Józef kupił płótno, którym miało być owinięte ciało Chrystusa. On zdjął ciało Chrystusa z krzyża. I on w końcu złożył ciało Chrystusa w grobie, który miał wykuty w skale dla samego siebie - wylicza duchowny. Grób Józefa wykuto w skale w pobliżu Golgoty (zwyczaj posiadania grobu na terenie własnej posiadłości został przejęty przez zamożniejszych Żydów od Rzymian).
To właśnie z postacią Józefa z Arymatei wiąże się legenda św. Graala. Zgodnie z nią, właśnie Józef miał zebrać do kielicha, którego Jezus używał podczas Ostatniej Wieczerzy, krew wyciekającą z boku ukrzyżowanego Chrystusa. I właśnie Józef stał się opiekunem Graala.
Jak mówi jedna z wersji legendy, Józef wraz z kielichem miał trafić do Hiszpanii, gdzie podobno kielich znajduje się do tej pory - opowiada ks. Wysocki.
Ale jest także inny wariant tej opowieści: późnośredniowieczna legenda o królu Arturze i rycerzach okrągłego stołu. Zgodnie z nią, po zmartwychwstaniu Jezusa Józef został wtrącony do lochu. Tam też odwiedza go Chrystus i przekazuje mu kielich z krwią, jaka wypływała z jego ran, gdy wisiał na krzyżu. Po kilku latach Józef opuszcza więzienie, trafia do Rzymu, a następnie do Anglii. To tam kielich ginie. W poszukiwania św. Graala włączają się rycerze króla Artura: Lancelot i Persifal.
I tak oto - mówi ks. Wysocki - ten, który nie przyznał się początkowo do Chrystusa, wyświadcza Chrystusowi ostatnią posługę, oddaje swój majątek, a potem staje się powiernikiem najświętszych tajemnic, czyli tajemnic Eucharystii, bo tym był właśnie Święty Graal. I - jak mówią legendy - szerzy imię Chrystusa na Wyspy Brytyjskie, na Hiszpanię, na Gallę.
Justyna Kamisińska